Rose część 10!
Rose cz. 10
Do białej walizki wpakowałam stertę ubrań,
zdjęcia i wiele innych ważnych dla mnie rzeczy. Wzięłam do ręki telefon,
wykręciłam numer do Arona.
-Tak-usłyszałam
jak zawsze pełny radości głos chłopaka.
-Musimy
się spotkać i porozmawiać, jak najszybciej... - oznajmiłam.
-Dobrze,
ale coś się stało misiu? - zapytał troskliwie Aron.
-Dowiesz
się... Przyjdziesz po mnie? – zapytałam z żalem.
-Jasne,
już idę-rzekł chłopak, po czym rozłączył się.
Zebrałam wszystkie niepoukładane myśli w
jedną sensowną całość. Westchnęłam nieszczęśliwie, a następnie zeszłam po
schodach na dół. Ciężko przechodziła mi przez głowę myśl, że już jutro nie
będzie mnie tu, wraz z moją przyjaciółką i chłopakiem. Czemu te pożegnania
muszą tak boleć? Wyszłam z domu z ponurą miną. Zobaczyłam Arona, podeszłam do
niego i zaczęłam z nim rozmawiać, starałam się być jak najbardziej delikatna.
-Od
razu mówię, że trudno będzie mi to mówić, więc pozwól, że jak się zatnę, albo
nie będę mogła wypowiedzieć jakiegoś słowa, proszę cię o zrozumienie. - oświadczyłam.
-Rose,
dobrze, do rzeczy... - odparł chłopak.
-Moi
rodzice zarządzili, że wyjedziemy z Sydney. Mówią, że robią to dla mojego
bezpieczeństwa, lecz ja mam inne zdanie na ten temat. Robiłam co w mojej mocy,
nic to nie dało. Ale, fakt jest taki, że wyjeżdżam do Warszawy. Będę mieszkać u
dziadków. Aron, te słowa z trudnością przypadają mi na usta, ale musimy
zakończyć nasz związek. Nie trwał on długo, lecz wiedz, że nigdy nie zapomnę
naszego pocałunku, chwil spędzonych razem, no i ciebie... Mnie też to boli, nie
chcę wyjeżdżać. Ale takie jest życie, czasem jest miło i przyjemnie, lecz
występują też potknięcia, błędy i tego typu rzeczy. Bardzo cię kocham, niestety
musimy się rozstać... - łykając gorzkie łzy wymamrotałam.
-Też
cię kocham i nigdy cię nie zapomnę, zmieniłaś moje życie... Mam nadzieję, że
się jeszcze kiedyś zobaczymy. Nie płacz, szkoda łez. - rzekł Aron.
-Dobrze...
- jęknęłam.
Czule się przytuliliśmy, a potem
spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy. Na koniec mogłam znowu poczuć się jak w niebie-
kolejny pocałunek, tylko szkoda, że na pożegnanie... Poszliśmy w inne strony.
Myślałam, że inaczej zniesie, całą tą sytuację, ale cieszę się, że mnie chociaż
zrozumiał, za to mu dziękuję... Wróćmy do kwestii mamy i taty. Nadal nie odzywam
się do rodziców, czuję do nich ogromną nienawiść. To co robią jest okropnie
niesprawiedliwe. Czy to wszystko musi się tak kończyć? - to pytanie zadaję
sobie bardzo często. Szkoda jest mi tych chwil, które spędziłyśmy wraz z moją
najlepszą przyjaciółką. Wiele razy któraś z nas miała potknięcia. Były kłótnie,
ale cóż to za przyjaźń bez sprzeczek? Wiem tylko, że będę za nią okropnie
tęsknić. Za Aronem jeszcze bardziej... Nastała noc na niebie ukazały się
świecące, jak małe płomienie gwiazdy. Księżyc jest dziś w pełni. Na moje oko
wygląda przerażająco. Poszłam do łazienki, wzięłam gorącą kąpiel na uspokojenie
i odprężenie. Później pościeliłam łóżko, kiedy wyszłam z pokoju, usłyszałam
dobiegający z dołu głos mojej mamy. „Tak, Rose nie będzie w szkole. Wyjeżdża
jutro za granicę, w najbliższym czasie
odbiorę dokumenty, do widzenia...” Gadała z wychowawczynią. Niebywałe, że tak
szybko załatwiła wszystkie sprawy, widocznie była na to przygotowana...
Wróciłam z powrotem do pokoju. Położyłam się na łożu i patrzyłam ze smutkiem i
żalem na puste półki, opróżnione szafki i szuflady, a także na ściany, na
których jeszcze zaledwie kilka godzin temu
wisiało miliony zdjęć. Nie wierzę, że już jutro o tej porze będę w
całkowicie innym miejscu, w towarzystwie innych ludzi... - rozmyślałam. Przez
całą noc nawet nie zmrużyłam oka. Chodziłam od kąta do kąta, siedziałam,
leżałam, ale pod wpływem tak silnych emocji trudno jest się zdrzemnąć... W
końcu nastał dzień, wschód Słońca jest naprawdę przepiękny. Rose śniadanie!
Szykuj się, zaraz jedziemy na lotnisko ! - słyszałam wołanie Clary. Odbyłam
poranną toaletę, ubrałam się, a następnie zeszłam na dół.
-Cześć
córeczko, usmażyłam ci jajka ze szczypiorkiem... Twoje ulubione - przywitała
mnie mama, podkładając mi pod nos
jedzenie.
-Hej...
Dziękuję, jakaś ty miła mamusiu - poirytowana zwróciłam się do Clary.
-Spakowana
jesteś ? - zapytała mama.
-Raczej
tak - odpowiedziałam.
-Pójdę
sprawdzić, czy niczego nie zostawiłaś. - oznajmiła mateczka, potem poszła na
górę.
-Okej.
- odrzekłam obojętnie.
Najadałam się jajecznicą, już zapomniałam
jak smakowała, tak dawno jej nie jadłam... U babci pewnie będzie to tradycja.
Mama wróciła, przyszedł tata, zabrał moje bagaże i poszedł do samochodu.
-Zjadłaś?
- spytała mama.
-Tak-odpowiedziałam.
-
Idź do auta, Ken czeka - oznajmiła Clara.
-Dobrze
- odrzekłam.
Wzięłam ze sobą torebkę, w niej miałam
wszystkie podręczne rzeczy. Wyszłam z domu, przy zamykaniu drzwi wzruszyłam
się. Westchnęłam i powiedziałam do siebie: Żegnaj domku, Sydney i Australio...
Witaj Europo. Wycofałam się i wsiadłam do auta. Podróż samochodem była okropnie
nudna, prawie usnęłam, ale w odpowiednim momencie dojechaliśmy na lotnisko - to
mnie rozbudziło.
-Dziadkowie
będą na ciebie czekali na lotnisku w
Warszawie, pa i zadzwoń jak już będziesz na miejscu. – powiedziała mama
przytulając mnie. Tata również się ze
mną pożegnał.
Ken
podał mi walizki, wsadziłam je do bagażu w samolocie, potem weszłam niepewnym
krokiem do latającego pojazdu. Patrzyłam przez okno na rodziców, machali mi. Z
moich oczu poleciały drobne kropelki łez. Ostatnie chwile spędzone w Sydney...
Może tu przyjadę w wakacje, przynajmniej bardzo bym chciała. W pewnym momencie
dosiadła się do mnie dziewczyna, mniej więcej z mojego roku. Śliczna blondynka o
kręconych włosach i brązowych oczkach. Miała na sobie szorty i białą bluzkę na ramiączka. Dość wysoka dziewczyna. Odwróciłam od niej
wzrok i spojrzałam się jeszcze raz w okno, już powoli samolot szykował się do lotu. Usłyszałam komunikat i chwilę
potem pojazd ruszył. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko do mnie, ja też ukazałam
swoje ząbki.
-Hej,
jestem Karolina, a ty jak masz na imię? - zapytała Karolina.
Trochę jej nie zrozumiałam, ale coś mi
zaczęło świtać, więc odpowiedziałam.
-Mam
na imie Rose i mam czesnascie lat.
Dziewczyna dziwnie na mnie spojrzała. Po
chwili wybuchnęła śmiechem i odpowiedziała
-Jesteśmy
z tego samego roku, masz świetny akcent hahaha.
Karolina zaczęła uczyć mnie polskiego, potem
kiedy już odrobinę zrozumiałam rozmawiałyśmy. Nie pomyślałam, że już w
samolocie się z kimś zapoznam. Dzięki niej
podróż szybko mi minęła. Okazało się nawet, że ona też będzie mieszkała na Ursynowie
(dzielnica Warszawy) – jak ja! Samolot powoli zaczął lądować, a kilka minut później stałam już na
lotnisku, wraz z dziadkami. Moja babcia miała na imię Basia, a dziadek
Stanisław.
-
Dziecko drogie jesteś! – wykrzyczała na przywitanie babcia.
Przywitaliśmy się i wszyscy razem ruszyliśmy
w stronę samochodu. Stwierdziłam, że mam dosyć tych podróży... Wreszcie dojechaliśmy
pod bardzo wysoki blok, pomalowany na pomarańczowo. Dziadek wziął walizki i
ruszyliśmy do mieszkania. Wjechaliśmy windą na 12 piętro i podeszliśmy pod
drzwi, na których widniał pozłacany numerek 83.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
"Wiele razy któraś z nas miała potknięcia. Były kłótnie, ale cóż to za przyjaźń bez sprzeczek"
OdpowiedzUsuńWiesz co miałam na myśli kopiując ten fragment, no nie? ;*
Kolejna świetna, wzruszająca część! Ciekawe co knuje pan Aron...
Ojejuu ;* no czekaj chwilkę <3
OdpowiedzUsuńDzienki kochaniee <3 xD
nie mg się doczekać kolejnej części , chyba nie wytrzymam *.*
OdpowiedzUsuńrumienie się xD ;**
OdpowiedzUsuńA co z Aronem??? ;c nie chcę, żeby Rose miała kogoś innego....
OdpowiedzUsuńHmmm, no zobaczysz ;p
Usuń