Rose cz. 7
Kiedy Aron otworzył drzwi ogarnął mnie
zachwyt. Ogromny salon, świetnie dobrane meble w kuchni, no i schody- drewniane
i połyskujące.
-Nieźle mieszkasz...-powiedziałam ziewając-przepraszam.
-Dzięki... Rozgość się, usiądź na kanapie, a ja zaraz
zrobię coś do picia. Kawę czy herbatę?-zapytał chłopak.
-Może być kawa-odparłam zmierzając w stronę kanapy.
-Ok, to poczekaj chwilę.-oznajmił Aron.
Usiadłam na
wygodnym meblu, bardzo mi się chciało spać. Położyłam się, po czym zasnęłam.
~~Oczami Arona~~
Wszedłem do salonu i zobaczyłem śpiącą na kanapie Rose.
Nawet jak śpi jest piękna-pomyślałem. Odłożyłem kubek na stole i ruszyłem po
koc. Przykryłem dziewczynę, kucnąłem
obok niej i położyłem swoją rękę na jej policzku. Pocałowałem ją w czoło,
następnie poszedłem na górę się trochę odświeżyć. Umyłem się i wróciłem na dół.
Poczułem dotyk na ramieniu, odwróciłem się i zobaczyłem Rose. Uśmiechnęła się
do mnie, a ja do niej.
~~Oczami Rose~~
Patrzyłam mu głęboko w oczy. Nasze twarze zaczęły się zbliżać. Pocałował mnie, a ja odwzajemniłam ten pocałunek. Niezwykle namiętny i magiczny- mój pierwszy. Po chwili odsunęłam się od chłopaka. Usiadłam prosto, spoglądając na niego wypowiedziałam słowa.
-Kocham Cię-uśmiechnęłam się.
-Ja ciebie bardziej, czekałem aż nastąpi ten dzień, w którym wszystko sobie powiemy i nie będziemy ukrywać tego co do siebie czujemy...-odpowiedział chłopak.
-Bardzo się cieszę, ale muszę już lecieć sąsiedzie-rzekłam bardzo szczęśliwa.
-Może cię odprowadzę?-śmiejąc się zapytał chłopak.
-Haha, każdy powód jest dobry, ale myślę, że nic mi się nie stanie jak przejdę przez furtkę, zrobię trzy kroki i będę w domciu...-odparłam.
-Ok, już tęsknię-jęknął Aron.
Wzięłam gorącą kąpiel z
bąbelkami. Zrobiłam sobie czekoladę, wzięłam kocyk i włączyłam jakiś film w
moim laptopie. Nagle zadzwonił telefon- to Andy.
-Kocham Cię-uśmiechnęłam się.
-Ja ciebie bardziej, czekałem aż nastąpi ten dzień, w którym wszystko sobie powiemy i nie będziemy ukrywać tego co do siebie czujemy...-odpowiedział chłopak.
-Bardzo się cieszę, ale muszę już lecieć sąsiedzie-rzekłam bardzo szczęśliwa.
-Może cię odprowadzę?-śmiejąc się zapytał chłopak.
-Haha, każdy powód jest dobry, ale myślę, że nic mi się nie stanie jak przejdę przez furtkę, zrobię trzy kroki i będę w domciu...-odparłam.
-Ok, już tęsknię-jęknął Aron.
-Ja też!-powiedziałam, a następnie ubrałam się i wyszłam z domu
Arona.
Po chwili byłam w
mieszkaniu, otworzyłam drzwi i zobaczyłam moich rodziców siedzących w kuchni, pijących kawę. Ogarnęła mnie jeszcze większa
radość, ale moje szczęście nie trwało długo...
-Hej, czemu nie powiedzieliście, że dziś przyjeżdżacie? Nie
wierzę, że to mówię, ale nawet nie wiecie jak się cieszę, że w końcu
przyjechaliście! Bardzo za wami tęskniłam, nie wiecie co się tu wydarzyło, gdy was nie było.-opowiadałam.
-Wiemy Rose i chcielibyśmy z tobą porozmawiać-rzekł ponurym głosem
tata-Ken.
-Coś się stało...?-odrzekłam zagryzając wargę.
-Chodzi o to, że musimy wyjechać. Gdy nas nie ma ciągle dzieję się coś złego. Byłaś o krok od śmierci. Po prostu robimy to ze względu na
twoje bezpieczeństwo, zrozum.-powiedziała mama-Clara.
-Ale...-jęknęłam ze łzami w oczach.
-Kochanie, martwimy się o ciebie...-dodał tata.
Jak najszybciej
chciałam pobiec do swojego pokoju, lecz pomyślałam, że lepiej będzie jak się
przewietrzę, gdyż moje królestwo było zniszczone. Spojrzałam na rodziców z
wyrzutem. Potem otworzyłam drzwi i wybiegłam z mieszkania. Łzy ciekły mi
strugami, spoglądałam na dom Arona i swój. Wiele myśli plątało mi się po
głowie. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić. W końcu wpadłam na pomysł, że pójdę w
miejsce gdzie zawsze bawiłam się kiedy byłam mała. Gdy dotarłam zobaczyłam
wielką polanę pełną kwiatów, a na jej środku postawiona była huśtawka, na
której się bujałam, za czasów dzieciństwa. Ale się tu zmieniło-pomyślałam. Położyłam się na trawie i zastanawiałam
się nad tymi wszystkimi wydarzeniami. O tym niezwykłym pocałunku, ale i o tej
okropnie dołującej, przygnębiającej decyzji rodziców. Rozumiem, że się o mnie
troszczą, lecz tu jest moje życie tu się wychowałam i będę żyła w Sydney, aż do
śmierci. Nigdzie się nie wyprowadzam, trudno. Tu jest mój chłopak Aron i moi
przyja... No właśnie czy Andy i Caroline w ogóle żyją? Zadzwonię do Andy’ego-
trajkotałam sama do siebie, jak powiedziałam tak zrobiłam, lecz nie usłyszałam
głosu w słuchawce. Spojrzałam w niebo, wymyślałam sobie różne konstelacje
gwiazd i dalej rozmyślałam. W pewnej chwili wstałam i ruszyłam w stronę domu,
na szczęście jest ciepło.
-Wróciłam!-krzyknęłam wchodząc do mieszkania.
-Ken! Już wróciła, dziecko gdzieś ty była?!-spytała mnie mama.
-Tu i ówdzie-odrzekłam.-przemyślałam tą całą sytuację, rozumiem
was. Martwicie się, jak każdy rodzic o swoje dziecko, lecz nigdzie nie jadę
zostaję tu- w Sydney i nie zmienię zdania choćby nie wiem co!-tłumaczyłam
podniesionym głosem matce.
-Wiemy, że to jest dla ciebie trudne, ale tak będzie lepiej dla
nas wszystkich-odparła mama.
-Mam tu przyjaciół, tu się wychowałam i nie ruszam się stąd nawet
na krok.-powiedziałam.
-Uhh, Rose, córciu, to dla twojego dobra...-ciągnęła dalej mama.
-Powtarzasz się mamo, a poza tym gdyby to było dla mojego dobra to
byś tak nie nalegała z tym wyjazdem, już
ci mówiłam, nie będę powtarzać.
-Porozmawiamy jutro, jak emocje opadną.
-Yhym...-prychnęłam, po
czym zdenerwowana pobiegłam na górę.
-Tak?-zapytałam odbierając.
-Dzwoniłaś-odpowiedział chłopak z jakąś twardością w głosie.
-To prawda, ale to nic ważnego...-odrzekłam.
-Będziesz jutro w szkole?-zapytał Andy.
-Raczej tak, a czemu pytasz?-odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
-Musimy porozmawiać-oznajmił chłopak.
-Spoko... To do jutra.-objaśniłam.
-Ta, do zobaczenia.-orzekł And.
__________________________________
Ojej, macie siódmą część wena powróciła na tą jedną część, mam nadzieję, że mnie niedługo coś olśni i pomysł powróci ;3 Miłego tygodnia, jutro poniedziałek, nieee !
dodaj jak najszybciej, bo nie wytrzymam napięcia x.x
OdpowiedzUsuńdodam jak wena powróci ;/
OdpowiedzUsuńPani niech już da kolejną część! -,-
OdpowiedzUsuńZaraz, Ksawery mnie dekoncentruje xD
OdpowiedzUsuń