Ola
We live, as we dream – alone.
poniedziałek, 27 stycznia 2014
Moi drodzy...
Witam, po długim namyśle zdecydowałam, że nie będę już pisać opowiadań. Jest mi bardzo przykro, ale mam zbyt mało czasu, aby pisać. Również brak pomysłu... Kończę z pisaniem. Bardzo dziękuję tym, którzy czytali "Rose" jestem wam bardzo wdzięczna. A teraz całuję i pozdrawiam wszystkich ludków, mam nadzieję, że mnie zrozumiecie... Branoc miśki :* ;c
środa, 1 stycznia 2014
Rose cz. 2 rozdział 2
Rose cz. 2 rozdział 2
Odwróciłam się i zaczęłam iść w stronę metra. Około godziny 19:15 byłam już w domu. Wzięłam kąpiel i zaczęłam się rozpakowywać. Kiedy wyjęłam jedną z bluz wyleciała z niej pognieciona kartka. Rozłożyłam ją i zobaczyłam napis „Zadzwoń, Damian”. Naprawdę on myśli, że ja dam się nabrać na takie gierki? Uh... – powiedziałam do siebie. Wreszcie skończyłam się rozpakowywać. Zgasiłam światło i położyłam się na łóżku. Po raz kolejny słone łzy spływały mi powoli po policzku... Aron... – westchnęłam.
Obudziłam się wczesnym rankiem. Słońce dopiero zaczynało swą wędrówkę po bezchmurnym, błękitnym niebie. A jego promienie wpadały prosto do mojego pokoju. Wstałam z łóżka i podeszłam do szafy. Wyjęłam z niej szorty, nie wiem, czy już wam wspominałam, ale uwielbiam krótkie spodenki! Założyłam na siebie również koszulę w kratę. Zmieniłam trochę swoje uczesanie, od teraz nie mam przedziałka, tylko grzywkę na bok. Potem zeszłam na dół. Tam czekały na mnie gofry z marmoladą.
Obudziłam się wczesnym rankiem. Słońce dopiero zaczynało swą wędrówkę po bezchmurnym, błękitnym niebie. A jego promienie wpadały prosto do mojego pokoju. Wstałam z łóżka i podeszłam do szafy. Wyjęłam z niej szorty, nie wiem, czy już wam wspominałam, ale uwielbiam krótkie spodenki! Założyłam na siebie również koszulę w kratę. Zmieniłam trochę swoje uczesanie, od teraz nie mam przedziałka, tylko grzywkę na bok. Potem zeszłam na dół. Tam czekały na mnie gofry z marmoladą.
-Mmm... co tak pięknie pachnie? – spytałam z uśmiechem.
-Zrobiłam ci dziś na śniadanie gofry. – odpowiedziała z
zadowoleniem babcia.-A czemu tak wcześnie wstałaś, słoneczko?
-Przepiękny dziś poranek... w sam raz na jakąś
wycieczkę... – odrzekłam.
-Masz rację. – powiedziała babcia.
Uśmiechnęłam się
lekko. Wtedy wpadłam na świetny pomysł.
-Babciu? Mam takie pytanko... – rzekłam niepewnie.
-Tak? Śmiało mów. – oświadczyła.
-Czy ta szkoła jest daleko? – zapytałam.
-Niezbyt, a czemu pytasz? – odpowiedziała pytaniem na
pytanie babcia.
-Może bym się tam przeszła, z Karoliną... – pomyślałam, a
następnie powtórzyłam na głos.
-Dobrze, ale najpierw zjedz! – przykazała mi babcia.
-Ok.
Po zjedzeniu
przepysznego śniadania poszłam na górę i zadzwoniłam do Karoliny.
-Tak? – usłyszałam znajomy mi głos.
-Hej Karolino! Wiesz może byśmy poszły na jakiś krótki
spacerek? – zaproponowałam.
-Spoko, to o której? – zapytała dziewczyna.
-Hmm, no nie wiem o jedenastej, pasuje? – zadałam
pytanie.
-Tak, tak! To do zobaczenia. – odrzekła Karolina.
Położyłam się na
łóżku i zaczęłam przeglądać nowości na facebook’u. Dochodziła jedenasta.
Wzięłam telefon, kasę i wyszłam z domu. Pod blokiem czekała na mnie Karolina z
jakimś chłopakiem. Miał on czarne włosy i niebieskie oczy. Był dosyć wysoki.
-Hej Karolina – przywitałam się z dziewczyną dając jej
buziaka w policzek.
-Hej, mam nadzieję, że nie jesteś zła... wzięłam ze sobą
Sebastiana, mojego chłopaka... – powiedziała przedstawiając mi chłopaka.
-Jak już wiesz jestem, Seba, a ty? – zapytał Sebastian.
-Ja jestem Rose... – wyszeptałam.
-Nie jesteś stąd? – zadał pytanie.
-Nie, pochodzę z Sydney, ale często bywałam u dziadków, z
nimi obecnie mieszkam... – odpowiedziałam.
-Spoko. – powiedział Sebastian.
-To co idziemy na ten spacerek? – spytała Karolina.
-Tak, wiecie jak dojść do tego liceum? Chciałabym je
zobaczyć. – rzekłam.
-No wiemy, ja do niego chodzę, ale dziś mam wolne,
właśnie wróciłem z zawodów. – oświadczył Sebek.
-To świetnie, jak wam poszło? – zapytałam z
zaciekawieniem.
-Jak zawsze to Damian dominował na meczu, najwięcej
wrzuconych koszy, co tu dużo mówić, ale wygraliśmy i jesteśmy w finale! –
odpowiedział chłopak.
-A kto to ten Damian? – zadałam kolejne pytanie.
-Damian? Mój kumpel, gra w kosza, a no i wszystkie
dziewczyny do niego wzdychają... – odrzekł Seba.
-Aha... To co idziemy? – zapytałam.
-No jasne chodźmy! – wykrzyknęła Karola.
Szliśmy przez
śliczny park, porośnięty wieloma kolorowymi kwiatami. Przechodziliśmy obok
fontanny. Aż w końcu dotarliśmy pod gmach liceum. Właśnie zadzwonił dzwonek i
wszyscy uczniowie wyszli przed szkołę. Wtedy do Karoliny podeszły trzy
dziewczyny. Jedna, wysoka szatynka o szarych oczach i smukłej figurze - Lena. Wysoka,
niebieskooka dziewczyna o blond włosach to Martyna i jeszcze Nikola – malutka,
drobna szatynka z brązowymi, czekoladowymi oczami. Oprócz nich do Sebka
podeszli również chłopcy. Arek i Kamil. Arek to szatyn z grzywką, o zielonych
tęczówkach. A Kamil – przystojny, wysoki brunet o brązowych oczkach. Wszyscy
się poznaliśmy i można powiedzieć, że się „Zaprzyjaźniliśmy”. Chwilę potem
doszła jeszcze jedna osoba. Był to już dobrze mi znany Damian, Damian
Musielewicz. Przewróciłam oczami na widok wszystkich dziewczyn podchodzących do
niego. Nie wierzę to on jest niby tym przystojniakiem, który uwodzi dziewczyny?
– pomyślałam.
-Hej, Rose! – wykrzyknął chłopak.
-Nie pamiętam, czy już przeszliśmy na Ty? – zapytałam.
-Chyba nie, ale już najwyższy czas abyśmy się lepiej
poznali. – oznajmił Damian.
-Dobrze Damianie już wiem jak się poznamy... spotkajmy się za kilka minut na boisku obok
liceum, zobaczymy na co cię stać! – krzyknęłam, a następnie zaczęłam biec w
stronę domu.
-Ale czekaj! – słyszałam głos dochodzący zza moich
pleców, lecz nie zważając na to biegłam dalej przed siebie.
Wpadłam do domu
jak oszalała. Przebrałam się szybko w sportowe ciuchy i założyłam buty do gry w
kosza, wzięłam dużą butelkę wody i bez słowa wybiegłam z mieszkania. Wreszcie
jestem na miejscu, ten bieg to niezła rozgrzewka. Po chwili podszedł do mnie
Kamil i zapytał:
-Jesteś pewna, że chcesz z nim grać? To mistrz naszej
szkoły...
-Tak, jestem pewna i uwielbiam ryzyko, co będzie to
będzie – trudno. – odpowiedziałam chłopakowi.
-No ok, powodzenia... – to mówiąc chłopak uderzył mnie
lekko w ramie.
-Nie dziękuję – odpowiedziałam.
Po kilku minutach
na boisku pojawił się Damian. Spojrzał na mnie niepewnie, a potem zapytał:
-To jak pojedynek, na jeden kosz.
-Może być – odpowiedziałam obojętnie.
W tym momencie
zaczęliśmy grać. Kryształowe krople potu pojawiły się na moim ciele. Damian
przekładał piłkę z ręki do ręki i między nogami. Przewidziałam jego kolejny
ruch i wytrąciłam mu piłkę. Zakończyłam akcję rzutem za trzy punkty. Widziałam
już tą ponurą minę Damiana. Chłopak był przy piłce i tym razem to on trafił do
kosza. Szliśmy łeb, w łeb, ząb, za ząb. Był remis wtedy miałam stuprocentową
okazję do rzutu, ale poczułam promieniujący ból w okolicach głowy, nie mogłam
złapać oddechu. Miałam wrażenie jakby wszystko wokół wirowało aż w końcu
upuściłam piłkę i poleciałam do tyłu. Czułam jak ktoś mnie łapie, ale nie
wiedziałam kto. Po chwili obudziłam się na kwiecistej łączce i zobaczyłam cień
jakiejś przedziwnej istoty. To coś po chwili podeszło do mnie i wypowiedziało
następujące słowa: „Już niedługo Twe
przeznaczenie się spełni, wypełni się ta pustka w naszej krainie... Przygotuj
się na to! Ja już na ciebie czekam”... wtedy ujrzałam fioletowe oczy tego
czegoś. Strasznie się bałam, byłam taka przerażona, jak nigdy. Nie wiedziałam
co się dzieję. Wtem otworzyłam oczy. Zobaczyłam salę lekarki, taką jak wtedy
kiedy zemdlałam... w Sydney. Wstałam z łóżka i zobaczyłam stojącego w drzwiach
Arona. Przecierałam oczy z niedowierzania Na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
Z każdym krokiem Aron stawał się coraz ciemniejszy i ciemniejszy. A kiedy byłam
już naprawdę bardzo blisko niego... rozpłynął się w powietrzu, a ja wpadłam w
jakąś dziurę. Leciałam i leciałam aż w końcu przebudziłam się na boisku wszyscy
byli zgromadzeni wokół mnie. Już dobrze? Jak się czujesz? Nic ci nie jest? Co
ci się stało? – słyszałam wszystkie pytania, ale nie odpowiedziałam. Po prostu
podniosłam się i poszłam w stronę domu. Byłam załamana... Co tam robił Aron?!
Może za dużo o nim myślę... – rozmyślałam. Nagle usłyszałam melodię, którą
miałam ustawioną jako dzwonek. Wzięłam telefon i moim oczom ukazało się zdjęcie
Arona, właśnie dzwoni... jestem taka pozytywnie zaskoczona!
-Tak?
-Spotkamy się dziś, czekaj na mnie! – usłyszałam
zachrypnięty, gruby głos.
-Ale, gdzie? Co? Uh. – chłopak nie czekając na moją
odpowiedź rozłączył się.
Po jakimś czasie
byłam w domu, nie odzywałam się do dziadków. Poleciałam do pokoju, trzasnęłam
drzwiami i rzuciłam się prosto na łóżko. Ciągle jakieś tajemnice, o co w ogóle
chodzi w tym wszystkim... i ta tajemnicza postać, z fioletowymi oczami... te
słowa „Już niedługo Twe przeznaczenie się
spełni, wypełni się ta pustka w naszej krainie... Przygotuj się na to! Ja już
na ciebie czekam” jakie znowu przeznaczenie?! Jaka kraina?! Zaczynam się
bać... – głośno myślałam. Nastała ciemna, ponura noc. Światło Księżyca w pełni
wpadało do mego pokoju. Poszłam się umyć, a następnie położyłam się do łóżka.
Przekręcałam się z boku na bok, aż w końcu zasnęłam. W pewnej chwili usłyszałam
jakieś walenie. Szczypałam się, z nadzieją, że to może jest sen, ale myliłam
się... Przez okno wleciał połyskujący pył. Wystraszyłam się straszliwie. W
pewnym momencie z tajemniczego pyłu utworzyła się postać. To była ta istota,
którą widziałam wtedy, jak zemdlałam. Ręce trzęsły mi się z przerażenia. Każdy
krok potwora sprawiał, że moje serce biło szybciej i szybciej. Po chwili to
straszne coś przemówiło: „Nadszedł czas,
abyś wreszcie się dowiedziała po co do ciebie przychodzę... jestem magiczną
istotą z krainy Moris. Potrzebujemy wojowniczki, która obroni nasze miasto...
ty nią jesteś! Zapomniałem ci się przedstawić, pewnie mnie nie poznajesz w tym
wcieleniu. Znajomy z Sydney, który...” Istota nie dokończyła zdania - zniknęła, ponieważ ktoś rzucił kamieniem w
okno. Szyba rozbiła się w drobny mak. Byłam taka rozbita i sparaliżowana, że do
rana nawet na minutkę nie zmrużyłam oka...
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*
Witajcie kochani!
Życzę tylko tego, aby 2014 był lepszy od wcześniejszego
Wreszcie się zaczął!
2
0
1
4
A teraz trochę na temat opowiadanka ;3
2
0
1
4
A teraz trochę na temat opowiadanka ;3
Polub, nie pożałujesz!
https://www.facebook.com/pages/Kochaj-Nawet-je%C5%9Bli-mia%C5%82by-by%C4%87-tw%C3%B3j-najwi%C4%99kszy-b%C5%82%C4%85d/1393970454186935
niedziela, 29 grudnia 2013
New Look
Heeey,
jak się podoba nowy szablon? Na życzenie Oli poszukałyśmy i pobrałyśmy szablon ze strony Zaczarowane Szablony. Według mnie jest taki tajemniczy i magiczny. Idealnie oddaje atmosferę opowiadań... Szkoda, że nie wiem co napisać... Eh... Może coś nabazgrzę? Zobaczymy.
Szczęśliwego Nowego Roku kochani!
Jula
środa, 25 grudnia 2013
I can't
Hey,
obiecałam Wam kolejną część Zaczarowanej po Nowym Roku. Obawiam się, że to nie dojdzie do skutku. Nie mam motywacji, wena poszybowała wysoko w przestworza i nie wiem czy powróci. Czytelniczka pisała, że ona to będzie czytać, a teraz odeszła. Na razie nic nie napisze. Czytajcie opowiadania mojej przyjaciółki.
Koniec?
Do zobaczenia
Jula
PS. Najwyżej udostępnię kawałek, który napisałam wcześniej.
obiecałam Wam kolejną część Zaczarowanej po Nowym Roku. Obawiam się, że to nie dojdzie do skutku. Nie mam motywacji, wena poszybowała wysoko w przestworza i nie wiem czy powróci. Czytelniczka pisała, że ona to będzie czytać, a teraz odeszła. Na razie nic nie napisze. Czytajcie opowiadania mojej przyjaciółki.
Koniec?
Do zobaczenia
Jula
PS. Najwyżej udostępnię kawałek, który napisałam wcześniej.
Rose cz. 1 rozdział 2
Rose cz. 1 rozdział 2
-Witaj w naszym
mieszkaniu! – powiedział dziadek.
Uśmiechnęłam się
lekko.
-Chodź pokażę ci twój nowy pokój, myślę, że będziesz
zadowolona – dodała po chwili babcia prowadzając mnie w głąb mieszkania.
Dom miał dwa
piętra. Na pierwszym salon, kuchnia i łazienka. Na górze 2 pokoje i kolejna
łazienka. Na prawo pokój dziadków, a na lewo mój. Babcia zakryła mi oczy.
Robiłam malutkie kroczki, by się nie
przewrócić. W końcu dotarłyśmy do pokoju, który miał połyskujące, śliwkowe
ściany. Przy jednym z okien, na parapecie było takie mini łóżeczko i poduszka –
zawsze marzyłam o czymś takim! Moją uwagę przykuło wodne łóżko, na które trzeba
było wejść po schodkach.
-Tak właśnie wyobrażałam sobie mój pokój. – westchnęłam.
– jest cudowny! Mocno przytuliłam babcie, a następnie wyszłam z
pomieszczenia. Jeżeli chodzi o
całokształt, dom jest bardzo zadbany i ładnie wygląda – spodobał mi się.
Robiło się już
coraz ciemniej. Słońce powoli zachodziło, a na niebie pojawiały się pierwsze
gwiazdy.
Zjadłam obiad w postaci pierogów, potem grałam w karty z
babcią. Nagle usłyszałam dźwięk mojego telefonu. Ruszyłam pędem na górę.
Zobaczyłam, że dzwoni Andy. Zastanawiałam się czy odebrać. Jednym ruchem palca
przeciągnęłam zieloną strzałkę i powiedziałam do słuchawki.
-Tak? - zapytałam
odbierając.
-Wiem, że pewnie nie chcesz ze mną teraz gadać, ale
posłuchaj. - odpowiedział Andy
- No mów. – prychnęłam.
-Dałaś tę kartkę Caroline, chociaż prosiłem cię, abyś nic
jej nie mówiła, a tym bardziej pokazywała... Zawiodłem się na tobie. Zerwała ze
mną, a na ciebie jest mega wkurzona. Sama sobie na to zapracowałaś, ciekawe jak
to teraz odwrócisz! – krzyczał zdenerwowany do słuchawki.
- Kartkę zostawiłam u niej przypadkowo. Przykro mi. Teraz
już nic nie odwrócę! Jestem w całkowicie innym miejscu i zaczynam nowy rozdział
mojego okropnego życia! A ty nie dzwoń do mnie już nigdy więcej! Żegnam, pa! –
wykrzyczałam, wszystko we mnie buzowało. Rozłączyłam się i rzuciłam telefonem
na łóżko. Następnie zeszłam na dół i kontynuowałam karcianą grę z babcią.
Grałyśmy dość długo. Wybiła godzina 22. Skończyłam grę i poszłam się umyć. Po
orzeźwiającej kąpieli położyłam się na moim wodnym łóżku. Wtedy tęsknota za
Aronem mnie dopadła. Ocierając słone łzy z policzków, dalej o nim myślałam.
Wreszcie zasnęłam. Mój sen nie potrwał długo, aczkolwiek przerwał mi go
koszmar. Obudziłam się z przeraźliwym krzykiem. Śniło mi się, że zostanę sama,
nie będę miała żadnej przyjaciółki – nikogo. Wszyscy będą się ze mnie śmiać itp.
Aż w końcu spotka mnie nieszczęście i tak oto kończy się moje życie. I tak będę
sobą, nieważne, czy mnie zaakceptują, czy nie. To ja i tak będę sobą! Znowu
usnęłam. Wybudził mnie aromatyczny zapach naleśników.
Zajrzałam do walizki, by wyjąć z niej ubrania. Wtedy ogarnął mnie ogromny stres.
Gdzie są moje ciuchy?! – krzyknęłam. Pomyliłam walizki! Super, do tego to są
jeszcze rzeczy jakiegoś kolesia. Zaczęłam szukać namiarów na właściciela. W
pewnej chwili znalazłam karteczkę z napisem „Damian Musielewicz, kontakt 503 112 158” Nie
zastanawiając się sięgnęłam po telefon i wykręciłam numer do chłopaka.
Usłyszałam męski głos w słuchawce.
- Halo?
- Dzień dobry, przy telefonie Damian Musielewicz? –
zapytałam.
- Zgadza się, a o co chodzi? – odpowiedział pytaniem na
pytanie.
- Ym, mam pana walizkę...
– oznajmiłam nieśmiało.
- Pani jest Rose Hilton? Mam jakąś walizkę właśnie tak
podpisaną... – odrzekł chłopak.
- Tak, to umówmy się w jakimś miejscu i oddamy sobie
walizki. – zaproponowałam.
- Dobrze, to może być pod
Pałacem Kultury, dziś o 18:00? – odpowiedział.
- Niech tak będzie... Do zobaczenia. – powiedziałam.
- Do 18:00... – odrzekł chłopak.
Rose chodź na
śniadanie! – usłyszałam dobiegający z
dołu głos babci. Szybko zbiegłam na parter. Napychałam się przepysznym
posiłkiem.
- Może byś się dzisiaj przeszła po okolicy? –
zaproponowała babcia. Mało co się nie zakrztusiłam, kiedy usłyszałam pomysł
Basi.
- A mogę? – zapytałam.
- Oczywiście, że tak. W końcu po wakacjach będziesz tu
chodziła do szkoły, musisz się trochę zorientować w terenie. – odpowiedziała z
uśmiechem kobieta.
- Babciu... Jak dojechać do Pałacu Kultury? – spytałam.
Zobaczyłam jak
moja babcia wychodzi z kuchni. Siedziałam i czekałam na nią. Po chwili wróciła
z kawałkiem papieru w ręce. Potem Barbara rozłożyła na stole wielką mapę i
zaczęła mi tłumaczyć jak tam dojechać. Kilka godzin tłumaczenia i w końcu się
dowiedziałam jak dojechać do Pałacu Kultury. Odruchowo zerknęłam na zegar,
widniały na nim cyferki 16:46.
- No cóż... Nie mam swoich ubrań. – oznajmiłam ze
smutkiem.
- Jak to?! – zapytała z przerażeniem babcia.
- Pomyliłam walizki, ale już skontaktowałam się z jej
właścicielem. Nie mam w co się ubrać... – powiedziałam.
- Wiesz co? Ja już wiem w co się ubierzesz. Mam tutaj
sukienkę twojej mamy, w sam raz na dzisiejszą pogodę. Chodź, pokażę ci ją! – krzyknęła
radośnie babunia i razem poszłyśmy na górę. Dotarłyśmy na pierwsze piętro.
Babcia wyjęła klucz spod szafki i włożyła go w jedną z szuflad, w której
znajdowała się piękna, zwiewna kwiecista sukienka. Jest cudna! – wykrzyczałam
podekscytowana. Barbara wręczyła mi śliczną suknie i kazała ją przymierzyć.
Zrobiłam tak, poszłam do pokoju i założyłam na siebie tą wspaniałą rzecz.
- I jak wyglądam? – zapytałam z lekkim uśmiechem.
- Fenomenalnie córciu! A teraz idź pomaluj się troszeczkę
i rozpuść włosy! – krzyknęła zadowolona.
-Babciu, ja idę tylko odzyskać moje ubrania i inne
rzeczy, to nie jakaś randka... – odpowiedziałam z mniejszym entuzjazmem.
- No dobrze, dobrze idź już! – powiedziała babcia.
Weszłam do pokoju, zrobiłam sobie czarne kreski,
rozpuściłam moje blond włosy. Wzięłam telefon i walizkę a, następnie pobiegłam
do babci, by dała mi pieniądze na bilet. Zaczęłam się ubierać, pożegnałam się i
wyszłam z domu. Chwilę potem byłam już przed blokiem. Teraz muszę iść do metra
– pomyślałam. Po jakimś czasie stałam już przed Pałacem Kultury. Czekałam w
umówionym miejscu, lecz chłopak się nie zjawiał. Zaczęłam się niecierpliwić.
Nagle poczułam czyiś dotyk na ramieniu. Ze strachu aż podskoczyłam i szybko się
odwróciłam. Wtedy ujrzałam zakapturzonego chłopaka, jego sylwetka mi kogoś przypominała... Usłyszałam dobrze znany mi głos.
-Wystraszyłem cię?
-Nie, nie... Możesz zdjąć kaptur? – zapytałam z nadzieją,
że to może jest Aron.
Chłopak według
mojej prośby zdjął kaptur. Moim oczom ukazał się przystojny, wysoki brunet o
brązowych oczach. Zamyśliłam się.
- Ty jesteś Rose Hilton? – spytał chłopak. – Hmm? – zadał pytanie ponownie.
Wtedy się otrząsnęłam i odpowiedziałam.
- Tak, tak to ja, zgadza się, oczywiście!
-W takim razie mam twoją walizkę... Proszę – powiedział
chłopak oddając mi moje rzeczy.
-Dziękuję bardzo, a tu jest twoja – rzekłam wręczając mu
jego własność.
-Dzięki... – odpowiedział.
Odwróciłam się i
zaczęłam iść w stronę metra. Około godziny 19:15 byłam już w domu. Wzięłam
kąpiel i zaczęłam się rozpakowywać. Kiedy wyjęłam jedną z bluz wyleciała z niej
pognieciona kartka. Rozłożyłam ją i zobaczyłam napis „Zadzwoń, Damian”. Naprawdę on myśli, że ja dam się nabrać na takie gierki?
Uh... – powiedziałam do siebie. Wreszcie skończyłam się rozpakowywać. Zgasiłam
światło i położyłam się na łóżku. Po raz kolejny słone łzy spływały mi powoli po
policzku... Aron... – westchnęłam.
~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~
Hej, oto jest i kolejna część przygód Rose :>
Jak wrażenia? Jakie masz zdanie na temat tego opowiadania? Odpowiedz w komentarzu!
Zachęcam również do czytania "Zaczarowanej"! Zapraszam na stronę ze zdjęciami bohaterów mojego opowiadania, są nowości ^^
A i jeszcze jedno. Jak tam po świętach? Pochwalcie się co dostaliście!
Chcecie żeby opowiadanie było fantastyczne? Całuuusy :*
poniedziałek, 23 grudnia 2013
Wesołych!
Z okazji zbliżających się Świąt, chciałabym Wam życzyć, byście ten piękny okres w roku spędzili ciepło, wraz z rodziną. Aby Mikołaj obsypał Was mnóstwem prezentów. By pierogi pysznie smakowały i karpie chichotały. Niech się spełnią wasze najskrytsze marzenia, abyście byli szczęśliwi, by wszystkie problemy, smutki zniknęły. I jeszcze Wam życzę, aby troszkę posypało śnieżku... Również udanego sylwestra spędzonego z przyjaciółmi i wspaniałego zbliżającego się 2014 roku.Tego Wam życzę z całego mojego serduszka. Kto, by pomyślał, że to tak szybko zleci...
Wesołych Świąt!
Życzy Ola :*
Merry Xmas!
Witajcie Kochani,
W dniu Narodzenia Bożego
chcę Wam życzyć z serca całego
by smutki zniknęły,
żeby troski zginęły.
Szczęście się ukazało
i zdrowie dopisało.
Karpia smacznego,
prezentu wspaniałego,
uśmiechu na twarzy
oraz niech Was los miłością obdarzy.
Autorka: Jula P
Mam nadzieję, że w przeciwieństwie do mnie, te święta będą dla Was wspaniałe, magiczne. Życzę również wspaniałego melanżu w Nowym Roku. A także by cały rok 2014 był najszczęśliwszy.
Co do opowiadania ukaże się ono po Nowym Roku, gdyż będę bardzo zajęta. Przygotowania do świąt, do gości w sobotę, sylwka i te sprawy. Mam nadzieję, że mnie rozumiecie.
Merry Christmas!
Julka
W dniu Narodzenia Bożego
chcę Wam życzyć z serca całego
by smutki zniknęły,
żeby troski zginęły.
Szczęście się ukazało
i zdrowie dopisało.
Karpia smacznego,
prezentu wspaniałego,
uśmiechu na twarzy
oraz niech Was los miłością obdarzy.
Autorka: Jula P
Mam nadzieję, że w przeciwieństwie do mnie, te święta będą dla Was wspaniałe, magiczne. Życzę również wspaniałego melanżu w Nowym Roku. A także by cały rok 2014 był najszczęśliwszy.
Co do opowiadania ukaże się ono po Nowym Roku, gdyż będę bardzo zajęta. Przygotowania do świąt, do gości w sobotę, sylwka i te sprawy. Mam nadzieję, że mnie rozumiecie.
Merry Christmas!
Julka
Trochę świątecznej grafiki ze śniegiem, którego brak... Aczkolwiek ja jestem szczęśliwa, bo nie cierpię zimy.c;
środa, 18 grudnia 2013
How people can be cruel.
Szmutno, szmutno, zimno, kocyk w praniu, gorąca czekolada się skończyła, sweterek nie grzeje, więc napisałam takie dziwne, psychiczne opowiadanie. Uznasz mnie za nienormalną? Ok. Nie raz już się z tym spotykałam, że jestem dziwna, pokręcona, głupia, nieogarnięta, niezdarna, złośliwa, wredna. I wiele innych wspaniałych rzeczy. Ale trzeba pamiętać, że to moja kochana klasa i szkoła spowodowało to, że jestem taka. I mimo wszystko dziękuję tym osobom. Dzięki im jeżeli coś zaboli, zaboli mniej.
W dodatku, choć to trudne do uwierzenia opowiadanie to nie jest całkowicie zmyśloną fikcją, może ni jest dokładnie tak jak w poniższym opowiadaniu, ale jednak ma coś wspólnego. Wiele osób coś takiego przechodzi. A o co dokładniej chodzi dowiecie się poniżej.
Była to osoba o długich brązowych, prostych włosach. Jej oczy były w identycznym kolorze. Sylwteka dziewczyny była bardzo drobna i szczupła. Nie była osobą najwyższą, można by powiedzieć, że była średniej wysokości. To czternastolatka o imieniu Caroline, za dwa tygodnie miała skończyć piętnaście lat.
W szkole nie była uważana za popularną, raczej trzymała się z boku i nie chciała mieć do czynienia z ludźmi, których nie za bardzo znała. Miała ukochaną przyjaciółkę, Jane. Była zawsze z nią, wszystko wspaniale, niby świetnie. Była blondynką o ślicznych błękitnych jak niebo oczach. Figurę miała niczego sobie. Raczej niska osoba. Idealna pod każdym względem. Taka była w oczach wszystkich osób.
Pewnego dnia Caroline idąc dobrze sobie znanym szkolnym korytarzem zobaczyła swoją przyjaciółkę, która uroczo śmiejąc rozmawiała z dziewczynami ze starszej klasy. Ona sama nie miała tak dobrych kontaktów ze innymi uczniami, a tym bardziej starszymi, więc nie miała o czym z nimi gadać i jak. Jedna miała na imię Janette, szatynka, o zielonkawych oczach, niska. Jeszcze była Samanta, rudowłosa, czarnooka piękność. No i Juliette, czarnowłosa perfekcjonistka.
Brązowowłosa powoli podeszła. Uśmiechnęła się do Jane. Jej przyjaciółka tylko na nią spojrzała i odkręciła głowę w inną stronę.
"Coś tu jest nie tak" - pomyślała brunetka.
Przysiadła się do nich na ławce. Ich dotychczasowe szepty zostały przerwane. Rówieśniczki spojrzały na przybyłą. Milczały.
- O co chodzi? - zapytała powoli Caroline, jakby się domyślając o co chodzi.
- A nic, nic... - szybko powiedziała Jane.
- Jak zwykle - mruknęła.
Odeszła w głębokim smutku i zamyśleniu. Była zawiedziona postępowaniem najlepszej przyjaciółki.
Było tak dzień w dzień. Samotność zawładnęła posępną brunetką. Dziewczyny zaczęły być w stosunku do niej opryskliwie, niemiłe, wręcz wredne. To znęcanie i wyśmiewanie uważały za rzecz śmieszną i normalną. Cieszyło je to.
Gdy nasza bohaterka przechodziła obok filara słysząc ich cichą rozmowę przystanęła. Poczekała chwilę za nim, łzy opadały powoli na jej policzek gdy z ust osoby, która była dla niej zaufaną i wspaniałą dziewczyną usłyszała te słowa:
-... Widzicie? Mówiłam, że tak zareaguje! Dobrze jej tak, chciała mi zabrać tą dla mnie wartościową pamiątkę rodzinną, to teraz dostała to na co zasłużyła. Świetnie się spisałyście! - chwaliła je napawając się chwilą.
Jaka pamiątka? A tak. Jane miała broszkę po babci, która niespodziewanie zniknęła. Ale ona jej nie ukradła... Ona nic nie zrobiła, była niewinna i doskonale to wiedziała. A nawet jeśli, to dlaczego zrobiła coś takiego?
Wtedy otarła łzy i wyskoczyła zza filara.
- Co ty mówisz?! - krzyczała - Ja nic nie ukradłam! - broniła się.
- Nie dojść, że kradnie to jeszcze podsłuchuje - szydziła Janette.
- Żałosne jednym słowem - Samanta zawtórowała.
- Jane, czemu mi to robisz? Ja nic nie zrobiłam, uważała cię za przyjaciółkę, mówiłam ci wszystko... Nasza parzyjaźń... Co z nią? - starała się być silna, pokazać, że jest nie jest słaba.
- Naszej przyjaźni nie ma i nie było - z triumfem oznajmiła blondynka.
Te słowa bardzo zabolały. Bolały i od środka rozrywały Caroline. Została sama, a w dodatku w kłótni, której nie lubiła i zawsze chciała jej uniknąć. Nie cierpiała wdawać się w takie dyskusje, zwłaszcza z kochaną blondynką, która potrafiła wszystkich nastawić przeciw niej.
- A tak w ogóle to śliczna bluzka - stwierdziła Juliette - Szkoda, że taka brudna - śmiała się.
- Brudna? - zapytałam nic nie rozumiejąc.
Wtedy niepozorna czarnowłosa dziewczyna wyjęła z ręki koleżanki pudełko z sałatką, którą jadła i cisnęła w już doszczętnie roztrzęsioną brunetkę.
- Tak! - śmiała się Jane.
Wtedy zabrzmiał dzwonek na lekcje. One poszły, a ona została tu sama. Łzy powoli spływały po jej jaskraworóżowym policzku. Nie zauważyła, że ktoś za nią stoi. Odwróciła się by iść do łazienki. Natrafiła na Brandona.
- Czy wszystko jest w porządku? Widziałem jak Juliette rzuciła w ciebie tą sałatką i przybiegłem - oznajmił.
- Nic nie jest w porządku - wybuchnęłam rozpaczliwym szlochem.
Kolega mnie przytulił. Od tej chwili stali się przyjaciółmi, nawet kimś więcej. O wszystkim mu opowiedziałam, wspierał mnie jak nikt inny. Parę tygodni później stali się parą. Wszystko układało się wspaniale. Ona była w nim zakochana, on w niej.
Lecz wtedy, tego pamiętnego dnia, gdy Caroline czekała na stołówce na swojego wybranka zobaczyła coś strasznego. Jane z nim rozmawiała. To nie mogło wróżyć nic dobrego.
Chłopak nie przyszedł. Nie chciał potem mówić czemu. Zaczął jej unikać aż w końcu z niewyjaśnionych przyczyn zerwał z nią pisząc sms-a.
Płakała dniami i nocami. Serce miała rozerwane na strzępy. Straciła ochotę do życia. Dowiedziała się, że Jane wymyśliła to z pamiątką. Wsadziła do plecaka Caroline broszkę i udała, że brunetka ją ukradła. Porobiła zdjęcia, miała dowody. Zrobiła tak z paroma innymi rzeczami. A Brandon jej uwierzył. Ale czemu jej? Skoro ją kochał to czemu najpierw nie pogadał ze swą dziewczyną? Tego nikt nie rozwikła.
Dnia dwudziestego pierwszego czerwca były urodziny fałszywej przyjaciółki. Kolejnego dnia miały być jej byłego. Wtedy, koło północy włączyła komputer i facebooka. Napisała do Jane jak bardzo chciałaby naprawić tą przyjaźń i zrozumieć czemu tak zrobiła, a ukochanemu, którego wciąż kochała napisała, że kocha go dalej i on jest dla niej wszystkim. Chciała się też dowiedzieć czemu to zrobili. Ostatnie słowa, które napisała do Brandona były następujące: "Kocham cię mimo wszystko, i nigdy cię nie zapomnę, będę nad tobą czuwać, by twa kolejna wybranka była szczęśliwa". Do blondynki napisała również: "Będę tęsknić i pamiętaj, że zawsze będę przy tobie". Nie odpowiedzieli od razu. Pokazała się tylko ikonka "przeczytano 23:49". Zostawiła otwarty komputer.
Dziewczyna ubrała się w najpiękniejsze ubrania. Ułożyła włosy w najpiękniejszą fryzurę jaką potrafiła zrobić. Umalowała się jak na najwspanialszą uroczystość.Przed tym jeszcze pościeliła i posprzątała pokój. Na łóżku położyła kopertę.
Wyszła po cichu przez okno (mieszkała w domku jednorodzinnym, parterowym). Podążyła zwiewnym krokiem nad lubianą z dzieciństwa rzeczkę. Tam pierwszy raz spotkała Jane. Pierwszy piknik z Brandonem zjadła właśnie tam. Usiadła na mostku. Pozwoliła łzom płynąć. Powoli opadały w dół, w rwący nurt stawu. Patrzyła z rozrzewnieniem w dal. Wspominając całe swoje życie. Pełne smutku, żalu, ale i pięknych chwil. Życie choć bardzo ją zraniło, niektóre wspomnienia miała wspaniała i godne zapamiętania na wieki. Lecz wiedziała, że ona już nie da rady. Powoli nieświadoma tego co robi opadła w dół, przez poręcz. Wpadła do złowrogiej rzeki i dała się pchać nurtowi prosto przed siebie. Woda była zimna. Skały kaleczyły jej ciało. Ale to nic. Nic w porównaniu z tym co przeżyła.
Ostatnie co ujrzała to krzyczący coś na brzegu Jane i Brandon. Nie wiedziała czy to zwidy, czy prawda. Ale była już szczęśliwa, odpływała w krainę wiecznego spokoju.
Pamiętaj, zanim coś zrobisz pomyśl, możesz doprowadzić do nieszczęścia.
W dodatku, choć to trudne do uwierzenia opowiadanie to nie jest całkowicie zmyśloną fikcją, może ni jest dokładnie tak jak w poniższym opowiadaniu, ale jednak ma coś wspólnego. Wiele osób coś takiego przechodzi. A o co dokładniej chodzi dowiecie się poniżej.
Była to osoba o długich brązowych, prostych włosach. Jej oczy były w identycznym kolorze. Sylwteka dziewczyny była bardzo drobna i szczupła. Nie była osobą najwyższą, można by powiedzieć, że była średniej wysokości. To czternastolatka o imieniu Caroline, za dwa tygodnie miała skończyć piętnaście lat.
W szkole nie była uważana za popularną, raczej trzymała się z boku i nie chciała mieć do czynienia z ludźmi, których nie za bardzo znała. Miała ukochaną przyjaciółkę, Jane. Była zawsze z nią, wszystko wspaniale, niby świetnie. Była blondynką o ślicznych błękitnych jak niebo oczach. Figurę miała niczego sobie. Raczej niska osoba. Idealna pod każdym względem. Taka była w oczach wszystkich osób.
Pewnego dnia Caroline idąc dobrze sobie znanym szkolnym korytarzem zobaczyła swoją przyjaciółkę, która uroczo śmiejąc rozmawiała z dziewczynami ze starszej klasy. Ona sama nie miała tak dobrych kontaktów ze innymi uczniami, a tym bardziej starszymi, więc nie miała o czym z nimi gadać i jak. Jedna miała na imię Janette, szatynka, o zielonkawych oczach, niska. Jeszcze była Samanta, rudowłosa, czarnooka piękność. No i Juliette, czarnowłosa perfekcjonistka.
Brązowowłosa powoli podeszła. Uśmiechnęła się do Jane. Jej przyjaciółka tylko na nią spojrzała i odkręciła głowę w inną stronę.
"Coś tu jest nie tak" - pomyślała brunetka.
Przysiadła się do nich na ławce. Ich dotychczasowe szepty zostały przerwane. Rówieśniczki spojrzały na przybyłą. Milczały.
- O co chodzi? - zapytała powoli Caroline, jakby się domyślając o co chodzi.
- A nic, nic... - szybko powiedziała Jane.
- Jak zwykle - mruknęła.
Odeszła w głębokim smutku i zamyśleniu. Była zawiedziona postępowaniem najlepszej przyjaciółki.
Było tak dzień w dzień. Samotność zawładnęła posępną brunetką. Dziewczyny zaczęły być w stosunku do niej opryskliwie, niemiłe, wręcz wredne. To znęcanie i wyśmiewanie uważały za rzecz śmieszną i normalną. Cieszyło je to.
Gdy nasza bohaterka przechodziła obok filara słysząc ich cichą rozmowę przystanęła. Poczekała chwilę za nim, łzy opadały powoli na jej policzek gdy z ust osoby, która była dla niej zaufaną i wspaniałą dziewczyną usłyszała te słowa:
-... Widzicie? Mówiłam, że tak zareaguje! Dobrze jej tak, chciała mi zabrać tą dla mnie wartościową pamiątkę rodzinną, to teraz dostała to na co zasłużyła. Świetnie się spisałyście! - chwaliła je napawając się chwilą.
Jaka pamiątka? A tak. Jane miała broszkę po babci, która niespodziewanie zniknęła. Ale ona jej nie ukradła... Ona nic nie zrobiła, była niewinna i doskonale to wiedziała. A nawet jeśli, to dlaczego zrobiła coś takiego?
Wtedy otarła łzy i wyskoczyła zza filara.
- Co ty mówisz?! - krzyczała - Ja nic nie ukradłam! - broniła się.
- Nie dojść, że kradnie to jeszcze podsłuchuje - szydziła Janette.
- Żałosne jednym słowem - Samanta zawtórowała.
- Jane, czemu mi to robisz? Ja nic nie zrobiłam, uważała cię za przyjaciółkę, mówiłam ci wszystko... Nasza parzyjaźń... Co z nią? - starała się być silna, pokazać, że jest nie jest słaba.
- Naszej przyjaźni nie ma i nie było - z triumfem oznajmiła blondynka.
Te słowa bardzo zabolały. Bolały i od środka rozrywały Caroline. Została sama, a w dodatku w kłótni, której nie lubiła i zawsze chciała jej uniknąć. Nie cierpiała wdawać się w takie dyskusje, zwłaszcza z kochaną blondynką, która potrafiła wszystkich nastawić przeciw niej.
- A tak w ogóle to śliczna bluzka - stwierdziła Juliette - Szkoda, że taka brudna - śmiała się.
- Brudna? - zapytałam nic nie rozumiejąc.
Wtedy niepozorna czarnowłosa dziewczyna wyjęła z ręki koleżanki pudełko z sałatką, którą jadła i cisnęła w już doszczętnie roztrzęsioną brunetkę.
- Tak! - śmiała się Jane.
Wtedy zabrzmiał dzwonek na lekcje. One poszły, a ona została tu sama. Łzy powoli spływały po jej jaskraworóżowym policzku. Nie zauważyła, że ktoś za nią stoi. Odwróciła się by iść do łazienki. Natrafiła na Brandona.
- Czy wszystko jest w porządku? Widziałem jak Juliette rzuciła w ciebie tą sałatką i przybiegłem - oznajmił.
- Nic nie jest w porządku - wybuchnęłam rozpaczliwym szlochem.
Kolega mnie przytulił. Od tej chwili stali się przyjaciółmi, nawet kimś więcej. O wszystkim mu opowiedziałam, wspierał mnie jak nikt inny. Parę tygodni później stali się parą. Wszystko układało się wspaniale. Ona była w nim zakochana, on w niej.
Lecz wtedy, tego pamiętnego dnia, gdy Caroline czekała na stołówce na swojego wybranka zobaczyła coś strasznego. Jane z nim rozmawiała. To nie mogło wróżyć nic dobrego.
Chłopak nie przyszedł. Nie chciał potem mówić czemu. Zaczął jej unikać aż w końcu z niewyjaśnionych przyczyn zerwał z nią pisząc sms-a.
Płakała dniami i nocami. Serce miała rozerwane na strzępy. Straciła ochotę do życia. Dowiedziała się, że Jane wymyśliła to z pamiątką. Wsadziła do plecaka Caroline broszkę i udała, że brunetka ją ukradła. Porobiła zdjęcia, miała dowody. Zrobiła tak z paroma innymi rzeczami. A Brandon jej uwierzył. Ale czemu jej? Skoro ją kochał to czemu najpierw nie pogadał ze swą dziewczyną? Tego nikt nie rozwikła.
Dnia dwudziestego pierwszego czerwca były urodziny fałszywej przyjaciółki. Kolejnego dnia miały być jej byłego. Wtedy, koło północy włączyła komputer i facebooka. Napisała do Jane jak bardzo chciałaby naprawić tą przyjaźń i zrozumieć czemu tak zrobiła, a ukochanemu, którego wciąż kochała napisała, że kocha go dalej i on jest dla niej wszystkim. Chciała się też dowiedzieć czemu to zrobili. Ostatnie słowa, które napisała do Brandona były następujące: "Kocham cię mimo wszystko, i nigdy cię nie zapomnę, będę nad tobą czuwać, by twa kolejna wybranka była szczęśliwa". Do blondynki napisała również: "Będę tęsknić i pamiętaj, że zawsze będę przy tobie". Nie odpowiedzieli od razu. Pokazała się tylko ikonka "przeczytano 23:49". Zostawiła otwarty komputer.
Dziewczyna ubrała się w najpiękniejsze ubrania. Ułożyła włosy w najpiękniejszą fryzurę jaką potrafiła zrobić. Umalowała się jak na najwspanialszą uroczystość.Przed tym jeszcze pościeliła i posprzątała pokój. Na łóżku położyła kopertę.
Wyszła po cichu przez okno (mieszkała w domku jednorodzinnym, parterowym). Podążyła zwiewnym krokiem nad lubianą z dzieciństwa rzeczkę. Tam pierwszy raz spotkała Jane. Pierwszy piknik z Brandonem zjadła właśnie tam. Usiadła na mostku. Pozwoliła łzom płynąć. Powoli opadały w dół, w rwący nurt stawu. Patrzyła z rozrzewnieniem w dal. Wspominając całe swoje życie. Pełne smutku, żalu, ale i pięknych chwil. Życie choć bardzo ją zraniło, niektóre wspomnienia miała wspaniała i godne zapamiętania na wieki. Lecz wiedziała, że ona już nie da rady. Powoli nieświadoma tego co robi opadła w dół, przez poręcz. Wpadła do złowrogiej rzeki i dała się pchać nurtowi prosto przed siebie. Woda była zimna. Skały kaleczyły jej ciało. Ale to nic. Nic w porównaniu z tym co przeżyła.
Ostatnie co ujrzała to krzyczący coś na brzegu Jane i Brandon. Nie wiedziała czy to zwidy, czy prawda. Ale była już szczęśliwa, odpływała w krainę wiecznego spokoju.
Pamiętaj, zanim coś zrobisz pomyśl, możesz doprowadzić do nieszczęścia.
Nominacja do Liebster Blog Awards!
Witajcie Kochani,
zostałam nominowana do nagrody przyznawanej przez inne blogerki "Liebster Blog Awards".
Bardzo za to dziękuję, jest mi bardzo miło!
Bardzo się zdziwiłam, że zostałam nominowana, ale stało się. ;)
Pozwolę sobie skopiować tekst pewnej osoby by Wam wyjaśnić na czym to polega.
"Nominacja od Liebster Award Blog jest otrzymywana od innego bloggera w ramach uznania "za dobrze wykonaną robotę". Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osób, która cię nominowała. Następnie ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który cię nominował."
Pytania od Tiny Drug
2. Wolałabyś zginąć ratując świat przed zagładą, czy zostać sama na świecie?
3. Jestem magiem, spełnię Twoje trzy życzenia. Jakie byłyby Twoje, gdybyś miała pewność, że się spełnią?
4. Jak planujesz spędzić sylwestra?
5. Dlaczego akurat takich bohaterów zawiera Twoje opowiadanie?
6. Czy jest jakiś cytat, który trafnie opisałby twoja osobowość?
8. Z chęcią polecasz czyjeś opowiadania/tłumaczenia?
9. Skąd pochodzi Twój szablon?
10. Czy Twój blog posiada zwiastun? Kto go zrobił?
zostałam nominowana do nagrody przyznawanej przez inne blogerki "Liebster Blog Awards".
Bardzo za to dziękuję, jest mi bardzo miło!
Bardzo się zdziwiłam, że zostałam nominowana, ale stało się. ;)
Pozwolę sobie skopiować tekst pewnej osoby by Wam wyjaśnić na czym to polega.
"Nominacja od Liebster Award Blog jest otrzymywana od innego bloggera w ramach uznania "za dobrze wykonaną robotę". Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osób, która cię nominowała. Następnie ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który cię nominował."
Pytania od Tiny Drug
1. Co przeszkadza Ci we współczesnym świecie?
Przeszkadza mi ignorancja ludzi. Uważają, że wszystko wiedzą, a tak naprawdę znają tylko kłamstwa. Oceniają po przysłowiowej okładce, a nie po tym jaki człowiek jest naprawdę.
2. Wolałabyś zginąć ratując świat przed zagładą, czy zostać sama na świecie?
Wolałabym zginąć by uratować bliskich. Ważniejsze jest chyba życie miliardów ludzi niż jednej osóbki, która nie jest zbyt wiele warta? Nawet jeśli mam mówić o moich wrogach. Oni wiele mnie nauczyli o życiu i welu nauczą.
3. Jestem magiem, spełnię Twoje trzy życzenia. Jakie byłyby Twoje, gdybyś miała pewność, że się spełnią?
Bardzo trudne pytanie... Hmmm... Nie jestem pewna, ale sądzę, że byłyby to następujące życzenia:
~zrozumienie przez innych
~szczęście
~lepsza przyszłość
4. Jak planujesz spędzić sylwestra?
Planuję pojechać do przyjaciółek albo one pojawią się u mnie. Będziemy balować ile się da. ;p
Jeżeli to nie wypali będę siedzieć otulona kocykiem, w grubym swetrze, z gorącą czekoladą i dobrą książką. c:
5. Dlaczego akurat takich bohaterów zawiera Twoje opowiadanie?
Stworzyłam postacie, które sobie wyobraziłam w głowie. Są dokładnie takie jakie chciałam, żeby było. Nie idealne. To mi przyszło do głowy i przelałam moje myśli na klawiaturę. Z początku miały być kompletnie inne, ale coś mi mówiło, że te będą lepsze.
6. Czy jest jakiś cytat, który trafnie opisałby twoja osobowość?
Problemem ludzi nadwrażliwych i niepewnych siebie jest zdecydowane nad interpretowanie wszystkich czynów, słów i zdarzeń jako negatywnie dotyczących ich. Odwieczny strach przed odrzuceniem i wieczne poczucie winy. Trąci to trochę egocentryzmem - świat nie kręci się wokół nas, nie jesteśmy wszystkiemu winni i nie każde złe jest w naszą stronę.
Cała ja.
Cała ja.
7. Czy zawsze znajdziesz czas na to, by zajrzeć na blogspota?
Tak, często tu zaglądam. Lubię patrzeć na pozytywne jak i negatywne komentarze. Wtedy wiem co poprawić, a co jest świetne. Nie zawsze piszę, bo cierpię na chorobę o nazwie lenistwo. ;p
8. Z chęcią polecasz czyjeś opowiadania/tłumaczenia?
Lubię to robić. Aczkolwiek nie wiele osób czyta moje wypociny, więc mało ludzi to zobaczy, ale jeżeli opowiadanie jest naprawdę dobre to według mnie warto. Tak właśnie paręnaście postów temu zrobiłam. Poleciłam parę blogów. ;3
9. Skąd pochodzi Twój szablon?
Sama go zrobiłam z przyjaciółką. Jest mało efektowny, no ale cóż nie mogę znaleźć osoby, która zrobiłaby taki jaki chcę... Może ktoś by mi kogoś polecił?
10. Czy Twój blog posiada zwiastun? Kto go zrobił?
Nie posiada. c;
11. Co czujesz czytając komentarze pod rozdziałami na Twoim blogu?
Czuję się wyróżniona, że ktoś to czyta. Sprawia mi to wielką przyjemność, że mogę dla kogoś pisać.
Blogi, które nominuję:
zahipnotyzowanaja.blogspot.com/
no-rules-in-my-world.blogspot.com/
urwany-szept.blogspot.com/
mroczna-tajemnica.blogspot.com/
swiat-dnia-i-nocy.blogspot.com/
so-just-give-it-one-more-try.blogspot.com/
you-and-me-equals-we.blogspot.com/
despotic-fanfiction.blogspot.com/
zemsta-przeznaczenia.blogspot.com/
http://przedmiesciemysli.blogspot.com/
http://black-satan-bab.blogspot.com/
Moje pytania:
1. Co Cię zainspirowało do napisania takiego, a nie innego opowiadania?
2. Od razu wiedziałaś/eś, że będziesz pisać czy to taki spontaniczny pomysł?
3. Czy lubisz czytać opowiadania innych?
4. Masz wybór dostać wszystko co zechcesz, ale stracisz kogoś ci bliskiego lub ratujesz bliskiego, ale tracisz pieniądze, dom itd., co wybierasz?
5. Wolisz sprawiedliwą, czasem bolesną, krytykę czy gładkie kłamstwa?
6. Na co zwracasz uwagę najbardziej gdy czytasz opowiadanie?
7. Jak spędzisz święta i nowy rok?
8. Pasje, hobby, ulubione zajęcie?
9. Czy jesteś zadowolona/y ze swojego życia?
10. Jak widzisz siebie w przyszłości? Za jakieś 15/20 lat?
11. Uważasz, że dlaczego zostałaś/eś nominowana/y?
_________
Swoją drogą dodam od siebie parę rzeczy tak od czapy ;p. Kolejna część Zaczarowanej powinna się niedługo ukazać, więc długo czekać nie będziecie.
Dziękuję wam za to, że to czytacie. Mimo, że nie zawsze macie na to czas są osoby, które doceniają moją pracę i pomagają - dobrym słowem, wspomagającą krytyką czy też po prostu tym, że napiszą iż to czytają.
Jeszcze raz dziękuję. Uznałam, że nie będę już ustanawiać limitów typu 4 komentarze - wstawiam. Bo to nie ma sensu. Może, jak wspomniała tu pewna osoba, nie chce im się pisać? Ach wy leniuchy moje.
Miłego dnia kochani ;*
A do tego boli mnie to iż mało osób czyta opowiadanie mojej przyjaciółki (jest zamieszczone na tym blogu pod tytułem Rose). Jest bardzo ciekawe. :>
Blogi, które nominuję:
zahipnotyzowanaja.blogspot.com/
no-rules-in-my-world.blogspot.com/
urwany-szept.blogspot.com/
mroczna-tajemnica.blogspot.com/
swiat-dnia-i-nocy.blogspot.com/
so-just-give-it-one-more-try.blogspot.com/
you-and-me-equals-we.blogspot.com/
despotic-fanfiction.blogspot.com/
zemsta-przeznaczenia.blogspot.com/
http://przedmiesciemysli.blogspot.com/
http://black-satan-bab.blogspot.com/
Moje pytania:
1. Co Cię zainspirowało do napisania takiego, a nie innego opowiadania?
2. Od razu wiedziałaś/eś, że będziesz pisać czy to taki spontaniczny pomysł?
3. Czy lubisz czytać opowiadania innych?
4. Masz wybór dostać wszystko co zechcesz, ale stracisz kogoś ci bliskiego lub ratujesz bliskiego, ale tracisz pieniądze, dom itd., co wybierasz?
5. Wolisz sprawiedliwą, czasem bolesną, krytykę czy gładkie kłamstwa?
6. Na co zwracasz uwagę najbardziej gdy czytasz opowiadanie?
7. Jak spędzisz święta i nowy rok?
8. Pasje, hobby, ulubione zajęcie?
9. Czy jesteś zadowolona/y ze swojego życia?
10. Jak widzisz siebie w przyszłości? Za jakieś 15/20 lat?
11. Uważasz, że dlaczego zostałaś/eś nominowana/y?
_________
Swoją drogą dodam od siebie parę rzeczy tak od czapy ;p. Kolejna część Zaczarowanej powinna się niedługo ukazać, więc długo czekać nie będziecie.
Dziękuję wam za to, że to czytacie. Mimo, że nie zawsze macie na to czas są osoby, które doceniają moją pracę i pomagają - dobrym słowem, wspomagającą krytyką czy też po prostu tym, że napiszą iż to czytają.
Jeszcze raz dziękuję. Uznałam, że nie będę już ustanawiać limitów typu 4 komentarze - wstawiam. Bo to nie ma sensu. Może, jak wspomniała tu pewna osoba, nie chce im się pisać? Ach wy leniuchy moje.
Miłego dnia kochani ;*
A do tego boli mnie to iż mało osób czyta opowiadanie mojej przyjaciółki (jest zamieszczone na tym blogu pod tytułem Rose). Jest bardzo ciekawe. :>
poniedziałek, 16 grudnia 2013
Zaczarowana Księżycem Cz. 15
Zaczarowana Księżycem Cz. 15
Nothing make me happy, Life is terrible, I wanna die!
Loneliness is the worst feeling that you could feel. So you must aprecciate your friends and everyone who is someone more just an ordinary friend.
Enjoy life when you are young!
"Mimo tylu pomyłek i tak będę z tobą!" - Lemon
"Mimo tylu pomyłek i tak będę z tobą!" - Lemon
A skąd ta nienawiść do ludzi? Pomyślisz. Za każdym razem wymyślają paskudne rzeczy na nasz temat. ze wilkołaki to krwiożercze, wredne, czyhające na chwile twej słabości, stworzenia, które tylko zabijają. Nie zawsze tak jest, potrafią być tkliwe, sympatyczne i romantyczne. Wampiry zaś nazywane są krwiopijcami. One niby zabijają ludzi dla krwi. A przecież tego nie robimy. Stwarzamy wytwórnie by ich nie zabijać. Nie wchodzimy im w drogę. Ale widać oni i tak się czepiają! Skończymy ich marny żywot! A Anioły? Anioły są idealne, uważają je za właśnie takie. Tylko w ich przypadku się nie mylą. Chcą się im przypodobać by ich życie po życiu, wysoko nad gwiazdami, było wspaniałe i beztroskie. Można by powiedzieć, że to są chytre, samolubne kanalie, którym zależy tylko na tym by lepiej żyć od innych. Są tak zaślepieni tym, że są wspaniali, że nie zauważają tych innych ras.
Niedługo to się skończy!
♣♣♣
Minęły około dwie godziny od rozmowy z Anielicą.
Siedziałam na krótkim korytarzyku czekając na wezwanie Ondina. Moja kochana Aria umówiła mnie na spotkanie z nim. Lience ma pewne przeczucia co do tego gdzie leżą kamienie. Postanowił poprosić jednego ze wspaniale obdarowanych wampirów, który potrafi zajrzeć do umysłu i by rozpoznał jakieś znaki gdzie jest nasza zguba, a ja je zinterpretuje i znajdę. W tym przedsięwzięciu pomoże mi Oliver. A przy okazji na tym spotkaniu będę mogła uzgodnić z władcą co zrobimy z Cameronem. Już nie mogę się doczekać jego miny jak się dowie, że wszystko już wiem i to ja mam władzę nad jego kruchym losem!
Rozmyślania przerwała mi niska blondynka, która powiedziała melodyjnym głosem:
- Pan czeka - krótkie zdanie, ale jednak te słowa wzbudziły we mnie wspaniałe uczucie.
Skinęłam głową i powoli weszłam przez piękne, ogromne, zdobione wrota. W środku zastałam uśmiechniętego Ondina.
- Jestem bardzo rad z tego, że zrozumiałaś o co chodzi i zechcesz mi pomóc Cassey. A teraz ci przedstawię tego wampira - mrugnął z tajemniczym wyrazem twarzy.
Oczekiwałam jakiejś delikatnej dziewczyny, a tu, zza winkla wyszedł chłopak. Nie powiem, przystojny, uwodzicielsko patrzył na mnie. Jego blond grzywka lekko opadała na czoło. Był wyższy ode mnie o jakieś dwadzieścia centymetrów.
- To jest Christopher Page. To on ma ten ogromny dar, a do tego będzie ci towarzyszył w poszukiwaniach - wyjaśnił.
- Mów mi Chris - powiedział.
- A co z Oliverem? - zignorowałam chłopaka.
- Jeżeli zechcesz on także może pomóc, ale to później. Na razie mam dla niego inne zadanie - wyszczerzył się promiennie.
- No dobrze... - posmutniałam.
Miałam wielką potrzebę pogadać z Olim. Muszę wyjaśnić mu parę spraw i przeprosić, że nie uwierzyłam mu. On ciągle mówił prawdę!
- Poczekajcie chwilę, pójdę po zeszyt i zanotujemy to czego się dowiemy - powiedział i wyszedł.
- Widzę, że nie jesteś z tego zadowolona, no ale cóż, jesteś na mnie skazana - krzywy uśmiech zdobił jego twarz ukazując słodkie dołeczki.
- Zamknij się - syknęłam, nie miałam ochoty z nim rozmawiać.
- Oj niech panienka się nie denerwuję, złość urodzie szkodzi - mrugnął do mnie.
Jego charakter był identyczny jak Camerona. Tęskniłam za jego arogancją i złośliwymi uwagami. No, ale to on kłamał! Ale może musiał...
- Przypominasz mi kogoś... - zaczęłam.
- Kogo? - zaciekawił się.
- Nie ważne...
- Oj, ważne, zaczęłaś to mów.
- No, bo... Nie nic ci nie powiem, wszystko wygadasz! Zresztą prawie cię nie znam.
- No prawda, ale mi możesz zaufać, rób jak chcesz.
- Na razie nic ze mnie nie wyciśniesz, wszystko nakablujesz i będę miała kłopoty.
- Słusznie, że nic nie powiedziałaś, nie wszystkim trzeba ufać.
Wtedy wszedł Lience. Położył notatnik i zasiadł na wielkim, tapicerowanym fotelu.
- Mam nadzieję, że się polubicie. A teraz Cassey - spojrzał na mnie - nie myśl o niczym, wyrzuć wszystkie myśli i pozwól Christopherowi zajrzeć ci do głowy.
- Czyli on będzie wiedział wtedy wszystko? - zapytałam z nadzieją na przeczącą odpowiedź.
- No tak - powiedział.
- Ja nie chce żeby to wszystko wiedział... - zaczęłam.
- To jest konieczne - ponaglał - Ważniejsze są losy Auglessi czy to, że nie chcesz zdradzić niektórych sekretów?
- No dobrze - zgodziłam się ze złością.
Wyrzuciłam wszystkie myśli z głowy i czekałam aż to się skończy. Poczułam jakbym była szafą, którą ktoś otwiera i zamyka. Przegląda wszelkie szafki i zakamarki mej głowy. Czasem czułam ból, Chris nieostrożnie przeglądał me wspomnienia. Nie jestem pewna czy tak faktycznie się stało, ale chyba upadłam krzycząc z bólu. On dalej oglądał, ale już ostrożniej. Po chwili niewidzialna macka wypełzła z mojej otchłani myśli i zniknęła.
Leżałam na wcześniej niezauważonej sofie. Ondine siedział obok mnie i czekał aż się obudzę, Christopher stał tam gdzie wcześniej.
Podniosłam się powoli. Teraz zauważyłam, że chłopak figlarnie się uśmiecha.
Już wszystko rozumiem i wiem o co chodziło mówiąc, że jestem do kogoś podobny - powiedział w mojej głowie głos Chrisa.
Chłopak podszedł do kanapy.
Weź mnie nie strasz... A w dodatku to nie fair, że możesz tak mi szperać w główie... - odpowiedziałam.
Mogłem w każdej chwili poczytać ci w myślach, ale widzisz? Tego nie zrobiłem - mówił.
No mogłeś, mogłeś - odpowiedziałam i ucięłam rozmowę.
Taki sam jak Cameron!
Skupiłam swój umysł na króciutkim wierszyku. Gdy się skupię na jednej rzeczy i powstanie "mur" myślowy Christopher nie będzie mógł mi czytać w myślach i używać swego daru. Chyba, że coś mnie rozproszy to osłona zniknie.
Tylu chłopców jest na świecie
Wolno kochać mi każdego
Lecz dlaczego moje serce
Wybrało Ciebie jednego
Chciałabym mieć tego jedynego, który zawsze by mnie na duchu podtrzymał...
- No i jak Christopherze? Znalazłeś jakieś znaki? - wyrwał nas z milczenia Ondine.
- W prawie każdym wspomnieniu były pokazane zielone drzwi. Nie wiem czemu one... Możliwe, że to jakiś znak - poinformował nas.
- Cassey, kojarzysz jakieś zielonkawe drzwi? - zapytał mnie Lience.
- Nie... Nie przypominam sobie... Chociaż - zamyśliłam się - jedyne wrota o tym kolorze są w moim liceum. Prowadzą do składzika z miotłami - stwierdziłam.
- Musimy jak najszybciej tam pójść! - zawyrokował władca.
- Chodźmy teraz - zawtórował mu chłopak.
- Ja tam teraz nie mogę iść... W dodatku tam jest Mandy A do tego teraz powinnam mieć lekcję, więc co powiedzą? - martwiłam się.
- Ależ to nawet lepiej! - ucieszył się starszy.
- Czemu? - zdziwiłam się.
- Chyba rozumiem co ma na myśli Ondine - zaczął Chris - pójdziesz na lekcje, my damy ci usprawiedliwienie, a na przerwie pójdziesz do schowka - wyjaśnił.
- Normalnie jakbyś czytał mi w myślach! - zaśmiał się donośnie Lience.
- No dobra... To może już chodźmy. Teraz mam - zerknęłam na zegar naścienny wiszący nad wejściem - przyrodę i będę jeszcze na trzech lekcjach - rzekłam.
- No to nie traćmy czasu - ponaglił chłopak.
Władca napisał na kartce podobnym pismem do mojej matki usprawiedliwienie. wręczył mi je i kazał pobiec jak najszybciej razem z chłopakiem. Który, jak się okazało, podczas nieobecności Olivera będzie mym stróżem. Zostanie on również uczniem mojego liceum.
- Ondine! - krzyknęłam gdy miałam już przejść przez próg - Mieliśmy uzgodnić co z Cameronem.
- Na razie posiedzi w Sali potem jak wrócisz podejmiemy decyzję - uśmiechnął się.
- Ok - tylko tyle powiedziałam zanim Christopher mnie pociągnął.
Pobiegliśmy zabójczym tempem do mojej szkoły. Z wielkim impetem wpadłam do ciepłego wnętrza. Akurat nie było pań woźnych, więc nie robiły mi żadnego wykładu na temat zmieniania butów.
Wtargnęliśmy do klasy przyrodniczej. Wszystkie pary oczu zwróciły się w naszą stronę. Mandy głupawo się uśmiechała zerkając to na mnie to na mojego towarzysza.
♣♣♣
*Cameron*
Nie potrafiłem otworzyć tych drzwi. Ostra rama, choć bardzo wytrzymała nie dawała rady wyważyć drzwi. Siedziałem oparty o nie. Nie przewidziałem tego, że te drzwi są tak odporne. Teraz jedyna nadziej tkwi w Cassey. Mam nadzieję, że nie zrobi nic głupiego. Ja ją kocham. Nie chce jej stracić. jest dla mnie wszystkim odkąd ją poznałem. Choć to krótki okres, gdy poznałem jej życiorys, wiedziałem, że to ona to ta jedyna. Jej zadziorność, niewielkie złośliwości uszczęśliwiają mnie. Przy niej ja mogę spokojnie być sobą, a ona nie musi nic ukrywać. Nie potrafię jej tego powiedzieć wprost. Brunetka chyba też się do tego nie kwapi albo jej na mnie nie zależy. Ale widzę jak na mnie patrzy. W jej oczach widzę wyraźną ulgę, że się z nią spotkałem, jej śmiejące się oczy. Niesforne kosmyki jej włosów, które uroczo opadają na jej drobniutką twarz. Jej szczupła sylwetka, gdy ją przytulam, wtedy czuję, że żyję.
Nie pozwolę jej odejść. Będę walczyć do ostatniej chwili mego życia.
Gwałtownie wstałem. Czułem ja po moim ciele przechodzi ogromna siła. Z impetem uderzyłem drzwi. Z hukiem upadły na podłogę. Szybko wybiegłem i schowałem się we wnęce, w korytarzu. Wtem usłyszałem przyciszoną rozmowę. Nadszedł Ondine. Zamaszyście gestykulując tłumaczył coś pewnej Anielicy. Gdy zobaczył wyłamane wrota stanął jak wryty. Ostrożnie zajrzał do środka. Gdy zobaczył, że mnie nie ma wrócił się tam skąd przyszedł. Dziewczyna za nim.
Wyszedłem z ukrycia i pobiegłem do drzwi gdzie miała przebywać Cassey. Gdy dotarłem na miejsce zauważyłem, że drzwi są otwarte. Zajrzałem do środka.
Wszedłem powoli oglądając każdy kąt. Wciąż miałem nadzieję, że zobaczę tu dziewczynę. Ale dlaczego drzwi były otwarte? Uciekła? nie, to raczej nie możliwe. Choć w nią wierzę, raczej by nie dała rady tego zrobić. Zmienili miejsce jej przebywania? To nie miałoby sensu. Dała się złamać? Nie, na pewno nie!
Odrzuciłem wszystkie złe myśli.
Odwróciłem się w stronę drzwi by wyjść. W nich stała jakaś tajemnicza postać. Nie zdążyłem zobaczyć kto to gdy rzuciła się na mnie.
__________________
Kolejna część. Lekko nudnawa, no ale jest nieprawdaż? Przecież opowiadanie nie może być ciągle "w akcji". Miłego czytania. Kolejną część postaram się dodać w miarę wcześnie. Pochłonęło mnie robienie bransoletek, więc stąd jest moje spóźnienie.
Julka
PS. Dzięki za nominację!
niedziela, 15 grudnia 2013
Rose część 10 - koniec pierwszego rozdziału!
Rose część 10!
Rose cz. 10
Do białej walizki wpakowałam stertę ubrań,
zdjęcia i wiele innych ważnych dla mnie rzeczy. Wzięłam do ręki telefon,
wykręciłam numer do Arona.
-Tak-usłyszałam
jak zawsze pełny radości głos chłopaka.
-Musimy
się spotkać i porozmawiać, jak najszybciej... - oznajmiłam.
-Dobrze,
ale coś się stało misiu? - zapytał troskliwie Aron.
-Dowiesz
się... Przyjdziesz po mnie? – zapytałam z żalem.
-Jasne,
już idę-rzekł chłopak, po czym rozłączył się.
Zebrałam wszystkie niepoukładane myśli w
jedną sensowną całość. Westchnęłam nieszczęśliwie, a następnie zeszłam po
schodach na dół. Ciężko przechodziła mi przez głowę myśl, że już jutro nie
będzie mnie tu, wraz z moją przyjaciółką i chłopakiem. Czemu te pożegnania
muszą tak boleć? Wyszłam z domu z ponurą miną. Zobaczyłam Arona, podeszłam do
niego i zaczęłam z nim rozmawiać, starałam się być jak najbardziej delikatna.
-Od
razu mówię, że trudno będzie mi to mówić, więc pozwól, że jak się zatnę, albo
nie będę mogła wypowiedzieć jakiegoś słowa, proszę cię o zrozumienie. - oświadczyłam.
-Rose,
dobrze, do rzeczy... - odparł chłopak.
-Moi
rodzice zarządzili, że wyjedziemy z Sydney. Mówią, że robią to dla mojego
bezpieczeństwa, lecz ja mam inne zdanie na ten temat. Robiłam co w mojej mocy,
nic to nie dało. Ale, fakt jest taki, że wyjeżdżam do Warszawy. Będę mieszkać u
dziadków. Aron, te słowa z trudnością przypadają mi na usta, ale musimy
zakończyć nasz związek. Nie trwał on długo, lecz wiedz, że nigdy nie zapomnę
naszego pocałunku, chwil spędzonych razem, no i ciebie... Mnie też to boli, nie
chcę wyjeżdżać. Ale takie jest życie, czasem jest miło i przyjemnie, lecz
występują też potknięcia, błędy i tego typu rzeczy. Bardzo cię kocham, niestety
musimy się rozstać... - łykając gorzkie łzy wymamrotałam.
-Też
cię kocham i nigdy cię nie zapomnę, zmieniłaś moje życie... Mam nadzieję, że
się jeszcze kiedyś zobaczymy. Nie płacz, szkoda łez. - rzekł Aron.
-Dobrze...
- jęknęłam.
Czule się przytuliliśmy, a potem
spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy. Na koniec mogłam znowu poczuć się jak w niebie-
kolejny pocałunek, tylko szkoda, że na pożegnanie... Poszliśmy w inne strony.
Myślałam, że inaczej zniesie, całą tą sytuację, ale cieszę się, że mnie chociaż
zrozumiał, za to mu dziękuję... Wróćmy do kwestii mamy i taty. Nadal nie odzywam
się do rodziców, czuję do nich ogromną nienawiść. To co robią jest okropnie
niesprawiedliwe. Czy to wszystko musi się tak kończyć? - to pytanie zadaję
sobie bardzo często. Szkoda jest mi tych chwil, które spędziłyśmy wraz z moją
najlepszą przyjaciółką. Wiele razy któraś z nas miała potknięcia. Były kłótnie,
ale cóż to za przyjaźń bez sprzeczek? Wiem tylko, że będę za nią okropnie
tęsknić. Za Aronem jeszcze bardziej... Nastała noc na niebie ukazały się
świecące, jak małe płomienie gwiazdy. Księżyc jest dziś w pełni. Na moje oko
wygląda przerażająco. Poszłam do łazienki, wzięłam gorącą kąpiel na uspokojenie
i odprężenie. Później pościeliłam łóżko, kiedy wyszłam z pokoju, usłyszałam
dobiegający z dołu głos mojej mamy. „Tak, Rose nie będzie w szkole. Wyjeżdża
jutro za granicę, w najbliższym czasie
odbiorę dokumenty, do widzenia...” Gadała z wychowawczynią. Niebywałe, że tak
szybko załatwiła wszystkie sprawy, widocznie była na to przygotowana...
Wróciłam z powrotem do pokoju. Położyłam się na łożu i patrzyłam ze smutkiem i
żalem na puste półki, opróżnione szafki i szuflady, a także na ściany, na
których jeszcze zaledwie kilka godzin temu
wisiało miliony zdjęć. Nie wierzę, że już jutro o tej porze będę w
całkowicie innym miejscu, w towarzystwie innych ludzi... - rozmyślałam. Przez
całą noc nawet nie zmrużyłam oka. Chodziłam od kąta do kąta, siedziałam,
leżałam, ale pod wpływem tak silnych emocji trudno jest się zdrzemnąć... W
końcu nastał dzień, wschód Słońca jest naprawdę przepiękny. Rose śniadanie!
Szykuj się, zaraz jedziemy na lotnisko ! - słyszałam wołanie Clary. Odbyłam
poranną toaletę, ubrałam się, a następnie zeszłam na dół.
-Cześć
córeczko, usmażyłam ci jajka ze szczypiorkiem... Twoje ulubione - przywitała
mnie mama, podkładając mi pod nos
jedzenie.
-Hej...
Dziękuję, jakaś ty miła mamusiu - poirytowana zwróciłam się do Clary.
-Spakowana
jesteś ? - zapytała mama.
-Raczej
tak - odpowiedziałam.
-Pójdę
sprawdzić, czy niczego nie zostawiłaś. - oznajmiła mateczka, potem poszła na
górę.
-Okej.
- odrzekłam obojętnie.
Najadałam się jajecznicą, już zapomniałam
jak smakowała, tak dawno jej nie jadłam... U babci pewnie będzie to tradycja.
Mama wróciła, przyszedł tata, zabrał moje bagaże i poszedł do samochodu.
-Zjadłaś?
- spytała mama.
-Tak-odpowiedziałam.
-
Idź do auta, Ken czeka - oznajmiła Clara.
-Dobrze
- odrzekłam.
Wzięłam ze sobą torebkę, w niej miałam
wszystkie podręczne rzeczy. Wyszłam z domu, przy zamykaniu drzwi wzruszyłam
się. Westchnęłam i powiedziałam do siebie: Żegnaj domku, Sydney i Australio...
Witaj Europo. Wycofałam się i wsiadłam do auta. Podróż samochodem była okropnie
nudna, prawie usnęłam, ale w odpowiednim momencie dojechaliśmy na lotnisko - to
mnie rozbudziło.
-Dziadkowie
będą na ciebie czekali na lotnisku w
Warszawie, pa i zadzwoń jak już będziesz na miejscu. – powiedziała mama
przytulając mnie. Tata również się ze
mną pożegnał.
Ken
podał mi walizki, wsadziłam je do bagażu w samolocie, potem weszłam niepewnym
krokiem do latającego pojazdu. Patrzyłam przez okno na rodziców, machali mi. Z
moich oczu poleciały drobne kropelki łez. Ostatnie chwile spędzone w Sydney...
Może tu przyjadę w wakacje, przynajmniej bardzo bym chciała. W pewnym momencie
dosiadła się do mnie dziewczyna, mniej więcej z mojego roku. Śliczna blondynka o
kręconych włosach i brązowych oczkach. Miała na sobie szorty i białą bluzkę na ramiączka. Dość wysoka dziewczyna. Odwróciłam od niej
wzrok i spojrzałam się jeszcze raz w okno, już powoli samolot szykował się do lotu. Usłyszałam komunikat i chwilę
potem pojazd ruszył. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko do mnie, ja też ukazałam
swoje ząbki.
-Hej,
jestem Karolina, a ty jak masz na imię? - zapytała Karolina.
Trochę jej nie zrozumiałam, ale coś mi
zaczęło świtać, więc odpowiedziałam.
-Mam
na imie Rose i mam czesnascie lat.
Dziewczyna dziwnie na mnie spojrzała. Po
chwili wybuchnęła śmiechem i odpowiedziała
-Jesteśmy
z tego samego roku, masz świetny akcent hahaha.
Karolina zaczęła uczyć mnie polskiego, potem
kiedy już odrobinę zrozumiałam rozmawiałyśmy. Nie pomyślałam, że już w
samolocie się z kimś zapoznam. Dzięki niej
podróż szybko mi minęła. Okazało się nawet, że ona też będzie mieszkała na Ursynowie
(dzielnica Warszawy) – jak ja! Samolot powoli zaczął lądować, a kilka minut później stałam już na
lotnisku, wraz z dziadkami. Moja babcia miała na imię Basia, a dziadek
Stanisław.
-
Dziecko drogie jesteś! – wykrzyczała na przywitanie babcia.
Przywitaliśmy się i wszyscy razem ruszyliśmy
w stronę samochodu. Stwierdziłam, że mam dosyć tych podróży... Wreszcie dojechaliśmy
pod bardzo wysoki blok, pomalowany na pomarańczowo. Dziadek wziął walizki i
ruszyliśmy do mieszkania. Wjechaliśmy windą na 12 piętro i podeszliśmy pod
drzwi, na których widniał pozłacany numerek 83.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
poniedziałek, 9 grudnia 2013
Zaczarowana Księżycem Cz. 14
Zaczarowana Księżycem Cz. 14
"Samotność to taka straszna trwoga, ogarnia mnie, przenika mnie." - Listy do M, Dżem ♥
"Każdy dzień jest dla nas czymś nowym
Otwieram umysł na nowe spojrzenie
I nic innego się nie liczy" - Tłumaczenie tekstu Metallici Nothing else matters
Wyszliśmy z pomieszczenia. My i parę innych wampirów szliśmy do Sali. Parę minut zajęło nam się przedostanie przez wijące się jak wstęga korytarze. Wreszcie naszym oczom ukazały się poplamione karmazynową krwią drzwi. Wzdrygnęłam się z odrazą. Wrota otworzyły się, jakby siłą woli. Było tam parę drzwi, rozdzielili nas. Ja musiałam wejść do tego po prawej, a Cameron do tego po lewej.
Dosłownie wrzucili mnie do pokoju. Cała Sala była czerwona, wszystkie meble, ściany, dodatki były w tym kolorze, nawet podłoga. Różne krwiste odcienie straszyły każdego kto tu się pojawił. Pikowana sofa była jako jedyna biała. Na niej siedziała białowłosa, piękna, doskonała pod każdym względem kobieta. Jej smukła sylwetka jaśniała srebrzystą poświatą rażąc me wrażliwe oczy.
Z przestrachem opadłam na najbliższe krzesło. Rany na rękach i posiniaczone ciało pulsowało doprawiając mnie o paskudne dreszcze. Byłam bardzo osłabiona, nawet nie zauważyłam kiedy zgłodniałam. Mój brzuch domagał się porcji jedzenia. Z kieszeni wyjęłam połówkę batonika i nie zważając na to co powie moja towarzyszka zjadłam go. Poczułam się jeszcze gorzej. Brzuch zaczął boleć niemiłosiernie. Zwijałam się skowycząc z bólu, miałam wrażenie, że to będzie już koniec. Mój organizm nie poradzi z tym sobie, potrzebuję krwi! Czułam jak odchodzę z tego świata. Nieprzenikniony ból targał mną wyniszczając od środka. Nawet nie zauważyłam kiedy kobieta wstała, podeszła do mnie i zaczęła się przyglądać temu co mi się działo. Wykonała machnięcie ręką.
Konwulsje minęły. Przerażający ból także. Przestałam dyszeć, a oddech się ustabilizował. Otarłam twarz z perlistego potu, który oblał mnie całą. Wyprostowałam się patrząc z ogromnym zdziwienie na moją wybawczynię.
- Nie mów nic kochanie - powiedziała aksamitnym i pełnym ciepła głosem - Tu będzie ci lepiej, nigdy nie zaznasz cierpienia i bólu. Wszystko się ustabilizuje, odnajdziesz zgubę, dokonasz przeznaczenia i wszystko skończy się pomyślnie.
- Nigdy! Ja chce stąd wyjść! - wykrzyczałam.
Wstałam gwałtownie i podbiegłam do drzwi, z których przyszłam. Zaczęłam okładać je pięściami. Ręce spuchły. Wiedziałam, że to nie będzie miało sensu, ale coś muszę zrobić. Mieszanka różnych uczuć targała mną jak chorągiewkę na wietrze.
- Ja stąd muszę wyjść! Mama na mnie czeka! Brat też! A Mandy?! Wypuść mnie chociaż po to bym ich powiadomiła czemu mnie nie ma! - lamentowałam jak opętana płacząc rzewnymi łzami - Zrobię wszystko! Daj mi z nimi porozmawiać!
- Ależ im to nie przeszkadza co się z tobą dzieję, ty jesteś potrzebna tu - odparła spokojnie - Nie przedstawiłam ci się, jestem Aria La Parie. Przybyłam by ci pomóc zrozumieć, że oni tylko udają. Nie kochają cię, nie cierpią. Popatrz na ekran - rozkazała wskazując palcem w równoległą ścianę.
Spojrzałam we wskazaną stronę. Gdy tu weszłam nie zauważyłam jasnoczerwonej płachty wiszącej na ścianie, która zlewała się z resztą pomieszczenia. Gdy Aria wykonała powolny ruch dłonią na ekranie ukazał się obraz. Przedstawiał on rozmawiającą w moim domu, w kuchni, moją mamę z bratem.
-... Cassey nie wróciła o wskazanej porze, może to i lepiej? Mam nadzieję, że już nigdy jej tu nie zobaczę - zagadywała matka - Ona to był jeden wielki przypadek, nie chciałam córki!
- Wreszcie przerobię sobie jej pokój na mój kąt do rysowania graffiti. W pokoju na ścianach nie ma już miejsca na kolejne arcydzieła - roześmiał się - Trzeba było wcześniej ją wygonić. Dobrze, że jej nie ma, by nie wróciła! Jutro wracam do college, ale dziś spędzę miły dzień na malowaniu.
- Ach... Mam wspaniałego syna, które tak wiele umie! A Cassey powinna brać z ciebie przykład - mówiąc to przytuliła go.
- Ach... Mam wspaniałego syna, które tak wiele umie! A Cassey powinna brać z ciebie przykład - mówiąc to przytuliła go.
Obraz zniknął by ukazać drugi. W tym czasie gorące łzy zaczęły spływać mi po policzku.
Mym oczom ukazał się błękitny pokoik Mandy. Wszystkie ściany były obwieszone rysunkami autorstwa blondynki. Stała przy biurku i odkładała torebkę kiedy zadzwonił telefon.
- Tak? - powiedziała do słuchawki nieco zachrypniętym głosem - Nie, Cassey wreszcie zniknęła. Nie wiem gdzie przepadła, ale na imprezie tajemniczo wyparowała... Ale jeżeli jej coś się stało - urwała, miałam nadzieję, że powie coś, że będzie za mną tęsknić- Teraz nie będę musiała już udawać jej przyjaciółki... Oby zniknęła forever! W końcu się odczepi. Za każdym razem ma jakieś do mnie złośliwe uwagi, to denerwuję... Aha.... - głos ze słuchawki mówił - Tak.... - dalej jakaś osoba coś do niej mówiła- Dobranoc Janette - skończyła.
Odłożyła aparat telefoniczny i wyszła z pokoju. Jej pokój zniknął z ekranu.
Otarłam łzy z policzków. To na pewno nie prawda!
- To wszystko to kłamstwo! To niemożliwe, żeby coś takiego mówili! To wszystko jest ustawione! - krzyczałam rozpaczliwie.
- To jest prawda. Ekran mówi tylko i wyłącznie prawdę, Jeszcze nigdy nie skłamał. A skąd to wiem? Bo ja jestem Aniołem*. A to jest właśnie stworzone przez Anioły. My nie kłamiemy - wyjaśniła uśmiechając się smutno.
- Nie wierzę! Nie! Udowodnij, że jesteś tym Aniołem! - wrzeszczałam na cały głos.
- A w jaki sposób? - zapytała.
- A skąd ja mam wiedzieć? Nie jestem tym czymś! Nie wiem, pokaż skrzydła czy coś? Ja nie mogę, to ty jesteś anielskim stworzeniem czy ja?! - wyprowadziła mnie z równowagi.
- Nie denerwuj się tak. Myślałam, że drogi Cameron, twój kochaś, wspomniał coś o naszej niebiańskiej rasie - mówiąc to rozłożyła skryte za plecami skrzydła.
Były one stworzone z puchu. Piórka wyglądały jakby ktoś stworzył z niezwykłą precyzją każdy ich szczegół. Były równe i doskonałe, tak jak te stworzenia. One jaśniały jeszcze mocniej od sylwetki Arii.
- Jakie jeszcze stwory tu istnieją?! Są wilkołaki, wampiry no i to! - wskazałam na Anielicę - A wracając do wcześniejszego tematu, to to jest niemożliwe, żeby oni coś takiego powiedzieli. Moja mama obiecała mi, że poprawią się nasze relacje, a brat? On mnie kocha, jestem jego młodszą, kochaną siostrzyczką. Mandy zawsze była mi wierna i znamy się od lat... - wspominając te wszystkie wspólne chwile nie mogłam sobie uświadomić, że być może to nie jest kłamstwo.
Zdradliwe łzy na nowo spłynęły po jeszcze wilgotnej twarzy. Spadały niczym wodospad. Rozpłakałam się na dobre. Nie wiedziałam czy to jest prawda, ale skoro powiedział mi to Anioł...
- Nie ma już innych istot. Są tylko te trzy podstawowe rasy, no chyba, że się liczą mieszańce, na przykład skrzyżowanie wilkołaka z wampirem i tak dalej, i tak dalej - objaśniała - A ty się nie smuć więcej. Oni nie byli ciebie warci. Ty masz większe przeznaczanie i cel niż oni! Popatrz na ludzi. Uważają się za jedyne inteligentne stworzenia. Nic nie wiedzą o nas, są zbyt zuchwali i pewni siebie by to dostrzec! Nie przejmuj się tymi wymoczkami, którzy nawet nie dorastają nam do pięt. To oni są źli, a nie my. A Carlos Le Carrie sprzymierzył się dodatkowo z tymi kreaturami. To zdrajca i krzywoprzysięzca! Kłamie jak z nut, każde jego słowo jest splątane z paskudną intrygą, której szczegółów nie chciałabyś poznać. On jest w stanie dopuścić się największych zbrodni! My razem z wilkołakami chcemy dobrze. jesteśmy rasami, które powinny się złączyć, a on nie chce do tego dopuścić, nie wie co traci. Wam się tylko wydaje, że robimy źle. Oni to wszystko inaczej ci przedstawili, a ty zbytecznie stawiałaś opór, więc musieliśmy przejść do drastycznych środków. Ja tego nie popierałam, no ale cóż... Wyszło jak wyszło, a ja ci tu wszystko wyjaśnię - powiedziała na jednym wydechu.
♣♣♣
*Cameron*
Znowu. Ponownie znalazłem się w Sali Złamanych. Myślą, że nie pamiętam co tam robią z nami! Ondine wynajął Anioły Ciemności, które mają za zadanie uświadomić, że nikt nas nie chce. Wtedy te osoby się łamią i przechodzą na ich stronę. Wierzą, że to wszystko to jest prawda. Oby Cassey nie dała się złamać! Moje moce tu nie działają. Nic nie wskóram. Muszę tylko przeżyć te parę dni albo... Zrobić coś czego nie popieram...
Usiadłem na najbliższym krześle tak jak dwa lata temu. Dokładnie pamiętam tamten dzień. Teraz było identycznie. Ona, Ayleen, siedziała w jedwabnej sukni, jej postać jaśniała jasnym światłem. Zaczęła mówić uwodzicielsko. One zawsze próbują oczarować swą ofiarę. Starają się być wiarygodne. W moim przypadku zapomnieli dać mi eliksir zapomnienia gdy już wykonałem ich straszne zadanie.
- Witaj, Cameronie Custard - zaczęła swą grę.
Milczałem. Skupiłem się na tym by nie słuchać jej czarującej gadki.
- Czemu milczysz? Jesteś zapewne zły, że się tu znalazłeś. Ale my tylko chcemy ci pomóc. Udowodnimy ci, że tu jesteś potrzebny, Carlos i reszta twej "rodziny" przy pierwszej lepszej okazji cię zostawią - mówiła.
- Nie będę cię słuchać! - wykrzyczałem.
- A dlaczegóż to?
- Nie będę słuchać tych kłamstw.
- Ależ to nie kłamstwa. Tylko szczera prawda.
- Anioły Ciemności tylko kłamią.
- Jaki Anioł Ciemności? Ja jestem dobrą Anielicą.
- Myślisz, że nie pamiętam? Dwudziestego drugiego maja, popołudnie. Kłamałaś jak z nut. Uwierzyłem. Wykonałem zadanie. Eliksiru nie dostałem. Więc pamiętam. Nie pozwolę ci zrobisz tego samego ponownie. A Cassey nawet nie wysłucha tych oszczerstw!
- Ach tak?! Zapłacisz za to! Zapomnisz! Wykonasz!
Wtedy Ayleen skoczyła na mnie. Jej skrzydła rozłożyły się. Były czarne jak smoła, włosy także zmieniły się na kruczoczarne, jak noc. Zanim stanęła obok mnie wyjąłem niewielki nożyk znajdujący się w mojej kieszeni. Nie cierpiałem zabijać. To straszne uczucie gdy czujesz jak życie odpływa z niby niewinnej duszy. Ta duszyczka została poprowadzona na niewłaściwy tor. Gdyby ją naprowadzić. Do niczego by nie doszło.
Uniosłem go lekko w górę. Kobieta spojrzała na mnie z wyraźnym przestrachem. Zamknąłem oczy by nie widzieć tego co zaraz zrobię.
- Cameronie, my chcemy dobrze, nie rób tego... Proszę, przynajmniej mnie nie zabijaj... - wysyczała spokojnie ze smutnym wyrazem twarzy.
Wtedy gwałtownie obniżyłem rękę, nóż powoli zanurzył się w jej klatce piersiowej. Rozciął miękki materiał. Od razu z miejsca nacięcia wylała się krwistoczerwona ciecz. Wrzasnęła przeciągle opadając na twardą posadzkę z wielkim łupnięciem. Jej krzyk przeszył mnie na wskroś. Jak przystało na Anioła, Ayleen, rozpłynęła się w przestrzeni. Zniknęła. Została po niej tylko plama krwi, która zamieniła się w prawdziwe, błyszczące srebro. Tak zawsze się z nimi dzieje.
Usiadłem na podłodze. Ponownie to zrobiłem. Zabiłem kolejne stworzenie. A jej wrzask dalej huczał mi w głowie. Słyszałem jej ostatnie słowa, na zawsze pozostaną w mej pamięci, jak napis wyryty na skale.
Podszedłem do drzwi, używając metalowej i ostrej jak miecz ramy od obrazu, próbowałem wyłamać drzwi.
♣♣♣
*Cassey*
Kochana Aria wszystko mi już wyjaśniła. Zdrajca, Carlos, sprzymierzył się z niczego niewartymi ludźmi by zniszczyć resztę ras, wilkołaki i Anioły. Wtedy nieliczne wampiry i ludzie pozostaną na Ziemi i zawładną całym wszechświatem. Czcigodny Ondine Lience chce temu zapobiec. Zjednoczy wszystkie magiczne istoty i zniszczy rasę ludzką, która tylko żeruje na czyimś nieszczęściu. Są zuchwali i wredni. Wykorzystują wszystkich. Carlos chce zamknąć Bramę, tak by wilkołaki tam nie weszły. I dlatego chciał mnie wykorzystać. Teraz pomogę Lience'owi i ludzie zginą! W Auglessi będą żyły magiczne rasy, zjednoczone!
Z chęcią im pomogę. Obiecali mi dożywotnią ochronę i miejsce zamieszkania gdy już im pomogę.
A co do Camerona. On jest niczego niewartym idiotą, który jest szpiegiem Le Carriego. Gdy zostawił mnie na cały dzień szpiegował Ondina i zabił jego rodzinę! Zwyrodnialec! A Mandy napadł zbuntowany powiernik Ondina. Myślał, że to ja. Chciał udowodnić, że nie pozwoli na to wszystko. Chciał mnie zabić by nie naprawiono Bramy i wszyscy się pogodzili, ale się pomylił. Potem napadł mnie wysłannik Carlosa Le Carrie. chciał jak najszybciej dowiedzieć się gdzie są kamienie. Podobno w wizjach powinnam się tego dowiedzieć.
A Oliver? Nie wierzyłam mu, a to on był dobry.
A skąd ta nienawiść do ludzi? Pomyślisz. Za każdym razem wymyślają paskudne rzeczy na nasz temat. ze wilkołaki to krwiożercze, wredne, czyhające na chwile twej słabości, stworzenia, które tylko zabijają. Nie zawsze tak jest, potrafią być tkliwe, sympatyczne i romantyczne. Wampiry zaś nazywane są krwiopijcami. One niby zabijają ludzi dla krwi. A przecież tego nie robimy. Stwarzamy wytwórnie by ich nie zabijać. Nie wchodzimy im w drogę. Ale widać oni i tak się czepiają! Skończymy ich marny żywot! A Anioły? Anioły są idealne, uważają je za właśnie takie. Tylko w ich przypadku się nie mylą. Chcą się im przypodobać by ich życie po życiu, wysoko nad gwiazdami, było wspaniałe i beztroskie. Można by powiedzieć, że to są chytre, samolubne kanalie, którym zależy tylko na tym by lepiej żyć od innych. Są tak zaślepieni tym, że są wspaniali, że nie zauważają tych innych ras.
Niedługo to się skończy!
*Anioły piszę dużą literą, gdyż są uważane w tym opowiadaniu za istoty błogosławione i bardzo dobre.
____________________
Czternasta część jest... Podoba się? Rozumiecie coś z tej zawiłej sytuacji?
Jula ♥
PS. Proszę o komy...
- To jest prawda. Ekran mówi tylko i wyłącznie prawdę, Jeszcze nigdy nie skłamał. A skąd to wiem? Bo ja jestem Aniołem*. A to jest właśnie stworzone przez Anioły. My nie kłamiemy - wyjaśniła uśmiechając się smutno.
- Nie wierzę! Nie! Udowodnij, że jesteś tym Aniołem! - wrzeszczałam na cały głos.
- A w jaki sposób? - zapytała.
- A skąd ja mam wiedzieć? Nie jestem tym czymś! Nie wiem, pokaż skrzydła czy coś? Ja nie mogę, to ty jesteś anielskim stworzeniem czy ja?! - wyprowadziła mnie z równowagi.
- Nie denerwuj się tak. Myślałam, że drogi Cameron, twój kochaś, wspomniał coś o naszej niebiańskiej rasie - mówiąc to rozłożyła skryte za plecami skrzydła.
Były one stworzone z puchu. Piórka wyglądały jakby ktoś stworzył z niezwykłą precyzją każdy ich szczegół. Były równe i doskonałe, tak jak te stworzenia. One jaśniały jeszcze mocniej od sylwetki Arii.
- Jakie jeszcze stwory tu istnieją?! Są wilkołaki, wampiry no i to! - wskazałam na Anielicę - A wracając do wcześniejszego tematu, to to jest niemożliwe, żeby oni coś takiego powiedzieli. Moja mama obiecała mi, że poprawią się nasze relacje, a brat? On mnie kocha, jestem jego młodszą, kochaną siostrzyczką. Mandy zawsze była mi wierna i znamy się od lat... - wspominając te wszystkie wspólne chwile nie mogłam sobie uświadomić, że być może to nie jest kłamstwo.
Zdradliwe łzy na nowo spłynęły po jeszcze wilgotnej twarzy. Spadały niczym wodospad. Rozpłakałam się na dobre. Nie wiedziałam czy to jest prawda, ale skoro powiedział mi to Anioł...
- Nie ma już innych istot. Są tylko te trzy podstawowe rasy, no chyba, że się liczą mieszańce, na przykład skrzyżowanie wilkołaka z wampirem i tak dalej, i tak dalej - objaśniała - A ty się nie smuć więcej. Oni nie byli ciebie warci. Ty masz większe przeznaczanie i cel niż oni! Popatrz na ludzi. Uważają się za jedyne inteligentne stworzenia. Nic nie wiedzą o nas, są zbyt zuchwali i pewni siebie by to dostrzec! Nie przejmuj się tymi wymoczkami, którzy nawet nie dorastają nam do pięt. To oni są źli, a nie my. A Carlos Le Carrie sprzymierzył się dodatkowo z tymi kreaturami. To zdrajca i krzywoprzysięzca! Kłamie jak z nut, każde jego słowo jest splątane z paskudną intrygą, której szczegółów nie chciałabyś poznać. On jest w stanie dopuścić się największych zbrodni! My razem z wilkołakami chcemy dobrze. jesteśmy rasami, które powinny się złączyć, a on nie chce do tego dopuścić, nie wie co traci. Wam się tylko wydaje, że robimy źle. Oni to wszystko inaczej ci przedstawili, a ty zbytecznie stawiałaś opór, więc musieliśmy przejść do drastycznych środków. Ja tego nie popierałam, no ale cóż... Wyszło jak wyszło, a ja ci tu wszystko wyjaśnię - powiedziała na jednym wydechu.
♣♣♣
*Cameron*
Znowu. Ponownie znalazłem się w Sali Złamanych. Myślą, że nie pamiętam co tam robią z nami! Ondine wynajął Anioły Ciemności, które mają za zadanie uświadomić, że nikt nas nie chce. Wtedy te osoby się łamią i przechodzą na ich stronę. Wierzą, że to wszystko to jest prawda. Oby Cassey nie dała się złamać! Moje moce tu nie działają. Nic nie wskóram. Muszę tylko przeżyć te parę dni albo... Zrobić coś czego nie popieram...
Usiadłem na najbliższym krześle tak jak dwa lata temu. Dokładnie pamiętam tamten dzień. Teraz było identycznie. Ona, Ayleen, siedziała w jedwabnej sukni, jej postać jaśniała jasnym światłem. Zaczęła mówić uwodzicielsko. One zawsze próbują oczarować swą ofiarę. Starają się być wiarygodne. W moim przypadku zapomnieli dać mi eliksir zapomnienia gdy już wykonałem ich straszne zadanie.
- Witaj, Cameronie Custard - zaczęła swą grę.
Milczałem. Skupiłem się na tym by nie słuchać jej czarującej gadki.
- Czemu milczysz? Jesteś zapewne zły, że się tu znalazłeś. Ale my tylko chcemy ci pomóc. Udowodnimy ci, że tu jesteś potrzebny, Carlos i reszta twej "rodziny" przy pierwszej lepszej okazji cię zostawią - mówiła.
- Nie będę cię słuchać! - wykrzyczałem.
- A dlaczegóż to?
- Nie będę słuchać tych kłamstw.
- Ależ to nie kłamstwa. Tylko szczera prawda.
- Anioły Ciemności tylko kłamią.
- Jaki Anioł Ciemności? Ja jestem dobrą Anielicą.
- Myślisz, że nie pamiętam? Dwudziestego drugiego maja, popołudnie. Kłamałaś jak z nut. Uwierzyłem. Wykonałem zadanie. Eliksiru nie dostałem. Więc pamiętam. Nie pozwolę ci zrobisz tego samego ponownie. A Cassey nawet nie wysłucha tych oszczerstw!
- Ach tak?! Zapłacisz za to! Zapomnisz! Wykonasz!
Wtedy Ayleen skoczyła na mnie. Jej skrzydła rozłożyły się. Były czarne jak smoła, włosy także zmieniły się na kruczoczarne, jak noc. Zanim stanęła obok mnie wyjąłem niewielki nożyk znajdujący się w mojej kieszeni. Nie cierpiałem zabijać. To straszne uczucie gdy czujesz jak życie odpływa z niby niewinnej duszy. Ta duszyczka została poprowadzona na niewłaściwy tor. Gdyby ją naprowadzić. Do niczego by nie doszło.
Uniosłem go lekko w górę. Kobieta spojrzała na mnie z wyraźnym przestrachem. Zamknąłem oczy by nie widzieć tego co zaraz zrobię.
- Cameronie, my chcemy dobrze, nie rób tego... Proszę, przynajmniej mnie nie zabijaj... - wysyczała spokojnie ze smutnym wyrazem twarzy.
Wtedy gwałtownie obniżyłem rękę, nóż powoli zanurzył się w jej klatce piersiowej. Rozciął miękki materiał. Od razu z miejsca nacięcia wylała się krwistoczerwona ciecz. Wrzasnęła przeciągle opadając na twardą posadzkę z wielkim łupnięciem. Jej krzyk przeszył mnie na wskroś. Jak przystało na Anioła, Ayleen, rozpłynęła się w przestrzeni. Zniknęła. Została po niej tylko plama krwi, która zamieniła się w prawdziwe, błyszczące srebro. Tak zawsze się z nimi dzieje.
Usiadłem na podłodze. Ponownie to zrobiłem. Zabiłem kolejne stworzenie. A jej wrzask dalej huczał mi w głowie. Słyszałem jej ostatnie słowa, na zawsze pozostaną w mej pamięci, jak napis wyryty na skale.
Podszedłem do drzwi, używając metalowej i ostrej jak miecz ramy od obrazu, próbowałem wyłamać drzwi.
♣♣♣
*Cassey*
Kochana Aria wszystko mi już wyjaśniła. Zdrajca, Carlos, sprzymierzył się z niczego niewartymi ludźmi by zniszczyć resztę ras, wilkołaki i Anioły. Wtedy nieliczne wampiry i ludzie pozostaną na Ziemi i zawładną całym wszechświatem. Czcigodny Ondine Lience chce temu zapobiec. Zjednoczy wszystkie magiczne istoty i zniszczy rasę ludzką, która tylko żeruje na czyimś nieszczęściu. Są zuchwali i wredni. Wykorzystują wszystkich. Carlos chce zamknąć Bramę, tak by wilkołaki tam nie weszły. I dlatego chciał mnie wykorzystać. Teraz pomogę Lience'owi i ludzie zginą! W Auglessi będą żyły magiczne rasy, zjednoczone!
Z chęcią im pomogę. Obiecali mi dożywotnią ochronę i miejsce zamieszkania gdy już im pomogę.
A co do Camerona. On jest niczego niewartym idiotą, który jest szpiegiem Le Carriego. Gdy zostawił mnie na cały dzień szpiegował Ondina i zabił jego rodzinę! Zwyrodnialec! A Mandy napadł zbuntowany powiernik Ondina. Myślał, że to ja. Chciał udowodnić, że nie pozwoli na to wszystko. Chciał mnie zabić by nie naprawiono Bramy i wszyscy się pogodzili, ale się pomylił. Potem napadł mnie wysłannik Carlosa Le Carrie. chciał jak najszybciej dowiedzieć się gdzie są kamienie. Podobno w wizjach powinnam się tego dowiedzieć.
A Oliver? Nie wierzyłam mu, a to on był dobry.
A skąd ta nienawiść do ludzi? Pomyślisz. Za każdym razem wymyślają paskudne rzeczy na nasz temat. ze wilkołaki to krwiożercze, wredne, czyhające na chwile twej słabości, stworzenia, które tylko zabijają. Nie zawsze tak jest, potrafią być tkliwe, sympatyczne i romantyczne. Wampiry zaś nazywane są krwiopijcami. One niby zabijają ludzi dla krwi. A przecież tego nie robimy. Stwarzamy wytwórnie by ich nie zabijać. Nie wchodzimy im w drogę. Ale widać oni i tak się czepiają! Skończymy ich marny żywot! A Anioły? Anioły są idealne, uważają je za właśnie takie. Tylko w ich przypadku się nie mylą. Chcą się im przypodobać by ich życie po życiu, wysoko nad gwiazdami, było wspaniałe i beztroskie. Można by powiedzieć, że to są chytre, samolubne kanalie, którym zależy tylko na tym by lepiej żyć od innych. Są tak zaślepieni tym, że są wspaniali, że nie zauważają tych innych ras.
Niedługo to się skończy!
*Anioły piszę dużą literą, gdyż są uważane w tym opowiadaniu za istoty błogosławione i bardzo dobre.
____________________
Czternasta część jest... Podoba się? Rozumiecie coś z tej zawiłej sytuacji?
Jula ♥
PS. Proszę o komy...
niedziela, 8 grudnia 2013
Rose cz. 9
Rose cz. 9
-Rose, gdzieś ty
była!-krzyknęła matka.
-Wracałam ze szkoły- odpowiedziałam spokojnie.
-Tak? Ze szkoły
powiadasz, jakoś dzwoniła do mnie twoja wychowawczyni i powiedziała, że byłaś w
szkole, ale sobie poszłaś.-rzekła Clara.
-Coś jej się pomyliło! Byłam w szkole!-kłamałam.
-Yhym, a nauczycielka po prostu cię nie zauważyła,
tak?-spytała złośliwie mama.
-Nie chcę z nikim rozmawiać, idę do pokoju!-wykrzyczałam
do matki.
Poleciałam na
górę. Trzasnęłam drzwiami, tak, że obrazy na korytarzu się zatrzęsły. Położyłam
się na łóżku i wtuliłam głowę w poduszkę wylewając w nią słone łzy. Córciu
otwórz- słyszałam dobiegający z zewnątrz głos mamy. Nie odzywałam się, wstałam
i spojrzałam na okno, po którym ściekały krople deszczu. Jedna goniła drugą, aż
w końcu z dwóch kropelek zrobiła się jedna. Połączyły się i dalej spływały po
szybie. Potem zobaczyłam drugą parę strug deszczu. Goniły się, lecz jedna z
nich w pewnym momencie skręciła. Pomyślałam, że ja i Andy jesteśmy tymi malutkimi,
mijającymi siebie kropkami wody. A jeszcze inne kropelki spływały po szybie, nie
podążając za innymi. Płynęły same, przed siebie omijając różne napotykane
przeszkody. Otrząśnij się, już go nie obchodzisz, według niego ta „przyjaźń”
jest bez sensu. Widocznie nie zależało mu na waszej przyjaźni. On nie jest wart
twoich łez. Trzeba iść dalej...-syknęłam do siebie. Poszłam do łazienki.
Przemyłam twarz, by nie było widać, że płakałam. Następnie weszłam do
garderoby. Przebrałam się w jeansowe rurki, koszulę w czerwono-czarną kratę. Na
to bluzę, czarną skórę. Wyjęłam z pudełka nowe, czarne conversy, założyłam je.
Zabrałam z krzesła torebkę. Włożyłam do niej najważniejsze rzeczy- telefon,
kasę, bilety, kopertę od Andy’ego i klucze. Potem otworzyłam okno i po
winoroślach zeszłam na ziemię. Przeskoczyłam przez ogrodzenie i pobiegłam przed
siebie. Moim celem było dotarcie do domu Caroline, chciałam z nią porozmawiać. Dotarłam
na przystanek. Autobus nadjechał natychmiastowo. Wsiadłam do pojazdu, usiadłam
na miejscu i wyjęłam kopertę z torebki.
Zaproszenie
Mam
zaszczyt zaprosić na moje osiemnaste urodziny szanowną panią Rose Hilton.
Impreza
odbędzie się dnia 15 czerwca, w klubie DanceClub przy ul. Down Street 19 o
godzinie 18:00.
Będzie
świetna zabawa! Wybór prezentu dowolny.
Serdecznie zapraszam
Andy Meek.
Z
koperty wypadła jeszcze pognieciona kartka. Rozłożyłam ją i zaczęłam czytać.
Nie
miałem jak ci tego powiedzieć, nie umiałem.
Zakochałem
się w Tobie, lecz to uczucie zniknęło, od kiedy pojawił się Aron.
On wszystko zniszczył. Teraz nic między nami
nie ma.
Mówię Ci to po to, abyś wiedziała, że coś do
ciebie kiedyś czułem oprócz przyjaźni.
W
tym momencie jestem szczęśliwy z Caroline. Chciałem, abyś o tym wiedziała.
Wyrzuć
ten list, aby nikt się o nim nie dowiedział, a w szczególności Caro.
Andy
Aha-
powiedziałam sama do siebie- szkoda, że mówisz to dopiero teraz, nie miałeś
odwagi mi o tym powiedzieć osobiście... Stacja Sydney Centralny-usłyszałam.
Wstałam i wysiadłam z autobusu. Wyjęłam telefon zadzwoniłam do Caro, aby
powiadomić ją o tym, że się u niej pojawię. Przy okazji sprawdziłam godzinę- 22:32. Ruszyłam w stronę
domu przyjaciółki. Kiedy dotarłam pod mieszkanie Caroline, czekała już
na mnie.
-Rose,
chodź rodziców nie ma, możesz u mnie zostać.-oznajmiła dziewczyna.
-Ok,
musimy pogadać...-powiedziałam, po czym weszłam do domu Caro.
Poszłyśmy razem do pokoju, tam zaczęła się
nasza rozmowa.
-Słyszałam,
że jesteś z Andy’m, gratuluję i życzę szczęścia.-zaczęłam.
-Tak,
dzięki kochana-uśmiechnęła się do mnie, a następnie puściła oczko.-Ale ja też
słyszałam, że kogoś masz.-podekscytowana wystawiła język.
-No
prawda, prawda.-powiedziałam.
-Hmmm...
A kto to taki?-zapytała Caro.
-Jest
taki jeden chłopak, który uratował mi życie parę razy. Gdyby nie on pewnie dziś
byłby mój pogrzeb.-odpowiedziałam.
-Jezu?!
Co tu się działo jak mnie nie było?! Ale nic ci się nie stało, no
nie?-wystraszona jęknęła.
-No
dzięki niemu nic... Idź zaparz kawę, a ja wszystko ci opowiem.-rzekłam z
uśmiechem na twarzy.
-Ok,
to poczekaj-oznajmiła Caroline.
Opowiedziałam przyjaciółce całą historię.
Od A do Z. Ona jedyna z moich znajomych wie, że wyjeżdżam. Gadałyśmy śmiałyśmy
się jak za dawnych czasów. Takim oto cudem zostałam u Caro całą noc. W jej
towarzystwie czuję się całkowicie inaczej. Zapominam o wszystkich problemach i
błędach.
Nasze
szczęśliwe chwile przerwał mój telefon.
-Przepraszam
Caro, zaraz wrócę-objaśniłam przyjaciółce, a następnie wyszłam z jej pokoju.
Odebrałam telefon.
-Halo-rzekłam
do słuchawki.
-Gdzie
jesteś? Nic ci nie jest?-dopytywał się Aron.
-Nie,
spokojnie jestem u... Caroline, nie masz się o co martwić-odpowiedziałam.
-Wiesz,
że twoi starsi cię szukają?-powiadomił mnie Aron.
-Coo?!
Szukają? Co robią?-zapytałam mojego chłopaka.
-Chodzą
i przyklejają kartki do drzew, że zaginęłaś-wytłumaczył Aron.-właśnie na jedną
z nich się natknąłem i zadzwoniłem do ciebie skarbie.
-Uh,
ok wracam do domu, dzięki za troskę kochanie. Do zobaczenia!-po tych słowach
przerwałam rozmowę telefoniczną.
Weszłam do pokoju Caroline zabrałam ze sobą rzeczy, pożegnałam się z
przyjaciółką, a następnie ruszyłam w stronę przystanku. Czekałam na autobus,
wreszcie nadjechał. Wsiadłam do pojazdu. Chciałam wyjąć z torebki telefon, by
zobaczyć która godzina. Wtedy ogarnęło mnie przeszywające uczucie stresu. Nie
mam koperty i tej kartki, zostawiłam ją u Caroline!-powiedziałam w myślach.- o
nie, nie, nie, nie. To nie może być prawda! Zawaliłam sprawę... Rozwalę im
związek, jestem beznadziejna. Oby jej nie znalazła...-kontynuowałam. Nareszcie
autobus dojechał na przystanek niedaleko mojego domu. Wysiadłam z niego i pędem
poleciałam do domu. Przeszłam przez furtkę, otworzyłam drzwi. Rodziców nie ma,
jak dobrze-powiedziałam. Szybko pobiegłam na górę. Położyłam się na łóżku, że
niby śpię. Leżałam i czekałam aż ktoś w końcu wejdzie do pomieszczenia.
Wyjrzałam przez okno i zobaczyłam, że na podwórku stoją moi rodzice i patrzą na
mnie z wyrzutem.
-Rosalio
Hilton! (Rosalia to moje pełne imię) Marsz do nas na podwórko! Musimy bardzo poważnie
porozmawiać na temat twojego zachowania.-krzyczał z ogródka tata.
Nie mam wyboru muszę zejść na dół. Tak zrobiłam,
spotkałam się z rodzicami na dole.
-Posłuchaj
mnie, jeżeli tak bardzo chcesz zostać tutaj w Sydney musisz zmienić swoje
zachowanie, które przechodzi wszystkie możliwe granice.-rzekła mama.
-Ja
próbuję, ale wy mnie do tego zmuszacie.-odpowiedziałam.
-My
cię zmuszamy, tak? Rose z tobą się nie da rozmawiać...-załamała się Clara.
-Widocznie
nie...-powiedziałam.
-Dobrze
skoro tak, Ken idź kupuj bilet do Warszawy, jutro wyjeżdżamy. Zamieszkasz u dziadków.-oznajmiła
Clara.
-Nie
zrobisz mi tego, nie możesz!-zdenerwowałam się na rodziców, więc krzyczałam.
-Ależ
owszem zrobię, jeżeli nie poprawisz swojego zachowania...-oznajmiła matka.
-Nienawidzę
was! Nie chcę was widzieć, to co robicie jest okropne!-zachrypiałam, następnie
postanowiłam powiedzieć im dlaczego chcę tu zostać.-dobrze skoro tak
postanowiliście to teraz mnie posłuchajcie, parę dni temu poznałam wspaniałego
chłopaka dla mnie, jesteśmy parą i chcecie teraz to wszystko zniszczyć? Poza tym
mam tu Caroline przyjaciółkę jedyną w swoim rodzaju, już nigdy takiej samej nie
znajdę...-chciałam wzbudzić u rodziców litość, by jednak zmienili zdanie, lecz
to nic nie dało, są twardzi.
-Nie
martw się, jesteś kontaktowa, więc ze znalezieniem nowych przyjaciół poradzisz
sobie. Tak samo z chłopakiem. A teraz idź się pakuj, pożegnaj się z nimi i
lecimy.-oznajmiła mama.
-Uhh,
a co z językiem? Znam tylko parę słów po polsku-jęknęłam ze smutkiem.
Pogodziłam się z tym, że już nic z tego nie będzie.
-O,
dziadkowie cię nauczą, a jak nie oni to ci załatwimy nauczyciela.-objaśniła Clara.
Spojrzałam na rodziców z wielkim bólem w
okolicach serca. Odwróciłam się, wróciłam do domu, a następnie według polecenia
zaczęłam się pakować...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jest część 9... Nie wiem czy ktoś to czyta, ale mam ogromną prośbę. Proszę jeżeli to czytasz, skomentuj, abym wiedziała czy jest sens dalej pisać.. To by było na tyle.
Miłego czytania ;c
PS. Niedługo pojawi się część 10, to będzie zakończenie pierwszego rozdziału. Polećcie tego bloga innym osobom.
PS. Niedługo pojawi się część 10, to będzie zakończenie pierwszego rozdziału. Polećcie tego bloga innym osobom.
Subskrybuj:
Posty (Atom)