niedziela, 29 grudnia 2013

New Look

Heeey,

jak się podoba nowy szablon? Na życzenie Oli poszukałyśmy i pobrałyśmy szablon ze strony Zaczarowane Szablony. Według mnie jest taki tajemniczy i magiczny. Idealnie oddaje atmosferę opowiadań... Szkoda, że nie wiem co napisać... Eh... Może coś nabazgrzę? Zobaczymy.
Szczęśliwego Nowego Roku kochani!
Jula





środa, 25 grudnia 2013

I can't

Hey,
obiecałam Wam kolejną część Zaczarowanej po Nowym Roku. Obawiam się, że to nie dojdzie do skutku. Nie mam motywacji, wena poszybowała wysoko w przestworza i nie wiem czy powróci. Czytelniczka pisała, że ona to będzie czytać, a teraz odeszła. Na razie nic nie napisze. Czytajcie opowiadania mojej przyjaciółki.
Koniec?
Do zobaczenia
Jula
PS. Najwyżej udostępnię kawałek, który napisałam wcześniej.

Rose cz. 1 rozdział 2

Rose cz. 1 rozdział 2


   -Witaj w naszym mieszkaniu! – powiedział dziadek.
 Uśmiechnęłam się lekko.
-Chodź pokażę ci twój nowy pokój, myślę, że będziesz zadowolona – dodała po chwili babcia prowadzając mnie w głąb mieszkania.  
   Dom miał dwa piętra. Na pierwszym salon, kuchnia i łazienka. Na górze 2 pokoje i kolejna łazienka. Na prawo pokój dziadków, a na lewo mój. Babcia zakryła mi oczy. Robiłam malutkie kroczki, by  się nie przewrócić. W końcu dotarłyśmy do pokoju, który miał połyskujące, śliwkowe ściany. Przy jednym z okien, na parapecie było takie mini łóżeczko i poduszka – zawsze marzyłam o czymś takim! Moją uwagę przykuło wodne łóżko, na które trzeba było wejść po schodkach.
-Tak właśnie wyobrażałam sobie mój pokój. – westchnęłam. – jest cudowny! Mocno przytuliłam babcie, a następnie wyszłam z pomieszczenia.  Jeżeli chodzi o całokształt, dom jest bardzo zadbany i ładnie wygląda – spodobał mi się.
  Robiło się już coraz ciemniej. Słońce powoli zachodziło, a na niebie pojawiały się pierwsze gwiazdy.
Zjadłam obiad w postaci pierogów, potem grałam w karty z babcią. Nagle usłyszałam dźwięk mojego telefonu. Ruszyłam pędem na górę. Zobaczyłam, że dzwoni Andy. Zastanawiałam się czy odebrać. Jednym ruchem palca przeciągnęłam zieloną strzałkę i powiedziałam do słuchawki.
-Tak? -  zapytałam odbierając.
-Wiem, że pewnie nie chcesz ze mną teraz gadać, ale posłuchaj. - odpowiedział Andy
- No mów. – prychnęłam.
-Dałaś tę kartkę Caroline, chociaż prosiłem cię, abyś nic jej nie mówiła, a tym bardziej pokazywała... Zawiodłem się na tobie. Zerwała ze mną, a na ciebie jest mega wkurzona. Sama sobie na to zapracowałaś, ciekawe jak to teraz odwrócisz! – krzyczał zdenerwowany do słuchawki.
- Kartkę zostawiłam u niej przypadkowo. Przykro mi. Teraz już nic nie odwrócę! Jestem w całkowicie innym miejscu i zaczynam nowy rozdział mojego okropnego życia! A ty nie dzwoń do mnie już nigdy więcej! Żegnam, pa! – wykrzyczałam, wszystko we mnie buzowało. Rozłączyłam się i rzuciłam telefonem na łóżko. Następnie zeszłam na dół i kontynuowałam karcianą grę z babcią. Grałyśmy dość długo. Wybiła godzina 22. Skończyłam grę i poszłam się umyć. Po orzeźwiającej kąpieli położyłam się na moim wodnym łóżku. Wtedy tęsknota za Aronem mnie dopadła. Ocierając słone łzy z policzków, dalej o nim myślałam. Wreszcie zasnęłam. Mój sen nie potrwał długo, aczkolwiek przerwał mi go koszmar. Obudziłam się z przeraźliwym krzykiem. Śniło mi się, że zostanę sama, nie będę miała żadnej przyjaciółki – nikogo. Wszyscy będą się ze mnie śmiać itp. Aż w końcu spotka mnie nieszczęście i tak oto kończy się moje życie. I tak będę sobą, nieważne, czy mnie zaakceptują, czy nie. To ja i tak będę sobą! Znowu usnęłam. Wybudził mnie aromatyczny zapach naleśników. Zajrzałam do walizki, by wyjąć z niej ubrania. Wtedy ogarnął mnie ogromny stres. Gdzie są moje ciuchy?! – krzyknęłam. Pomyliłam walizki! Super, do tego to są jeszcze rzeczy jakiegoś kolesia. Zaczęłam szukać namiarów na właściciela. W pewnej chwili znalazłam karteczkę z napisem „Damian Musielewicz, kontakt 503 112 158” Nie zastanawiając się sięgnęłam po telefon i wykręciłam numer do chłopaka. Usłyszałam męski głos w słuchawce.
- Halo?
- Dzień dobry, przy telefonie Damian Musielewicz? – zapytałam.
- Zgadza się, a o co chodzi? – odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Ym, mam pana walizkę...  – oznajmiłam nieśmiało.
- Pani jest Rose Hilton? Mam jakąś walizkę właśnie tak podpisaną... – odrzekł chłopak.
- Tak, to umówmy się w jakimś miejscu i oddamy sobie walizki. – zaproponowałam.
- Dobrze, to może być pod  Pałacem Kultury, dziś o 18:00? – odpowiedział.
- Niech tak będzie... Do zobaczenia. – powiedziałam.
- Do 18:00... – odrzekł chłopak.
  Rose chodź na śniadanie! – usłyszałam dobiegający  z dołu głos babci. Szybko zbiegłam na parter. Napychałam się przepysznym posiłkiem.
- Może byś się dzisiaj przeszła po okolicy? – zaproponowała babcia. Mało co się nie zakrztusiłam, kiedy usłyszałam pomysł Basi.
- A mogę? – zapytałam.
- Oczywiście, że tak. W końcu po wakacjach będziesz tu chodziła do szkoły, musisz się trochę zorientować w terenie. – odpowiedziała z uśmiechem kobieta.
- Babciu... Jak dojechać do Pałacu Kultury? – spytałam.
 Zobaczyłam jak moja babcia wychodzi z kuchni. Siedziałam i czekałam na nią. Po chwili wróciła z kawałkiem papieru w ręce. Potem Barbara rozłożyła na stole wielką mapę i zaczęła mi tłumaczyć jak tam dojechać. Kilka godzin tłumaczenia i w końcu się dowiedziałam jak dojechać do Pałacu Kultury. Odruchowo zerknęłam na zegar, widniały na nim cyferki 16:46.
- No cóż... Nie mam swoich ubrań. – oznajmiłam ze smutkiem.
- Jak to?! – zapytała z przerażeniem babcia.
- Pomyliłam walizki, ale już skontaktowałam się z jej właścicielem. Nie mam w co się ubrać... – powiedziałam.
- Wiesz co? Ja już wiem w co się ubierzesz. Mam tutaj sukienkę twojej mamy, w sam raz na dzisiejszą pogodę. Chodź, pokażę ci ją! – krzyknęła radośnie babunia i razem poszłyśmy na górę. Dotarłyśmy na pierwsze piętro. Babcia wyjęła klucz spod szafki i włożyła go w jedną z szuflad, w której znajdowała się piękna, zwiewna kwiecista sukienka. Jest cudna! – wykrzyczałam podekscytowana. Barbara wręczyła mi śliczną suknie i kazała ją przymierzyć. Zrobiłam tak, poszłam do pokoju i założyłam na siebie tą wspaniałą rzecz.
- I jak wyglądam? – zapytałam z lekkim uśmiechem.
- Fenomenalnie córciu! A teraz idź pomaluj się troszeczkę i rozpuść włosy! – krzyknęła zadowolona.
-Babciu, ja idę tylko odzyskać moje ubrania i inne rzeczy, to nie jakaś randka... – odpowiedziałam z mniejszym entuzjazmem.
- No dobrze, dobrze idź już! – powiedziała babcia.
Weszłam do pokoju, zrobiłam sobie czarne kreski, rozpuściłam moje blond włosy. Wzięłam telefon i walizkę a, następnie pobiegłam do babci, by dała mi pieniądze na bilet. Zaczęłam się ubierać, pożegnałam się i wyszłam z domu. Chwilę potem byłam już przed blokiem. Teraz muszę iść do metra – pomyślałam. Po jakimś czasie stałam już przed Pałacem Kultury. Czekałam w umówionym miejscu, lecz chłopak się nie zjawiał. Zaczęłam się niecierpliwić. Nagle poczułam czyiś dotyk na ramieniu. Ze strachu aż podskoczyłam i szybko się odwróciłam. Wtedy ujrzałam zakapturzonego chłopaka, jego sylwetka mi kogoś przypominała... Usłyszałam dobrze znany mi głos.
-Wystraszyłem cię?
-Nie, nie... Możesz zdjąć kaptur? – zapytałam z nadzieją, że to może jest Aron.
  Chłopak według mojej prośby zdjął kaptur. Moim oczom ukazał się przystojny, wysoki brunet o brązowych oczach. Zamyśliłam się.
- Ty jesteś Rose Hilton? – spytał  chłopak. – Hmm? – zadał pytanie ponownie. Wtedy się otrząsnęłam i odpowiedziałam.
- Tak, tak to ja, zgadza się, oczywiście!
-W takim razie mam twoją walizkę... Proszę – powiedział chłopak oddając mi moje rzeczy.
-Dziękuję bardzo, a tu jest twoja – rzekłam wręczając mu jego własność.
-Dzięki... – odpowiedział.
  Odwróciłam się i zaczęłam iść w stronę metra. Około godziny 19:15 byłam już w domu. Wzięłam kąpiel i zaczęłam się rozpakowywać. Kiedy wyjęłam jedną z bluz wyleciała z niej pognieciona kartka. Rozłożyłam ją i zobaczyłam napis „Zadzwoń, Damian”. Naprawdę on myśli, że ja dam się nabrać na takie gierki? Uh... – powiedziałam do siebie. Wreszcie skończyłam się rozpakowywać. Zgasiłam światło i położyłam się na łóżku. Po raz kolejny słone łzy spływały mi powoli po policzku... Aron... – westchnęłam.

~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~

Hej, oto jest i kolejna część przygód Rose :>
Jak wrażenia? Jakie masz zdanie na temat tego opowiadania? Odpowiedz w komentarzu!
Zachęcam również do czytania "Zaczarowanej"! Zapraszam na stronę ze zdjęciami bohaterów mojego opowiadania, są nowości ^^ 
A i jeszcze jedno. Jak tam po świętach? Pochwalcie się co dostaliście!
Chcecie żeby opowiadanie było fantastyczne? Całuuusy :*





                                                          

                                                                             

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Wesołych!

Z okazji zbliżających się Świąt, chciałabym Wam życzyć, byście ten piękny okres w roku spędzili ciepło, wraz z rodziną. Aby Mikołaj obsypał Was mnóstwem prezentów. By pierogi pysznie smakowały i karpie chichotały. Niech się spełnią wasze najskrytsze marzenia, abyście byli szczęśliwi, by wszystkie problemy, smutki zniknęły. I jeszcze Wam życzę, aby troszkę posypało śnieżku... Również udanego sylwestra spędzonego z przyjaciółmi i wspaniałego zbliżającego się 2014 roku.Tego Wam życzę z całego mojego serduszka. Kto, by pomyślał, że to tak szybko zleci...

Wesołych Świąt!
Życzy Ola :*

Merry Xmas!

Witajcie Kochani,

W dniu Narodzenia Bożego
chcę Wam życzyć z serca całego
by smutki zniknęły,
żeby troski zginęły.
Szczęście się ukazało
i zdrowie dopisało.
Karpia smacznego,
prezentu wspaniałego,
uśmiechu na twarzy
oraz niech Was los miłością obdarzy.

Autorka: Jula P

Mam nadzieję, że w przeciwieństwie do mnie, te święta będą dla Was wspaniałe, magiczne. Życzę również wspaniałego melanżu w Nowym Roku. A także by cały rok 2014 był najszczęśliwszy.
Co do opowiadania ukaże się ono po Nowym Roku, gdyż będę bardzo zajęta. Przygotowania do świąt, do gości w sobotę, sylwka i te sprawy. Mam nadzieję, że mnie rozumiecie.

Merry Christmas!
Julka



Trochę świątecznej grafiki ze śniegiem, którego brak...  Aczkolwiek ja jestem szczęśliwa, bo nie cierpię zimy.c;

środa, 18 grudnia 2013

How people can be cruel.

Szmutno, szmutno, zimno, kocyk w praniu, gorąca czekolada się skończyła, sweterek nie grzeje, więc napisałam takie dziwne, psychiczne opowiadanie. Uznasz mnie za nienormalną? Ok. Nie raz już się z tym spotykałam, że jestem dziwna, pokręcona, głupia, nieogarnięta, niezdarna, złośliwa, wredna. I wiele innych wspaniałych rzeczy. Ale trzeba pamiętać, że to moja kochana klasa i szkoła spowodowało to, że jestem taka. I mimo wszystko dziękuję tym osobom. Dzięki im jeżeli coś zaboli, zaboli mniej.
W dodatku, choć to trudne do uwierzenia opowiadanie to nie jest całkowicie zmyśloną fikcją, może ni jest dokładnie tak jak w poniższym opowiadaniu, ale jednak ma coś wspólnego. Wiele osób coś takiego przechodzi. A o co dokładniej chodzi dowiecie się poniżej.


Była to osoba o długich brązowych, prostych włosach. Jej oczy były w identycznym kolorze. Sylwteka dziewczyny była bardzo drobna i szczupła. Nie była osobą najwyższą, można by powiedzieć, że była średniej wysokości. To czternastolatka o imieniu Caroline, za dwa tygodnie miała skończyć piętnaście lat.
W szkole nie była uważana za popularną, raczej trzymała się z boku i nie chciała mieć do czynienia z ludźmi, których nie za bardzo znała. Miała ukochaną przyjaciółkę, Jane. Była zawsze z nią, wszystko wspaniale, niby świetnie. Była blondynką o ślicznych błękitnych jak niebo oczach. Figurę miała niczego sobie. Raczej niska osoba. Idealna pod każdym względem. Taka była w  oczach wszystkich osób.
Pewnego dnia Caroline idąc dobrze sobie znanym szkolnym korytarzem zobaczyła swoją przyjaciółkę, która uroczo śmiejąc rozmawiała z dziewczynami ze starszej klasy. Ona sama nie miała tak dobrych kontaktów ze innymi uczniami, a tym bardziej starszymi, więc nie miała o czym z nimi gadać i jak. Jedna miała na imię Janette, szatynka, o zielonkawych oczach, niska. Jeszcze była Samanta, rudowłosa, czarnooka piękność. No i Juliette, czarnowłosa perfekcjonistka.
Brązowowłosa powoli podeszła. Uśmiechnęła się do Jane. Jej przyjaciółka tylko na nią spojrzała i odkręciła głowę w inną stronę.
"Coś tu jest nie tak" - pomyślała brunetka.
Przysiadła się do nich na ławce. Ich dotychczasowe szepty zostały przerwane. Rówieśniczki spojrzały na przybyłą. Milczały.
- O co chodzi? - zapytała powoli Caroline, jakby się domyślając o co chodzi.
- A nic, nic... - szybko powiedziała Jane.
- Jak zwykle - mruknęła.
Odeszła w głębokim smutku i zamyśleniu. Była zawiedziona postępowaniem najlepszej przyjaciółki.
Było tak dzień w dzień. Samotność zawładnęła posępną brunetką. Dziewczyny zaczęły być w stosunku do niej opryskliwie, niemiłe, wręcz wredne. To znęcanie i wyśmiewanie uważały za rzecz śmieszną i normalną. Cieszyło je to.
Gdy nasza bohaterka przechodziła obok filara słysząc ich cichą rozmowę przystanęła. Poczekała chwilę za nim, łzy opadały powoli na jej policzek gdy z ust osoby, która była dla niej zaufaną i wspaniałą dziewczyną usłyszała te słowa:
-... Widzicie? Mówiłam, że tak zareaguje! Dobrze jej tak, chciała mi zabrać tą dla mnie wartościową pamiątkę rodzinną, to teraz dostała to na co zasłużyła. Świetnie się spisałyście! - chwaliła je napawając się chwilą.
Jaka pamiątka? A tak. Jane miała broszkę po babci, która niespodziewanie zniknęła. Ale ona jej nie ukradła... Ona nic nie zrobiła, była niewinna i doskonale to wiedziała. A nawet jeśli, to dlaczego zrobiła coś takiego?
Wtedy otarła łzy i wyskoczyła zza filara.
- Co ty mówisz?! - krzyczała - Ja nic nie ukradłam! - broniła się.
- Nie dojść, że kradnie to jeszcze podsłuchuje - szydziła Janette.
- Żałosne jednym słowem - Samanta zawtórowała.
- Jane, czemu mi to robisz? Ja nic nie zrobiłam, uważała cię za przyjaciółkę, mówiłam ci wszystko... Nasza parzyjaźń... Co z nią? - starała się być silna, pokazać, że jest nie jest słaba.
- Naszej przyjaźni nie ma i nie było - z triumfem oznajmiła blondynka.
Te słowa bardzo zabolały. Bolały i od środka rozrywały Caroline. Została sama, a w dodatku w kłótni, której nie lubiła i zawsze chciała jej uniknąć. Nie cierpiała wdawać się w takie dyskusje, zwłaszcza z kochaną blondynką, która potrafiła wszystkich nastawić przeciw niej.
- A tak w ogóle to śliczna bluzka - stwierdziła Juliette - Szkoda, że taka brudna - śmiała się.
- Brudna? - zapytałam nic nie rozumiejąc.
Wtedy niepozorna czarnowłosa dziewczyna wyjęła z ręki koleżanki pudełko z sałatką, którą jadła i cisnęła w już doszczętnie roztrzęsioną brunetkę.
- Tak! - śmiała się Jane.
Wtedy zabrzmiał dzwonek na lekcje. One poszły, a ona została tu sama. Łzy powoli spływały po jej jaskraworóżowym policzku. Nie zauważyła, że ktoś za nią stoi. Odwróciła się by iść do łazienki. Natrafiła na Brandona.
- Czy wszystko jest w porządku? Widziałem jak Juliette rzuciła w ciebie tą sałatką i przybiegłem - oznajmił.
- Nic nie jest w porządku - wybuchnęłam rozpaczliwym szlochem.
Kolega mnie przytulił. Od tej chwili stali się przyjaciółmi, nawet kimś więcej. O wszystkim mu opowiedziałam, wspierał mnie jak nikt inny. Parę tygodni później stali się parą. Wszystko układało się wspaniale. Ona była w nim zakochana, on w niej.
Lecz wtedy, tego pamiętnego dnia, gdy Caroline czekała na stołówce na swojego wybranka zobaczyła coś strasznego. Jane z nim rozmawiała. To nie mogło wróżyć nic dobrego.
Chłopak nie przyszedł. Nie chciał potem mówić czemu. Zaczął jej unikać aż w końcu z niewyjaśnionych przyczyn zerwał z nią pisząc sms-a.
Płakała dniami i nocami. Serce miała rozerwane na strzępy. Straciła ochotę do życia. Dowiedziała się, że Jane wymyśliła to z pamiątką. Wsadziła do plecaka Caroline broszkę i udała, że brunetka ją ukradła. Porobiła zdjęcia, miała dowody. Zrobiła tak z paroma innymi rzeczami. A Brandon jej uwierzył. Ale czemu jej? Skoro ją kochał to czemu najpierw nie pogadał ze swą dziewczyną? Tego nikt nie rozwikła.
Dnia dwudziestego pierwszego czerwca były urodziny fałszywej przyjaciółki. Kolejnego dnia miały być jej byłego. Wtedy, koło północy włączyła komputer i facebooka. Napisała do Jane jak bardzo chciałaby naprawić tą przyjaźń i zrozumieć czemu tak zrobiła, a ukochanemu, którego wciąż kochała napisała, że kocha go dalej i on jest dla niej wszystkim. Chciała się też dowiedzieć czemu to zrobili. Ostatnie słowa, które napisała do Brandona były następujące: "Kocham cię mimo wszystko, i nigdy cię nie zapomnę, będę nad tobą czuwać, by twa kolejna wybranka była szczęśliwa". Do blondynki napisała również: "Będę tęsknić i pamiętaj, że zawsze będę przy tobie". Nie odpowiedzieli od razu. Pokazała się tylko ikonka "przeczytano 23:49". Zostawiła otwarty komputer.
Dziewczyna ubrała się w najpiękniejsze ubrania. Ułożyła włosy w najpiękniejszą fryzurę jaką potrafiła zrobić. Umalowała się jak na najwspanialszą uroczystość.Przed tym jeszcze pościeliła i posprzątała pokój. Na łóżku położyła kopertę.
Wyszła po cichu przez okno (mieszkała w domku jednorodzinnym, parterowym). Podążyła zwiewnym krokiem nad lubianą z dzieciństwa rzeczkę. Tam pierwszy raz spotkała Jane. Pierwszy piknik z Brandonem zjadła właśnie tam. Usiadła na mostku. Pozwoliła łzom płynąć. Powoli opadały w dół, w rwący nurt stawu. Patrzyła z rozrzewnieniem w dal. Wspominając całe swoje życie. Pełne smutku, żalu, ale i pięknych chwil. Życie choć bardzo ją zraniło, niektóre wspomnienia miała wspaniała i godne zapamiętania na wieki. Lecz wiedziała, że ona już nie da rady. Powoli nieświadoma tego co robi opadła w dół, przez poręcz. Wpadła do złowrogiej rzeki i dała się pchać nurtowi prosto przed siebie. Woda była zimna. Skały kaleczyły jej ciało. Ale to nic. Nic w porównaniu z tym co przeżyła.
Ostatnie co ujrzała to krzyczący coś na brzegu Jane i Brandon. Nie wiedziała czy to zwidy, czy prawda. Ale była już szczęśliwa, odpływała w krainę wiecznego spokoju.

Pamiętaj, zanim coś zrobisz pomyśl, możesz doprowadzić do nieszczęścia.


Nominacja do Liebster Blog Awards!

Witajcie Kochani,
zostałam nominowana do nagrody przyznawanej przez inne blogerki "Liebster Blog Awards".
Bardzo za to dziękuję, jest mi bardzo miło!
Bardzo się zdziwiłam, że zostałam nominowana, ale stało się. ;)
Pozwolę sobie skopiować tekst pewnej osoby by Wam wyjaśnić na czym to polega.

"Nominacja od Liebster Award Blog jest otrzymywana od innego bloggera w ramach uznania "za dobrze wykonaną robotę". Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osób, która cię nominowała. Następnie ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który cię nominował."

Pytania od Tiny Drug

1. Co przeszkadza Ci we współczesnym świecie?‎ 
Przeszkadza mi ignorancja ludzi. Uważają, że wszystko wiedzą, a tak naprawdę znają tylko kłamstwa. Oceniają po przysłowiowej okładce, a nie po tym jaki człowiek jest naprawdę. 

2. Wolałabyś zginąć ratując świat przed zagładą, czy zostać sama na świecie?
Wolałabym zginąć by uratować bliskich. Ważniejsze jest chyba życie miliardów ludzi niż jednej osóbki, która nie jest zbyt wiele warta? Nawet jeśli mam mówić o moich wrogach. Oni wiele mnie nauczyli o życiu i welu nauczą.

3. Jestem magiem, spełnię Twoje trzy życzenia. Jakie byłyby Twoje, gdybyś miała pewność, że się spełnią?‎
Bardzo trudne pytanie... Hmmm... Nie jestem pewna, ale sądzę, że byłyby to następujące życzenia:
~zrozumienie przez innych
~szczęście
~lepsza przyszłość

4. Jak planujesz spędzić sylwestra?
Planuję pojechać do przyjaciółek albo one pojawią się u mnie. Będziemy balować ile się da. ;p
Jeżeli to nie wypali będę siedzieć otulona kocykiem, w grubym swetrze, z gorącą czekoladą i dobrą książką. c:

5. Dlaczego akurat takich bohaterów zawiera Twoje opowiadanie?
Stworzyłam postacie, które sobie wyobraziłam w głowie. Są dokładnie takie jakie chciałam, żeby było. Nie idealne. To mi przyszło do głowy i przelałam moje myśli na klawiaturę. Z początku miały być kompletnie inne, ale coś mi mówiło, że te będą lepsze.

6. Czy jest jakiś cytat, który trafnie opisałby twoja osobowość?
Problemem ludzi nadwrażliwych i niepewnych siebie jest zdecydowane nad interpretowanie wszystkich czynów, słów i zdarzeń jako negatywnie dotyczących ich. Odwieczny strach przed odrzuceniem i wieczne poczucie winy. Trąci to trochę egocentryzmem - świat nie kręci się wokół nas, nie jesteśmy wszystkiemu winni i nie każde złe jest w naszą stronę.
Cała ja.
7. Czy zawsze znajdziesz czas na to, by zajrzeć na blogspota?
Tak, często tu zaglądam. Lubię patrzeć na pozytywne jak i negatywne komentarze. Wtedy wiem co poprawić, a co jest świetne. Nie zawsze piszę, bo cierpię na chorobę o nazwie lenistwo. ;p

8. Z chęcią polecasz czyjeś opowiadania/tłumaczenia?
Lubię to robić. Aczkolwiek nie wiele osób czyta moje wypociny, więc mało ludzi to zobaczy, ale jeżeli opowiadanie jest naprawdę dobre to według mnie warto. Tak właśnie paręnaście postów temu zrobiłam. Poleciłam parę blogów. ;3

9. Skąd pochodzi Twój szablon?
Sama go zrobiłam z przyjaciółką. Jest mało efektowny, no ale cóż nie mogę znaleźć osoby, która zrobiłaby taki jaki chcę... Może ktoś by mi kogoś polecił?

10. Czy Twój blog posiada zwiastun? Kto go zrobił?
Nie posiada. c;

11. Co czujesz czytając komentarze pod rozdziałami na Twoim blogu?
Czuję się wyróżniona, że ktoś to czyta. Sprawia mi to wielką przyjemność, że mogę dla kogoś pisać.

Blogi, które nominuję:
zahipnotyzowanaja.blogspot.com/
no-rules-in-my-world.blogspot.com/
urwany-szept.blogspot.com/
mroczna-tajemnica.blogspot.com/
swiat-dnia-i-nocy.blogspot.com/
so-just-give-it-one-more-try.blogspot.com/
you-and-me-equals-we.blogspot.com/
despotic-fanfiction.blogspot.com/
zemsta-przeznaczenia.blogspot.com/
http://przedmiesciemysli.blogspot.com/
http://black-satan-bab.blogspot.com/

Moje pytania:
1. Co Cię zainspirowało do napisania takiego, a nie innego opowiadania?
2. Od razu wiedziałaś/eś, że będziesz pisać czy to taki spontaniczny pomysł?
3. Czy lubisz czytać opowiadania innych?
4. Masz wybór dostać wszystko co zechcesz, ale stracisz kogoś ci bliskiego lub ratujesz bliskiego, ale tracisz pieniądze, dom itd., co wybierasz?
5.  Wolisz sprawiedliwą, czasem bolesną, krytykę czy gładkie kłamstwa?
6. Na co zwracasz uwagę najbardziej gdy czytasz opowiadanie?
7. Jak spędzisz święta i nowy rok?
8. Pasje, hobby, ulubione zajęcie?
9. Czy jesteś zadowolona/y ze swojego życia?
10. Jak widzisz siebie w przyszłości? Za jakieś 15/20 lat?
11. Uważasz, że dlaczego zostałaś/eś nominowana/y?

_________

Swoją drogą dodam od siebie parę rzeczy tak od czapy ;p. Kolejna część Zaczarowanej powinna się niedługo ukazać, więc długo czekać nie będziecie.
Dziękuję wam za to, że to czytacie. Mimo, że nie zawsze macie na to czas są osoby, które doceniają moją pracę i pomagają - dobrym słowem, wspomagającą krytyką czy też po prostu tym, że napiszą iż to czytają.
Jeszcze raz dziękuję. Uznałam, że nie będę już ustanawiać limitów typu 4 komentarze - wstawiam. Bo to nie ma sensu. Może, jak wspomniała tu pewna osoba, nie chce im się pisać? Ach wy leniuchy moje.
Miłego dnia kochani ;*

A do tego boli mnie to iż mało osób czyta opowiadanie mojej przyjaciółki (jest zamieszczone na tym blogu pod tytułem Rose). Jest bardzo ciekawe. :>

poniedziałek, 16 grudnia 2013

Zaczarowana Księżycem Cz. 15

Zaczarowana Księżycem Cz. 15

Nothing make me happy, Life is terrible, I wanna die!
Loneliness is the worst  feeling that you could feel. So you must aprecciate your friends and everyone who is someone more just an ordinary friend.
Enjoy life when you are young!

"Mimo tylu pomyłek i tak będę z tobą!" - Lemon

A skąd ta nienawiść do ludzi? Pomyślisz. Za każdym razem wymyślają paskudne rzeczy na nasz temat. ze wilkołaki to krwiożercze, wredne, czyhające na chwile twej słabości, stworzenia, które tylko zabijają. Nie zawsze tak jest, potrafią być tkliwe, sympatyczne i romantyczne. Wampiry zaś nazywane są krwiopijcami. One niby zabijają ludzi dla krwi. A przecież tego nie robimy. Stwarzamy wytwórnie by ich nie zabijać. Nie wchodzimy im w drogę. Ale widać oni i tak się czepiają! Skończymy ich marny żywot! A Anioły? Anioły są idealne, uważają je za właśnie takie. Tylko w ich przypadku się nie mylą. Chcą się im przypodobać by ich życie po życiu, wysoko nad gwiazdami, było wspaniałe i beztroskie. Można by powiedzieć, że to są chytre, samolubne kanalie, którym zależy tylko na tym by lepiej żyć od innych. Są tak zaślepieni tym, że są wspaniali, że nie zauważają tych innych ras.
Niedługo to się skończy!
♣♣♣

Minęły około dwie godziny od rozmowy z Anielicą.
Siedziałam na krótkim korytarzyku czekając na wezwanie Ondina. Moja kochana Aria umówiła mnie na spotkanie z nim. Lience ma pewne przeczucia co do tego gdzie leżą kamienie. Postanowił poprosić jednego ze wspaniale obdarowanych wampirów, który potrafi zajrzeć do umysłu i by rozpoznał jakieś znaki gdzie jest nasza zguba, a ja je zinterpretuje i znajdę. W tym przedsięwzięciu pomoże mi Oliver. A przy okazji na tym spotkaniu będę mogła uzgodnić z władcą co zrobimy z Cameronem. Już nie mogę się doczekać jego miny jak się dowie, że wszystko już wiem i to ja mam władzę nad jego kruchym losem!
Rozmyślania przerwała mi niska blondynka, która powiedziała melodyjnym głosem:
- Pan czeka - krótkie zdanie, ale jednak te słowa wzbudziły we mnie wspaniałe uczucie.
Skinęłam głową i powoli weszłam przez piękne, ogromne, zdobione wrota. W środku zastałam uśmiechniętego Ondina.
- Jestem bardzo rad z tego, że zrozumiałaś o co chodzi i zechcesz mi pomóc Cassey. A teraz ci przedstawię tego wampira - mrugnął z tajemniczym wyrazem twarzy.
Oczekiwałam jakiejś delikatnej dziewczyny, a tu, zza winkla wyszedł chłopak. Nie powiem, przystojny, uwodzicielsko patrzył na mnie. Jego blond grzywka lekko opadała na czoło. Był wyższy ode mnie o jakieś dwadzieścia centymetrów.
- To jest Christopher Page. To on ma ten ogromny dar, a do tego będzie ci towarzyszył w poszukiwaniach - wyjaśnił.
- Mów mi Chris - powiedział.
- A co z Oliverem? - zignorowałam chłopaka.
- Jeżeli zechcesz on także może pomóc, ale to później. Na razie mam dla niego inne zadanie - wyszczerzył się promiennie.
- No dobrze... - posmutniałam.
Miałam wielką potrzebę pogadać z Olim. Muszę wyjaśnić mu parę spraw i przeprosić, że nie uwierzyłam mu. On ciągle mówił prawdę!
- Poczekajcie chwilę, pójdę po zeszyt i zanotujemy to czego się dowiemy - powiedział i wyszedł.
- Widzę, że nie jesteś z tego zadowolona, no ale cóż, jesteś na mnie skazana - krzywy uśmiech zdobił jego twarz ukazując słodkie dołeczki.
- Zamknij się - syknęłam, nie miałam ochoty z nim rozmawiać.
- Oj niech panienka się nie denerwuję, złość urodzie szkodzi - mrugnął do mnie.
Jego charakter był identyczny jak Camerona. Tęskniłam za jego arogancją i złośliwymi uwagami. No, ale to on kłamał! Ale może musiał...
- Przypominasz mi kogoś... - zaczęłam.
- Kogo? - zaciekawił się.
- Nie ważne...
- Oj, ważne, zaczęłaś to mów.
- No, bo... Nie nic ci nie powiem, wszystko wygadasz! Zresztą prawie cię nie znam.
- No prawda, ale mi możesz zaufać, rób jak chcesz.
- Na razie nic ze mnie nie wyciśniesz, wszystko nakablujesz i będę miała kłopoty.
- Słusznie, że nic nie powiedziałaś, nie wszystkim trzeba ufać.
Wtedy wszedł Lience. Położył notatnik i zasiadł na wielkim, tapicerowanym fotelu.
- Mam nadzieję, że się polubicie. A teraz Cassey - spojrzał na mnie - nie myśl o niczym, wyrzuć wszystkie myśli i pozwól Christopherowi zajrzeć ci do głowy.
- Czyli on będzie wiedział wtedy wszystko? - zapytałam z nadzieją na przeczącą odpowiedź.
- No tak - powiedział.
- Ja nie chce żeby to wszystko wiedział... - zaczęłam.
- To jest konieczne - ponaglał - Ważniejsze są losy Auglessi czy to, że nie chcesz zdradzić niektórych sekretów?
- No dobrze - zgodziłam się ze złością.
Wyrzuciłam wszystkie myśli z głowy i czekałam aż to się skończy. Poczułam jakbym była szafą, którą ktoś otwiera i zamyka. Przegląda wszelkie szafki i zakamarki mej głowy. Czasem czułam ból, Chris nieostrożnie przeglądał me wspomnienia. Nie jestem pewna czy tak faktycznie się stało, ale chyba upadłam krzycząc z bólu. On dalej oglądał, ale już ostrożniej. Po chwili niewidzialna macka wypełzła z mojej otchłani myśli i zniknęła.
Leżałam na wcześniej niezauważonej sofie. Ondine siedział obok mnie i czekał aż się obudzę, Christopher stał tam gdzie wcześniej.
Podniosłam się powoli. Teraz zauważyłam, że chłopak figlarnie się uśmiecha.
Już wszystko rozumiem i wiem o co chodziło mówiąc, że jestem do kogoś podobny - powiedział w mojej głowie głos Chrisa.
Chłopak podszedł do kanapy.
Weź mnie nie strasz... A w dodatku to nie fair, że możesz tak mi szperać w główie... - odpowiedziałam.
Mogłem w każdej chwili poczytać ci w myślach, ale widzisz? Tego nie zrobiłem - mówił.
No mogłeś, mogłeś - odpowiedziałam i ucięłam rozmowę.
Taki sam jak Cameron!
Skupiłam swój umysł na króciutkim wierszyku. Gdy się skupię na jednej rzeczy i powstanie "mur" myślowy Christopher nie będzie mógł mi czytać w myślach i używać swego daru. Chyba, że coś mnie rozproszy to osłona zniknie.

Tylu chłopców jest na świecie
Wolno kochać mi każdego
Lecz dlaczego moje serce
Wybrało Ciebie jednego

Chciałabym mieć tego jedynego, który zawsze by mnie na duchu podtrzymał...
- No i jak Christopherze? Znalazłeś jakieś znaki? - wyrwał nas z milczenia Ondine.
- W prawie każdym wspomnieniu były pokazane zielone drzwi. Nie wiem czemu one... Możliwe, że to jakiś znak - poinformował nas.
- Cassey, kojarzysz jakieś zielonkawe drzwi? - zapytał mnie Lience.
- Nie... Nie przypominam sobie... Chociaż - zamyśliłam się - jedyne wrota o tym kolorze są w moim liceum. Prowadzą do składzika z miotłami - stwierdziłam.
- Musimy jak najszybciej tam pójść! - zawyrokował władca.
- Chodźmy teraz - zawtórował mu chłopak.
- Ja tam teraz nie mogę iść... W dodatku tam jest Mandy A do tego teraz powinnam mieć lekcję, więc co powiedzą? - martwiłam się.
- Ależ to nawet lepiej! - ucieszył się starszy.
- Czemu? - zdziwiłam się.
- Chyba rozumiem co ma na myśli Ondine - zaczął Chris - pójdziesz na lekcje, my damy ci usprawiedliwienie, a na przerwie pójdziesz do schowka - wyjaśnił.
- Normalnie jakbyś czytał mi w myślach! - zaśmiał się donośnie Lience.
- No dobra... To może już chodźmy. Teraz mam - zerknęłam na zegar naścienny wiszący nad wejściem - przyrodę i będę jeszcze na trzech lekcjach - rzekłam.
- No to nie traćmy czasu - ponaglił chłopak.
Władca napisał na kartce podobnym pismem do mojej matki usprawiedliwienie. wręczył mi je i kazał pobiec jak najszybciej razem z chłopakiem. Który, jak się okazało, podczas nieobecności Olivera będzie mym stróżem. Zostanie on również uczniem mojego liceum.
- Ondine! - krzyknęłam gdy miałam już przejść przez próg - Mieliśmy uzgodnić co z Cameronem.
- Na razie posiedzi w Sali potem jak wrócisz podejmiemy decyzję - uśmiechnął się.
- Ok - tylko tyle powiedziałam zanim Christopher mnie pociągnął.
Pobiegliśmy zabójczym tempem do mojej szkoły. Z wielkim impetem wpadłam do ciepłego wnętrza. Akurat nie było pań woźnych, więc nie robiły mi żadnego wykładu na temat zmieniania butów.
Wtargnęliśmy do klasy przyrodniczej. Wszystkie pary oczu zwróciły się w naszą stronę. Mandy głupawo się uśmiechała zerkając to na mnie to na mojego towarzysza.

♣♣♣

*Cameron*

Nie potrafiłem otworzyć tych drzwi. Ostra rama, choć bardzo wytrzymała nie dawała rady wyważyć drzwi. Siedziałem oparty o nie. Nie przewidziałem tego, że te drzwi są tak odporne. Teraz jedyna nadziej tkwi w Cassey. Mam nadzieję, że nie zrobi nic głupiego. Ja ją kocham. Nie chce jej stracić. jest dla mnie wszystkim odkąd ją poznałem. Choć to krótki okres, gdy poznałem jej życiorys, wiedziałem, że to ona to ta jedyna. Jej zadziorność, niewielkie złośliwości uszczęśliwiają mnie. Przy niej ja mogę spokojnie być sobą, a ona nie musi nic ukrywać. Nie potrafię jej tego powiedzieć wprost. Brunetka chyba też się do tego nie kwapi albo jej na mnie nie zależy. Ale widzę jak na mnie patrzy. W jej oczach widzę wyraźną ulgę, że się z nią spotkałem, jej śmiejące się oczy. Niesforne kosmyki jej włosów, które uroczo opadają na jej drobniutką twarz. Jej szczupła sylwetka, gdy ją przytulam, wtedy czuję, że żyję.
Nie pozwolę jej odejść. Będę walczyć do ostatniej chwili mego życia.
Gwałtownie wstałem. Czułem ja po moim ciele przechodzi ogromna siła. Z impetem uderzyłem drzwi. Z hukiem upadły na podłogę. Szybko wybiegłem i schowałem się we wnęce, w korytarzu. Wtem usłyszałem przyciszoną rozmowę. Nadszedł Ondine. Zamaszyście gestykulując tłumaczył coś pewnej Anielicy. Gdy zobaczył wyłamane wrota stanął jak wryty. Ostrożnie zajrzał do środka. Gdy zobaczył, że mnie nie ma wrócił się tam skąd przyszedł. Dziewczyna za nim.
Wyszedłem z ukrycia i pobiegłem do drzwi gdzie miała przebywać Cassey. Gdy dotarłem na miejsce zauważyłem, że drzwi są otwarte. Zajrzałem do środka.
Wszedłem powoli oglądając każdy kąt. Wciąż miałem nadzieję, że zobaczę tu dziewczynę. Ale dlaczego drzwi były otwarte? Uciekła? nie, to raczej nie możliwe. Choć w nią wierzę, raczej by nie dała rady tego zrobić. Zmienili miejsce jej przebywania? To nie miałoby sensu. Dała się złamać? Nie, na pewno nie!
Odrzuciłem wszystkie złe myśli.
Odwróciłem się w stronę drzwi by wyjść. W nich stała jakaś tajemnicza postać. Nie zdążyłem zobaczyć kto to gdy rzuciła się na mnie.

__________________

Kolejna część. Lekko nudnawa, no ale jest nieprawdaż? Przecież opowiadanie nie może być ciągle "w akcji". Miłego czytania. Kolejną część postaram się dodać w miarę wcześnie. Pochłonęło mnie robienie bransoletek, więc stąd jest moje spóźnienie.
Julka
PS. Dzięki za nominację! 

niedziela, 15 grudnia 2013

Rose część 10 - koniec pierwszego rozdziału!

Rose część 10!

Rose cz. 10

   Do białej walizki wpakowałam stertę ubrań, zdjęcia i wiele innych ważnych dla mnie rzeczy. Wzięłam do ręki telefon, wykręciłam numer do Arona.
-Tak-usłyszałam jak zawsze pełny radości głos chłopaka.
-Musimy się spotkać i porozmawiać, jak najszybciej... - oznajmiłam.
-Dobrze, ale coś się stało misiu? - zapytał troskliwie Aron.
-Dowiesz się... Przyjdziesz po mnie? – zapytałam z żalem.
-Jasne, już idę-rzekł chłopak, po czym rozłączył się.
   Zebrałam wszystkie niepoukładane myśli w jedną sensowną całość. Westchnęłam nieszczęśliwie, a następnie zeszłam po schodach na dół. Ciężko przechodziła mi przez głowę myśl, że już jutro nie będzie mnie tu, wraz z moją przyjaciółką i chłopakiem. Czemu te pożegnania muszą tak boleć? Wyszłam z domu z ponurą miną. Zobaczyłam Arona, podeszłam do niego i zaczęłam z nim rozmawiać, starałam się być jak najbardziej delikatna.
-Od razu mówię, że trudno będzie mi to mówić, więc pozwól, że jak się zatnę, albo nie będę mogła wypowiedzieć jakiegoś słowa, proszę cię o zrozumienie. - oświadczyłam.
-Rose, dobrze, do rzeczy... - odparł chłopak.
-Moi rodzice zarządzili, że wyjedziemy z Sydney. Mówią, że robią to dla mojego bezpieczeństwa, lecz ja mam inne zdanie na ten temat. Robiłam co w mojej mocy, nic to nie dało. Ale, fakt jest taki, że wyjeżdżam do Warszawy. Będę mieszkać u dziadków. Aron, te słowa z trudnością przypadają mi na usta, ale musimy zakończyć nasz związek. Nie trwał on długo, lecz wiedz, że nigdy nie zapomnę naszego pocałunku, chwil spędzonych razem, no i ciebie... Mnie też to boli, nie chcę wyjeżdżać. Ale takie jest życie, czasem jest miło i przyjemnie, lecz występują też potknięcia, błędy i tego typu rzeczy. Bardzo cię kocham, niestety musimy się rozstać... - łykając gorzkie łzy wymamrotałam.
-Też cię kocham i nigdy cię nie zapomnę, zmieniłaś moje życie... Mam nadzieję, że się jeszcze kiedyś zobaczymy. Nie płacz, szkoda łez. - rzekł Aron.
-Dobrze... - jęknęłam.
    Czule się przytuliliśmy, a potem spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy. Na koniec mogłam znowu poczuć się jak w niebie- kolejny pocałunek, tylko szkoda, że na pożegnanie... Poszliśmy w inne strony. Myślałam, że inaczej zniesie, całą tą sytuację, ale cieszę się, że mnie chociaż zrozumiał, za to mu dziękuję... Wróćmy do kwestii mamy i taty. Nadal nie odzywam się do rodziców, czuję do nich ogromną nienawiść. To co robią jest okropnie niesprawiedliwe. Czy to wszystko musi się tak kończyć? - to pytanie zadaję sobie bardzo często. Szkoda jest mi tych chwil, które spędziłyśmy wraz z moją najlepszą przyjaciółką. Wiele razy któraś z nas miała potknięcia. Były kłótnie, ale cóż to za przyjaźń bez sprzeczek? Wiem tylko, że będę za nią okropnie tęsknić. Za Aronem jeszcze bardziej... Nastała noc na niebie ukazały się świecące, jak małe płomienie gwiazdy. Księżyc jest dziś w pełni. Na moje oko wygląda przerażająco. Poszłam do łazienki, wzięłam gorącą kąpiel na uspokojenie i odprężenie. Później pościeliłam łóżko, kiedy wyszłam z pokoju, usłyszałam dobiegający z dołu głos mojej mamy. „Tak, Rose nie będzie w szkole. Wyjeżdża jutro za granicę,  w najbliższym czasie odbiorę dokumenty, do widzenia...” Gadała z wychowawczynią. Niebywałe, że tak szybko załatwiła wszystkie sprawy, widocznie była na to przygotowana... Wróciłam z powrotem do pokoju. Położyłam się na łożu i patrzyłam ze smutkiem i żalem na puste półki, opróżnione szafki i szuflady, a także na ściany, na których jeszcze zaledwie kilka godzin temu  wisiało miliony zdjęć. Nie wierzę, że już jutro o tej porze będę w całkowicie innym miejscu, w towarzystwie innych ludzi... - rozmyślałam. Przez całą noc nawet nie zmrużyłam oka. Chodziłam od kąta do kąta, siedziałam, leżałam, ale pod wpływem tak silnych emocji trudno jest się zdrzemnąć... W końcu nastał dzień, wschód Słońca jest naprawdę przepiękny. Rose śniadanie! Szykuj się, zaraz jedziemy na lotnisko ! - słyszałam wołanie Clary. Odbyłam poranną toaletę, ubrałam się, a następnie zeszłam na dół.
-Cześć córeczko, usmażyłam ci jajka ze szczypiorkiem... Twoje ulubione - przywitała mnie mama, podkładając  mi pod nos jedzenie.
-Hej... Dziękuję, jakaś ty miła mamusiu - poirytowana zwróciłam się do Clary.
-Spakowana jesteś ? - zapytała mama.
-Raczej tak - odpowiedziałam.
-Pójdę sprawdzić, czy niczego nie zostawiłaś. - oznajmiła mateczka, potem poszła na górę.
-Okej. - odrzekłam obojętnie.
   Najadałam się jajecznicą, już zapomniałam jak smakowała, tak dawno jej nie jadłam... U babci pewnie będzie to tradycja. Mama wróciła, przyszedł tata, zabrał moje bagaże i poszedł do samochodu.
-Zjadłaś? - spytała mama.
-Tak-odpowiedziałam.
- Idź do auta, Ken czeka - oznajmiła Clara.
-Dobrze - odrzekłam.
    Wzięłam ze sobą torebkę, w niej miałam wszystkie podręczne rzeczy. Wyszłam z domu, przy zamykaniu drzwi wzruszyłam się. Westchnęłam i powiedziałam do siebie: Żegnaj domku, Sydney i Australio... Witaj Europo. Wycofałam się i wsiadłam do auta. Podróż samochodem była okropnie nudna, prawie usnęłam, ale w odpowiednim momencie dojechaliśmy na lotnisko - to mnie rozbudziło.
-Dziadkowie będą na ciebie czekali na lotnisku  w Warszawie, pa i zadzwoń jak już będziesz na miejscu. – powiedziała mama przytulając  mnie. Tata również się ze mną pożegnał.
Ken podał mi walizki, wsadziłam je do bagażu w samolocie, potem weszłam niepewnym krokiem do latającego pojazdu. Patrzyłam przez okno na rodziców, machali mi. Z moich oczu poleciały drobne kropelki łez. Ostatnie chwile spędzone w Sydney... Może tu przyjadę w wakacje, przynajmniej bardzo bym chciała. W pewnym momencie dosiadła się do mnie dziewczyna, mniej więcej z mojego roku. Śliczna blondynka o kręconych włosach i brązowych oczkach. Miała na sobie szorty i  białą bluzkę na ramiączka.  Dość wysoka dziewczyna. Odwróciłam od niej wzrok i spojrzałam się jeszcze raz w okno, już powoli samolot szykował  się do lotu. Usłyszałam komunikat i chwilę potem pojazd ruszył. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko do mnie, ja też ukazałam swoje ząbki.
-Hej, jestem Karolina, a ty jak masz na imię? - zapytała Karolina.
   Trochę jej nie zrozumiałam, ale coś mi zaczęło świtać, więc odpowiedziałam.
-Mam na imie Rose i mam czesnascie lat.
  Dziewczyna dziwnie na mnie spojrzała. Po chwili wybuchnęła śmiechem i odpowiedziała
-Jesteśmy z tego samego roku, masz świetny akcent hahaha.
   Karolina zaczęła uczyć mnie polskiego, potem kiedy już odrobinę zrozumiałam rozmawiałyśmy. Nie pomyślałam, że już w samolocie się z kimś zapoznam.  Dzięki niej podróż szybko mi minęła. Okazało się nawet, że ona też będzie mieszkała na Ursynowie (dzielnica Warszawy) – jak ja! Samolot powoli zaczął  lądować, a kilka minut później stałam już na lotnisku, wraz z dziadkami. Moja babcia miała na imię Basia, a dziadek Stanisław.
- Dziecko drogie jesteś! – wykrzyczała na przywitanie babcia.
   Przywitaliśmy się i wszyscy razem ruszyliśmy w stronę samochodu. Stwierdziłam, że mam dosyć tych podróży... Wreszcie dojechaliśmy pod bardzo wysoki blok, pomalowany na pomarańczowo. Dziadek wziął walizki i ruszyliśmy do mieszkania. Wjechaliśmy windą na 12 piętro i podeszliśmy pod drzwi, na których widniał pozłacany numerek 83.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


 Witajcie ! Pojawiła się część 10, mam nadzieję, że spodoba się Wam
Myślę, że przed świętami powinna się pojawić kolejna część, ale nic nie obiecuję...
Miłego czytanka! Piszcie w komach jak wrażenia ;3
Co tam? ;**








poniedziałek, 9 grudnia 2013

Zaczarowana Księżycem Cz. 14

Zaczarowana Księżycem Cz. 14

"Sa­mot­ność to ta­ka straszna trwo­ga, ogar­nia mnie, prze­nika mnie." - Listy do M, Dżem ♥

"Każdy dzień jest dla nas czymś nowym
Otwieram umysł na nowe spojrzenie
I nic innego się nie liczy"  - Tłumaczenie tekstu Metallici Nothing else matters

Wyszliśmy z pomieszczenia. My i parę innych wampirów szliśmy do Sali. Parę minut zajęło nam się przedostanie przez wijące się jak wstęga korytarze. Wreszcie naszym oczom ukazały się poplamione karmazynową krwią drzwi. Wzdrygnęłam się z odrazą. Wrota otworzyły się, jakby siłą woli. Było tam parę drzwi, rozdzielili nas. Ja musiałam wejść do tego po prawej, a Cameron do tego po lewej.
Dosłownie wrzucili mnie do pokoju. Cała Sala była czerwona, wszystkie meble, ściany, dodatki były w tym kolorze, nawet podłoga. Różne krwiste odcienie straszyły każdego kto tu się pojawił. Pikowana sofa była jako jedyna biała. Na niej siedziała białowłosa, piękna, doskonała pod każdym względem kobieta. Jej smukła sylwetka jaśniała srebrzystą poświatą rażąc me wrażliwe oczy. 
Z przestrachem opadłam na najbliższe krzesło. Rany na rękach i posiniaczone ciało pulsowało doprawiając mnie o paskudne dreszcze. Byłam bardzo osłabiona, nawet nie zauważyłam kiedy zgłodniałam. Mój brzuch domagał się porcji jedzenia. Z kieszeni wyjęłam połówkę batonika i nie zważając na to co powie moja towarzyszka zjadłam go. Poczułam się jeszcze gorzej. Brzuch zaczął boleć niemiłosiernie. Zwijałam się skowycząc z bólu, miałam wrażenie, że to będzie już koniec. Mój organizm nie poradzi z tym sobie, potrzebuję krwi! Czułam jak odchodzę z tego świata. Nieprzenikniony ból targał mną wyniszczając od środka. Nawet nie zauważyłam kiedy kobieta wstała, podeszła do mnie i zaczęła się przyglądać temu co mi się działo. Wykonała machnięcie ręką. 
Konwulsje minęły. Przerażający ból także. Przestałam dyszeć, a oddech się ustabilizował. Otarłam twarz z perlistego potu, który oblał mnie całą. Wyprostowałam się patrząc z ogromnym zdziwienie na moją wybawczynię.
- Nie mów nic kochanie - powiedziała aksamitnym i pełnym ciepła głosem - Tu będzie ci lepiej, nigdy nie zaznasz cierpienia i bólu. Wszystko się ustabilizuje, odnajdziesz zgubę, dokonasz przeznaczenia i wszystko skończy się pomyślnie.
- Nigdy! Ja chce stąd wyjść! - wykrzyczałam.
Wstałam gwałtownie i podbiegłam do drzwi, z których przyszłam. Zaczęłam okładać je pięściami. Ręce spuchły. Wiedziałam, że to nie będzie miało sensu, ale coś muszę zrobić. Mieszanka różnych uczuć targała mną jak chorągiewkę na wietrze.
- Ja stąd muszę wyjść! Mama na mnie czeka! Brat też! A Mandy?! Wypuść mnie chociaż po to bym ich powiadomiła czemu mnie nie ma! - lamentowałam jak opętana płacząc rzewnymi łzami - Zrobię wszystko! Daj mi z nimi porozmawiać!
- Ależ im to nie przeszkadza co się z tobą dzieję, ty jesteś potrzebna tu - odparła spokojnie - Nie przedstawiłam ci się, jestem Aria La Parie. Przybyłam by ci pomóc zrozumieć, że oni tylko udają. Nie kochają cię, nie cierpią. Popatrz na ekran - rozkazała wskazując palcem w równoległą ścianę.
Spojrzałam we wskazaną stronę. Gdy tu weszłam nie zauważyłam jasnoczerwonej płachty wiszącej na ścianie, która zlewała się z resztą pomieszczenia. Gdy Aria wykonała powolny ruch dłonią na ekranie ukazał się obraz. Przedstawiał on rozmawiającą w moim domu, w kuchni, moją mamę z bratem.
-... Cassey nie wróciła o wskazanej porze, może to i lepiej? Mam nadzieję, że już nigdy jej tu nie zobaczę - zagadywała matka - Ona to był jeden wielki przypadek, nie chciałam córki!
- Wreszcie przerobię sobie jej pokój na mój kąt do rysowania graffiti. W pokoju na ścianach nie ma już miejsca na kolejne arcydzieła - roześmiał się - Trzeba było wcześniej ją wygonić. Dobrze, że jej nie ma, by nie wróciła! Jutro wracam do college, ale dziś spędzę miły dzień na malowaniu.
- Ach... Mam wspaniałego syna, które tak wiele umie! A Cassey powinna brać z ciebie przykład - mówiąc to przytuliła go.
Obraz zniknął by ukazać drugi. W tym czasie gorące łzy zaczęły spływać mi po policzku.
Mym oczom ukazał się błękitny pokoik Mandy. Wszystkie ściany były obwieszone rysunkami autorstwa blondynki. Stała przy biurku i odkładała torebkę kiedy zadzwonił telefon.
- Tak? - powiedziała do słuchawki nieco zachrypniętym głosem - Nie, Cassey wreszcie zniknęła. Nie wiem gdzie przepadła, ale na imprezie tajemniczo wyparowała... Ale jeżeli jej coś się stało - urwała, miałam nadzieję, że powie coś, że będzie za mną tęsknić- Teraz nie będę musiała już udawać jej przyjaciółki... Oby zniknęła forever! W końcu się odczepi. Za każdym razem ma jakieś do mnie złośliwe uwagi, to denerwuję... Aha.... - głos ze słuchawki mówił -  Tak.... - dalej jakaś osoba coś do niej mówiła- Dobranoc Janette - skończyła.
Odłożyła aparat telefoniczny i wyszła z pokoju. Jej pokój zniknął z ekranu.
Otarłam łzy z policzków. To na pewno nie prawda!
- To wszystko to kłamstwo! To niemożliwe, żeby coś takiego mówili! To wszystko jest ustawione! - krzyczałam rozpaczliwie.
- To jest prawda. Ekran mówi tylko i wyłącznie prawdę, Jeszcze nigdy nie skłamał. A skąd to wiem? Bo ja jestem Aniołem*. A to jest właśnie stworzone przez Anioły. My nie kłamiemy - wyjaśniła uśmiechając się smutno.
- Nie wierzę! Nie! Udowodnij, że jesteś tym Aniołem! - wrzeszczałam na cały głos.
- A w jaki sposób? - zapytała.
- A skąd ja mam wiedzieć? Nie jestem tym czymś! Nie wiem, pokaż skrzydła czy coś? Ja nie mogę, to ty jesteś anielskim stworzeniem czy ja?! - wyprowadziła mnie z równowagi.
- Nie denerwuj się tak. Myślałam, że drogi Cameron, twój kochaś, wspomniał coś o naszej niebiańskiej rasie - mówiąc to rozłożyła skryte za plecami skrzydła.
Były one stworzone z puchu. Piórka wyglądały jakby ktoś stworzył z niezwykłą precyzją każdy ich szczegół. Były równe i doskonałe, tak jak te stworzenia. One jaśniały jeszcze mocniej od sylwetki Arii.
- Jakie jeszcze stwory tu istnieją?! Są wilkołaki, wampiry no i to! - wskazałam na Anielicę - A wracając do wcześniejszego tematu, to to jest niemożliwe, żeby oni coś takiego powiedzieli. Moja mama obiecała mi, że poprawią się nasze relacje, a brat? On mnie kocha, jestem jego młodszą, kochaną siostrzyczką. Mandy zawsze była mi wierna i znamy się od lat... - wspominając te wszystkie wspólne chwile nie mogłam sobie uświadomić, że być może to nie jest kłamstwo.
Zdradliwe łzy na nowo spłynęły po jeszcze wilgotnej twarzy. Spadały niczym wodospad. Rozpłakałam się na dobre. Nie wiedziałam czy to jest prawda, ale skoro powiedział mi to Anioł...
- Nie ma już innych istot. Są tylko te trzy podstawowe rasy, no chyba, że się liczą mieszańce, na przykład skrzyżowanie wilkołaka z wampirem i tak dalej, i tak dalej - objaśniała - A ty się nie smuć więcej. Oni nie byli ciebie warci. Ty masz większe przeznaczanie i cel niż oni! Popatrz na ludzi. Uważają się za jedyne inteligentne stworzenia. Nic nie wiedzą o nas, są zbyt zuchwali i pewni siebie by to dostrzec! Nie przejmuj się tymi wymoczkami, którzy nawet nie dorastają nam do pięt. To oni są źli, a nie my. A Carlos Le Carrie sprzymierzył się dodatkowo z tymi kreaturami. To zdrajca i krzywoprzysięzca! Kłamie jak z nut, każde jego słowo jest splątane z paskudną intrygą, której szczegółów nie chciałabyś poznać. On jest w stanie dopuścić się największych zbrodni! My razem z wilkołakami chcemy dobrze. jesteśmy rasami, które powinny się złączyć, a on nie chce do tego dopuścić, nie wie co traci. Wam się tylko wydaje, że robimy źle. Oni to wszystko inaczej ci przedstawili, a ty zbytecznie stawiałaś opór, więc musieliśmy przejść do drastycznych środków. Ja tego nie popierałam, no ale cóż... Wyszło jak wyszło, a ja ci tu wszystko wyjaśnię - powiedziała na jednym wydechu.

♣♣♣
*Cameron*

Znowu. Ponownie znalazłem się w Sali Złamanych. Myślą, że nie pamiętam co tam robią z nami! Ondine wynajął Anioły Ciemności, które mają za zadanie uświadomić, że nikt nas nie chce. Wtedy te osoby się łamią i przechodzą na ich stronę. Wierzą, że to wszystko to jest prawda. Oby Cassey nie dała się złamać! Moje moce tu nie działają. Nic nie wskóram. Muszę tylko przeżyć te parę dni albo... Zrobić coś czego nie popieram...
Usiadłem na najbliższym krześle tak jak dwa lata temu. Dokładnie pamiętam tamten dzień. Teraz było identycznie. Ona, Ayleen, siedziała w jedwabnej sukni, jej postać jaśniała jasnym światłem. Zaczęła mówić uwodzicielsko. One zawsze próbują oczarować swą ofiarę. Starają się być wiarygodne. W moim przypadku zapomnieli dać mi eliksir zapomnienia gdy już wykonałem ich straszne zadanie.
- Witaj, Cameronie Custard - zaczęła swą grę.
Milczałem. Skupiłem się na tym by nie słuchać jej czarującej gadki.
- Czemu milczysz? Jesteś zapewne zły, że się tu znalazłeś. Ale my tylko chcemy ci pomóc. Udowodnimy ci, że tu jesteś potrzebny, Carlos i reszta twej "rodziny" przy pierwszej lepszej okazji cię zostawią - mówiła.
- Nie będę cię słuchać! - wykrzyczałem.
- A dlaczegóż to?
- Nie będę słuchać tych kłamstw.
- Ależ to nie kłamstwa. Tylko szczera prawda.
- Anioły Ciemności tylko kłamią.
- Jaki Anioł Ciemności? Ja jestem dobrą Anielicą.
- Myślisz, że nie pamiętam? Dwudziestego drugiego maja, popołudnie. Kłamałaś jak z nut. Uwierzyłem. Wykonałem zadanie. Eliksiru nie dostałem. Więc pamiętam. Nie pozwolę ci zrobisz tego samego ponownie. A Cassey nawet nie wysłucha tych oszczerstw!
- Ach tak?! Zapłacisz za to! Zapomnisz! Wykonasz!
Wtedy Ayleen skoczyła na mnie. Jej skrzydła rozłożyły się. Były czarne jak smoła, włosy także zmieniły się na kruczoczarne, jak noc.  Zanim stanęła obok mnie wyjąłem niewielki nożyk znajdujący się w mojej kieszeni. Nie cierpiałem zabijać. To straszne uczucie gdy czujesz jak życie odpływa z niby niewinnej duszy. Ta duszyczka została poprowadzona na niewłaściwy tor. Gdyby ją naprowadzić. Do niczego by nie doszło.
Uniosłem go lekko w górę. Kobieta spojrzała na mnie z wyraźnym przestrachem. Zamknąłem oczy by nie widzieć tego co zaraz zrobię.
- Cameronie, my chcemy dobrze, nie rób tego... Proszę, przynajmniej mnie nie zabijaj... - wysyczała spokojnie ze smutnym wyrazem twarzy.
Wtedy gwałtownie obniżyłem rękę, nóż powoli zanurzył się w jej klatce piersiowej. Rozciął miękki materiał. Od razu z miejsca nacięcia wylała się krwistoczerwona ciecz. Wrzasnęła przeciągle opadając na twardą posadzkę z wielkim łupnięciem. Jej krzyk przeszył mnie na wskroś. Jak przystało na Anioła, Ayleen, rozpłynęła się w przestrzeni. Zniknęła. Została po niej tylko plama krwi, która zamieniła się w prawdziwe, błyszczące srebro. Tak zawsze się z nimi dzieje.
Usiadłem na podłodze. Ponownie to zrobiłem. Zabiłem kolejne stworzenie. A jej wrzask dalej huczał mi w głowie. Słyszałem jej ostatnie słowa, na zawsze pozostaną w mej pamięci, jak napis wyryty na skale.
Podszedłem do drzwi, używając metalowej i ostrej jak miecz ramy od obrazu, próbowałem wyłamać drzwi.

♣♣♣
*Cassey*

Kochana Aria wszystko mi już wyjaśniła. Zdrajca, Carlos, sprzymierzył się z niczego niewartymi ludźmi by zniszczyć resztę ras, wilkołaki i Anioły. Wtedy nieliczne wampiry i ludzie pozostaną na Ziemi i zawładną całym wszechświatem. Czcigodny Ondine Lience chce temu zapobiec. Zjednoczy wszystkie magiczne istoty i zniszczy rasę ludzką, która tylko żeruje na czyimś nieszczęściu. Są zuchwali i wredni. Wykorzystują wszystkich. Carlos chce zamknąć Bramę, tak by wilkołaki tam nie weszły. I dlatego chciał mnie wykorzystać. Teraz pomogę Lience'owi i ludzie zginą! W Auglessi będą żyły magiczne rasy, zjednoczone!
Z chęcią im pomogę. Obiecali mi dożywotnią ochronę i miejsce zamieszkania gdy już im pomogę.
A co do Camerona. On jest niczego niewartym idiotą, który jest szpiegiem Le Carriego. Gdy zostawił mnie na cały dzień szpiegował Ondina i zabił jego rodzinę! Zwyrodnialec! A Mandy napadł zbuntowany powiernik Ondina. Myślał, że to ja. Chciał udowodnić, że nie pozwoli na to wszystko. Chciał mnie zabić by nie naprawiono Bramy i wszyscy się pogodzili, ale się pomylił. Potem napadł mnie wysłannik Carlosa Le Carrie. chciał jak najszybciej dowiedzieć się gdzie są kamienie. Podobno w wizjach powinnam się tego dowiedzieć.
A Oliver? Nie wierzyłam mu, a to on był dobry.
A skąd ta nienawiść do ludzi? Pomyślisz. Za każdym razem wymyślają paskudne rzeczy na nasz temat. ze wilkołaki to krwiożercze, wredne, czyhające na chwile twej słabości, stworzenia, które tylko zabijają. Nie zawsze tak jest, potrafią być tkliwe, sympatyczne i romantyczne. Wampiry zaś nazywane są krwiopijcami. One niby zabijają ludzi dla krwi. A przecież tego nie robimy. Stwarzamy wytwórnie by ich nie zabijać. Nie wchodzimy im w drogę. Ale widać oni i tak się czepiają! Skończymy ich marny żywot! A Anioły? Anioły są idealne, uważają je za właśnie takie. Tylko w ich przypadku się nie mylą. Chcą się im przypodobać by ich życie po życiu, wysoko nad gwiazdami, było wspaniałe i beztroskie. Można by powiedzieć, że to są chytre, samolubne kanalie, którym zależy tylko na tym by lepiej żyć od innych. Są tak zaślepieni tym, że są wspaniali, że nie zauważają tych innych ras.
Niedługo to się skończy!

*Anioły piszę dużą literą, gdyż są uważane w tym opowiadaniu za istoty błogosławione i bardzo dobre.
____________________

Czternasta część jest... Podoba się? Rozumiecie coś z tej zawiłej sytuacji?
Jula ♥
PS. Proszę o komy...

niedziela, 8 grudnia 2013

Rose cz. 9

Rose cz. 9

-Rose, gdzieś ty była!-krzyknęła matka.
-Wracałam ze szkoły- odpowiedziałam spokojnie.
-Tak?  Ze szkoły powiadasz, jakoś dzwoniła do mnie twoja wychowawczyni i powiedziała, że byłaś w szkole, ale sobie poszłaś.-rzekła Clara.
-Coś jej się pomyliło! Byłam w szkole!-kłamałam.
-Yhym, a nauczycielka po prostu cię nie zauważyła, tak?-spytała złośliwie mama.
-Nie chcę z nikim rozmawiać, idę do pokoju!-wykrzyczałam do matki.
   Poleciałam na górę. Trzasnęłam drzwiami, tak, że obrazy na korytarzu się zatrzęsły. Położyłam się na łóżku i wtuliłam głowę w poduszkę wylewając w nią słone łzy. Córciu otwórz- słyszałam dobiegający z zewnątrz głos mamy. Nie odzywałam się, wstałam i spojrzałam na okno, po którym ściekały krople deszczu. Jedna goniła drugą, aż w końcu z dwóch kropelek zrobiła się jedna. Połączyły się i dalej spływały po szybie. Potem zobaczyłam drugą parę strug deszczu. Goniły się, lecz jedna z nich w pewnym momencie skręciła. Pomyślałam, że ja i Andy jesteśmy tymi malutkimi, mijającymi siebie kropkami wody. A jeszcze inne kropelki spływały po szybie, nie podążając za innymi. Płynęły same, przed siebie omijając różne napotykane przeszkody. Otrząśnij się, już go nie obchodzisz, według niego ta „przyjaźń” jest bez sensu. Widocznie nie zależało mu na waszej przyjaźni. On nie jest wart twoich łez. Trzeba iść dalej...-syknęłam do siebie. Poszłam do łazienki. Przemyłam twarz, by nie było widać, że płakałam. Następnie weszłam do garderoby. Przebrałam się w jeansowe rurki, koszulę w czerwono-czarną kratę. Na to bluzę, czarną skórę. Wyjęłam z pudełka nowe, czarne conversy, założyłam je. Zabrałam z krzesła torebkę. Włożyłam do niej najważniejsze rzeczy- telefon, kasę, bilety, kopertę od Andy’ego i klucze. Potem otworzyłam okno i po winoroślach zeszłam na ziemię. Przeskoczyłam przez ogrodzenie i pobiegłam przed siebie. Moim celem było dotarcie do domu Caroline, chciałam z nią porozmawiać. Dotarłam na przystanek. Autobus nadjechał natychmiastowo. Wsiadłam do pojazdu, usiadłam na miejscu i wyjęłam kopertę z torebki.
  
Zaproszenie
Mam zaszczyt zaprosić na moje osiemnaste urodziny szanowną panią Rose Hilton.
Impreza odbędzie się dnia 15 czerwca, w klubie DanceClub przy ul. Down Street 19 o godzinie 18:00.
Będzie świetna zabawa! Wybór prezentu dowolny.
Serdecznie zapraszam
Andy Meek.
Z koperty wypadła jeszcze pognieciona kartka. Rozłożyłam ją i zaczęłam czytać.

Nie miałem jak ci tego powiedzieć, nie umiałem.
Zakochałem się w Tobie, lecz to uczucie zniknęło, od kiedy pojawił się Aron.
 On wszystko zniszczył. Teraz nic między nami nie ma.
 Mówię Ci to po to, abyś wiedziała, że coś do ciebie  kiedyś czułem oprócz przyjaźni.
W tym momencie jestem szczęśliwy z Caroline. Chciałem, abyś o tym wiedziała.
Wyrzuć ten list, aby nikt się o nim nie dowiedział, a w szczególności Caro.
Andy

Aha- powiedziałam sama do siebie- szkoda, że mówisz to dopiero teraz, nie miałeś odwagi mi o tym powiedzieć osobiście... Stacja Sydney Centralny-usłyszałam. Wstałam i wysiadłam z autobusu. Wyjęłam telefon zadzwoniłam do Caro, aby powiadomić ją o tym, że się u niej pojawię. Przy okazji  sprawdziłam godzinę- 22:32. Ruszyłam w stronę domu przyjaciółki. Kiedy dotarłam pod mieszkanie Caroline, czekała już na mnie.
-Rose, chodź rodziców nie ma, możesz u mnie zostać.-oznajmiła dziewczyna.
-Ok, musimy pogadać...-powiedziałam, po czym weszłam do domu Caro.
    Poszłyśmy razem do pokoju, tam zaczęła się nasza rozmowa.
-Słyszałam, że jesteś z Andy’m, gratuluję i życzę szczęścia.-zaczęłam.
-Tak, dzięki kochana-uśmiechnęła się do mnie, a następnie puściła oczko.-Ale ja też słyszałam, że kogoś masz.-podekscytowana wystawiła język.
-No prawda, prawda.-powiedziałam.
-Hmmm... A kto to taki?-zapytała Caro.
-Jest taki jeden chłopak, który uratował mi życie parę razy. Gdyby nie on pewnie dziś byłby mój pogrzeb.-odpowiedziałam.
-Jezu?! Co tu się działo jak mnie nie było?! Ale nic ci się nie stało, no nie?-wystraszona jęknęła.
-No dzięki niemu nic... Idź zaparz kawę, a ja wszystko ci opowiem.-rzekłam z uśmiechem na twarzy.
-Ok, to poczekaj-oznajmiła Caroline.
    Opowiedziałam przyjaciółce całą historię. Od A do Z. Ona jedyna z moich znajomych wie, że wyjeżdżam. Gadałyśmy śmiałyśmy się jak za dawnych czasów. Takim oto cudem zostałam u Caro całą noc. W jej towarzystwie czuję się całkowicie inaczej. Zapominam o wszystkich problemach i błędach.
Nasze szczęśliwe chwile przerwał mój telefon.
-Przepraszam Caro, zaraz wrócę-objaśniłam przyjaciółce, a następnie wyszłam z jej pokoju. Odebrałam telefon.
-Halo-rzekłam do słuchawki.
-Gdzie jesteś? Nic ci nie jest?-dopytywał się Aron.
-Nie, spokojnie jestem u... Caroline, nie masz się o co martwić-odpowiedziałam.
-Wiesz, że twoi starsi cię szukają?-powiadomił mnie Aron.
-Coo?! Szukają? Co robią?-zapytałam mojego chłopaka.
-Chodzą i przyklejają kartki do drzew, że zaginęłaś-wytłumaczył Aron.-właśnie na jedną z nich się natknąłem i zadzwoniłem do ciebie skarbie.
-Uh, ok wracam do domu, dzięki za troskę kochanie. Do zobaczenia!-po tych słowach przerwałam rozmowę telefoniczną.
     Weszłam do pokoju Caroline zabrałam ze sobą rzeczy, pożegnałam się z przyjaciółką, a następnie ruszyłam w stronę przystanku. Czekałam na autobus, wreszcie nadjechał. Wsiadłam do pojazdu. Chciałam wyjąć z torebki telefon, by zobaczyć która godzina. Wtedy ogarnęło mnie przeszywające uczucie stresu. Nie mam koperty i tej kartki, zostawiłam ją u Caroline!-powiedziałam w myślach.- o nie, nie, nie, nie. To nie może być prawda! Zawaliłam sprawę... Rozwalę im związek, jestem beznadziejna. Oby jej nie znalazła...-kontynuowałam. Nareszcie autobus dojechał na przystanek niedaleko mojego domu. Wysiadłam z niego i pędem poleciałam do domu. Przeszłam przez furtkę, otworzyłam drzwi. Rodziców nie ma, jak dobrze-powiedziałam. Szybko pobiegłam na górę. Położyłam się na łóżku, że niby śpię. Leżałam i czekałam aż ktoś w końcu wejdzie do pomieszczenia. Wyjrzałam przez okno i zobaczyłam, że na podwórku stoją moi rodzice i patrzą na mnie z wyrzutem.
-Rosalio Hilton! (Rosalia to moje pełne imię) Marsz do nas na podwórko! Musimy bardzo poważnie porozmawiać na temat twojego zachowania.-krzyczał z ogródka tata.
   Nie mam wyboru muszę zejść na dół. Tak zrobiłam, spotkałam się z rodzicami na dole.
-Posłuchaj mnie, jeżeli tak bardzo chcesz zostać tutaj w Sydney musisz zmienić swoje zachowanie, które przechodzi wszystkie możliwe granice.-rzekła mama.
-Ja próbuję, ale wy mnie do tego zmuszacie.-odpowiedziałam.
-My cię zmuszamy, tak? Rose z tobą się nie da rozmawiać...-załamała się Clara.
-Widocznie nie...-powiedziałam.
-Dobrze skoro tak, Ken idź kupuj bilet do Warszawy, jutro wyjeżdżamy. Zamieszkasz u dziadków.-oznajmiła  Clara.
-Nie zrobisz mi tego, nie możesz!-zdenerwowałam się na rodziców, więc krzyczałam.
-Ależ owszem zrobię, jeżeli nie poprawisz swojego zachowania...-oznajmiła matka.
-Nienawidzę was! Nie chcę was widzieć, to co robicie jest okropne!-zachrypiałam, następnie postanowiłam powiedzieć im dlaczego chcę tu zostać.-dobrze skoro tak postanowiliście to teraz mnie posłuchajcie, parę dni temu poznałam wspaniałego chłopaka dla mnie, jesteśmy parą i chcecie teraz to wszystko zniszczyć? Poza tym mam tu Caroline przyjaciółkę jedyną w swoim rodzaju, już nigdy takiej samej nie znajdę...-chciałam wzbudzić u rodziców litość, by jednak zmienili zdanie, lecz to nic nie dało, są twardzi.
-Nie martw się, jesteś kontaktowa, więc ze znalezieniem nowych przyjaciół poradzisz sobie. Tak samo z chłopakiem. A teraz idź się pakuj, pożegnaj się z nimi i lecimy.-oznajmiła mama.
-Uhh, a co z językiem? Znam tylko parę słów po polsku-jęknęłam ze smutkiem. Pogodziłam się z tym, że już nic z tego nie będzie.
-O, dziadkowie cię nauczą, a jak nie oni to ci załatwimy nauczyciela.-objaśniła Clara.
    Spojrzałam na rodziców z wielkim bólem w okolicach serca. Odwróciłam się, wróciłam do domu, a następnie według polecenia zaczęłam się pakować...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Jest część 9... Nie wiem czy ktoś to czyta, ale mam ogromną prośbę. Proszę jeżeli to czytasz, skomentuj, abym wiedziała czy jest sens dalej pisać.. To by było na tyle.
Miłego czytania ;c

PS. Niedługo pojawi się część 10, to będzie zakończenie pierwszego rozdziału. Polećcie tego bloga innym osobom. 





sobota, 7 grudnia 2013

Na życzenie ;pp

Heyooo,
na życzenia nie jakiej Cassey Pl wstawiam zdjęcie mojej w pewnym sensie pierwszej bransoletki z muliny. Czemu w pewnym sensie? Bo kiedyś robiłam, ale inną techniką. ;p
Miłego krytykowania mojej niedorobionej pracy. xD

Jula ♥







Nie wiem czy wiecie, ale to instrument jest.
Koślawe to no nie? Ciekawa jestem czy się domyślicie, że to gitara...
Jeśli się spodoba mogę wyjaśnić na czym to polega, a najwyżej wystarczy wygooglować "bransoletka z muliny, jak zrobić" c:
A no i jeszcze jedno, ponarzekam wam trochę. Moja przyjaciółka, tu na blogu, pisze też opowiadanie no i... Ocenicie? Powiecie czy się podoba? Co mogłaby zmienić? Dodać? Co jest godne pochwały?

No i od razu dodam, że kolejna część Zaczarowanej będzie w poniedziałek.

Plosee ;p

Bardzo proszę o lajki dla tych stronek:
https://www.facebook.com/pages/Wmawia%C4%87-sobie-mo%C5%BCesz-3/143329292517987
https://www.facebook.com/pages/O-kurwa-i-tak-ci%C4%99-kocham-3/493988663957525
Potrzebują Was !!
Very dzięki <3
PS. Ktoś czyta Rose ? ;C

Rose ;3

Zobaczymy się

Zobaczymy się.

Budzę się rano o świcie,
Myślę o wszystkim co mi się przytrafiło,
Ależ piękny to dar - życie,
Aż mi się robi miło!

Gdy przypomnę, stare, dobre chwile,
Kiedy śmiałam się bez powodu,
Nawet nie wiem razy ile,
Gdy przychodziłaś do mnie za młodu.

Kiedy robiłyśmy głupie rzeczy,
Bez względu czy ktoś to widział,
To był nasz zwyczaj człowieczy,
Zawsze brałyśmy w tym udział.

A teraz gdy nie ma ciebie obok mnie,
Smutno mi to wspominać.
Bez ciebie nic nie liczy się.
Mogłabym nawet czasoprzestrzeń pozaginać,

By spotkać się.
Ujrzymy się poza światem,
Choćby przez chwile dwie,
Wezmę się do dzieła zatem.

Na skraju góry rozpaczy,
Opadnę w dół wichrem popychana,
Ostatni raz ujrzę mój wygląd prostaczy,
Dzięki temu nie będę już sama.

Zobaczymy się,
Poza niebem,
Zobaczymy się,
Za tym kującym starym krzewem,

Zobaczymy się,
Szczęśliwe,
Zobaczymy się,
Choćby miały nas rozłączyć stworzenia zdradliwe.

_________________________

Napisane z nudów na spontana.
Wiersz z dedykacją dla każdego kto ma przyjaciela/przyjaciółkę.
Jula

PS. Jak myślicie, w moim opowiadaniu, co jest w Sali Złamanych? Co ich spotka? Zobaczą się jeszcze? Przeżyją? Jak myślicie?
Jestem ciekawa waszych odpowiedzi. :p
PS2. Oluś, kończę z bransoletką. -,-

piątek, 6 grudnia 2013

Rose cz. 8

Rose cz. 8


    Usłyszałam „dring-dring” dostałam sms’a od Arona: „Dobranoc ;*”. Uśmiechnęłam się do ekranu, po czym położyłam się na łóżku. Przez długi czas nie mogłam zasnąć. Wstałam z łoża, a następnie wzięłam z półki byle jaką książkę i zaczęłam ją czytać. Historia głównej bohaterki tak mnie wciągnęła, że nim zauważyłam, wybiła godzina 3:30. Gdybym tak czytała lektury- powiedziałam sama do siebie Odłożyłam książkę, potem położyłam się na boku, zmrużyłam oczy. Ale to nic nie dało, wciąż nie mogłam odpłynąć w podróż na jawę. Kiedy już miałam zasnąć dobiegł do mnie szept „Rose, Rose... Chodź tu... Rose...” Natychmiastowo usiadłam na łóżku, wytrzeszczyłam oczy. Nie wiem czy to sen, a może mam jakieś deja vu, albo po prostu to jakieś zwidy, lub ktoś tu jest...-rozmyślałam. Przez całą noc nie zmrużyłam oka. Siedziałam skulona, dopóki nie zrobiło się jasno. Zaspana wstałam z łóżka, wyjęłam z szafy luźną, czarną bluzę z białym napisem „Meow” i do niej jeansowe szorty. Zeszłam na dół zjadłam śniadanie, w postaci kanapki z dżemem i popiłam kakao. Założyłam czarne trampki, wzięłam torbę, telefon, klucze i wyszłam z domu. Przed nim czekał na mnie Aron. Zaspana podeszłam do niego i pocałowałam go w policzek.
-Rose, coś się stało?- zapytał zmartwiony.
-Nie-odpowiedziałam.
   Chłopak westchnął, spojrzał na mnie bardzo poważnym wzrokiem.
-Rose, przede mną nie musisz mieć tajemnic. Jesteśmy razem, zaufaj mi...-powiedział.
-Ja nie mam przed tobą tajemnic...-oznajmiłam.
-To czemu nie chcesz mi powiedzieć o co chodzi? Czemu jesteś smutna?-pytał Aron.
-Możemy już iść do szkoły?-odrzekłam, aby jak najprędzej odbiec od tematu.
-Możemy, ale nie myśl, że ci odpuszczę...-objaśnił chłopak.
            Nie chciałam mówić Aronowi, że wyjeżdżam, gdyż bałam się jak zareaguje. Dopiero co się poznaliśmy, a już musimy się żegnać... Muszę się przygotować do tej rozmowy.- postanowiłam.
Przez całą drogę nie rozmawialiśmy. Milczenie i cisza. Wreszcie dotarliśmy do szkoły. Kiedy otworzyłam drzwi wejściowe ogarnęło mnie uczucie radości i szczęścia. Zobaczyłam Caroline, uśmiechniętą tętniącą życiem, taką jaką ją zapamiętałam. Jednak przyjemne uczucie zniknęło, moja mina stała się obojętna. Dziwna rzecz, która przemknęła mi przez myśl- Caroline i Andy są parą?-pomyślałam się. Na mojej twarzy pojawił się grymas, ale mam Arona, jestem z nim szczęśliwa i się z tego cieszę. Usłyszałam głos.
-Nie cieszysz się moja sis, wróciłam z tego obskurnego szpitala!-z promieniującym uśmiechem zawołała dziewczyna.
-Oczywiście, że się cieszę, bardzo mi ciebie brakowało kochana!-mówiąc to przytuliłam moją przyjaciółkę.
-Mam nadzieję, że nie gniewasz się na mnie za tą sytuację z Lucy...-rzekła Caro.
-Nie głuptasie! Wszyscy popełniają błędy, nikt nie jest idealny-odpowiedziałam.
-Zmądrzałaś jak mnie nie było, hahaha-oznajmiła przyjaciółka.
   Spojrzałam przelotnie na Andy’ego. Ciekawe co miał mi powiedzieć-pomyślałam. Zauważyłam, że zbliża się do mnie. Odruchowo poprawiłam włosy i cierpliwie czekałam, aż zacznie mówić.
-Siema-rzekł obojętnie.
  Chciałam dać mu buziaka na przywitanie, lecz chłopak odsunął się ode mnie, trzymał dystans.
-Hej-zawstydzona powiedziałam.
-Rose posłuchaj, coś między nami się zepsuło. Coraz mniej gadamy, każde ma jakieś inne, ważniejsze sprawy... Daję ci w tej kopercie zaproszenie na moją osiemnastkę. Będzie świetna zabawa, a poza tym pasowanko, za te wszystkie błędy, które popełniłem od przedszkola ,będziesz mogła je wybić na mojej dupie.-opowiadał bez emocji chłopak, wręczając mi kopertę-to na tyle, a teraz z na...mi...koni...ec-z trudem wypowiedział te słowa Andy, widziałam, że się okropnie zasmucił. Zresztą nie on jeden...
-Ale, Andy, dlaczego?! Przyjaźnimy się od przedszkola i teraz chcesz to tak po prostu zakończyć...-ze łzami w oczach próbowałam zmienić zdanie chłopaka. Zależy mi na naszej przyjaźni...
-Przyznaj kiedy się ostatnio widzieliśmy? Przez tydzień nie było cię w szkole, nie wiedziałem co się z tobą dzieje... Tak przyjaźnimy się od przedszkola, znamy się od bardzo długa, ale widzisz nie mogę, po prostu tak dłużej, nie mogę...-rzekł Andy.
-Jeśli tego chcesz niech tak będzie...-z goryczą i głębokim smutkiem orzekłam-czy wszystko musi się pieprzyć?-po tych słowach odeszłam od byłego przyjaciela.
  Zadzwonił dzwonek, prawdopodobnie miałam mieć teraz fizykę, ale nie jestem w stanie uczestniczyć w lekcji. Wzięłam torbę i wyszłam ze szkoły. Słońce przekazywało ciepło i nieźle dawało po oczach. Postanowiłam wybrać się na małą wycieczkę po mieście. Szłam dróżką rozmyślając o wydarzeniach, które mnie spotkały w ostatnim czasie. Nagle rozległ się dźwięk mojej komórki. Wyjęłam telefon. To Aron-powiedziałam sama do siebie, nie będę odbierać, chcę przez chwilę być sama. Maszerowałam przed siebie nie zważając na czas, który szaleńczo upływał. Na niebie pojawiła się większa ilość chmur-ciemnych chmur. U nas w Sydney często występują zagrożenia meteorologiczne. Nie ukrywam, że się przeraziłam tą pogodą. Zawróciłam więc i przyśpieszając kroku szłam w stronę domu. Pioruny przedzierały się przez zachmurzone niebo, grzmoty robiły się coraz to głośniejsze. Drzewa kłaniały się aż do ziemi- to nie oznaczyło nic dobrego. Porywisty wiatr utrudniał mi dojście do mieszkania. Wystraszyłam się, więc zaczęłam biec. Burza nie ułatwiała mi tego zadania. Wreszcie dotarłam do mojego cieplutkiego domku. Kiedy otworzyłam drzwi zobaczyłam stojących przed nimi moich rodziców. I znowu się zaczyna-poirytowana pomyślałam.
___________________________________________________________________________________

Coś tu dla Was nabazgrałam :) Mam nadzieję, że się spodoba. Jak mikołajki? Udane?
Mam do was- czytelników ogromną prośbę. Mianowicie, jest stronka, która potrzebuje kliknięć "Lubię to". Każdy like to uśmiech na twarzy admina :D 
Miłego czytania, buziaki na dobranoc :*
  


Zaczarowana Księżycem Cz. 13

Zaczarowana Księżycem Cz. 13

Będę cię kochać do końca życia. A jeżeli jest coś po­tem, będę cię kochać także po śmier­ci. Czy mnie rozumiesz?  - Nieznany

Prue odeszła po chwili do Brandona. Siedząc sama delektowałam się smakiem grejpfrutowego napoju. Wtedy podszedł do mnie Oli, ubrany w luźne dżinsy i koszulę. Spojrzał na mnie wymownie. Poszedł w kierunku drzwi. Bez słowa ruszyłam za nim, Cam od razu nas zobaczył i zaczął nas śledzić.
Weszłam do czarnego BMW, Oliver prowadził auto, a ja siedziałam obok niego. Jechaliśmy sześćdziesiąt kilometrów na godzinę. Przez okno, wytężając wzrok, ujrzałam ciemną sylwetkę Camerona biegnącego w tą samą stronę co my. Przeszedł mnie dreszcz. Co jeżeli Oli, to jest ten "dobry", a on to ten "zły"? Daję mu wtedy wolną drogę do szpiegowania. Chyba źle postąpiłam pozwalając mu na to, no ale cóż, nie można żałować tego co się zrobiło, lecz tego czego się nie dokonało.
Znudzonym wzrokiem patrzyłam na jednostajny krajobraz za oknem. Wokół ciemność. Jadę w miejsce, które może okazać się pułapką albo bezpieczną oazą. Czy to nie szaleństwo?
Przekręciłam wzrok na beżową tapicerkę samochodu. Była lekko obdrapana i przybrudzona. Wyglądała jakby jakiś kot ją podrapał. Gdy auto zwolniło przestałam studiować wnętrze pojazdu i zerknęłam na to, co roztacza się za przezroczystą szybą.
Mym niewielkim oczom ukazał się skromny domek. Czy to siedziba Ondina? Taka obskurna chatka? Nie wierzę. W mgnieniu oka Oli otworzył mi drzwiczki. Wyszłam podejrzliwie rozglądając się dookoła. Chłopak podszedł do domu i robił coś przy drzwiach,a mianowicie wpisywał kod, którego nie pozwolił mi zobaczyć. W tej sekundzie skorzystałam z okazji i przeszukałam przelotnym spojrzeniem śladu ciemnej sylwetki.
Nie widziałam go. Zniknął, odszedł lub przyczaił się gdzieś, gdzie go nikt nie zobaczy.
Oli machnął do mnie ręką żebym weszła. Tak też zrobiłam. Wnętrze domku wyglądało na skromne. Wchodziło się do ubogiej sieni, gdzie stał tylko obdrapany wieszak na ubrania. Dalej za przebarwionymi drzwiami była kuchnia z jadalnią, zwykłe, wiejskie meble i urządzenia. Salonik też był w takowym stylu. Wszystkie te rzeczy były stare, zniszczone, niektórych rzeczy nie dało się odgadnąć do czego służyły.
- A więc to tu - odezwał się wreszcie.
- Ta obskurna chatka, to dom Ondina? - zakpiłam - I zdania nie zaczyna się od "a więc" - odparłam zgryźliwie.
- Oj, już mnie nie poprawiaj. Tak, to jego dom, wydaję się brzydki, ale - urwał, pociągnął za wajchę uznaną przeze mnie za kolejny wieszak - tu jest winda, do właściwego pomieszczenia. Tak dla bezpieczeństwa.
Z tego wynika, że Cameron raczej nie da rady się tu przedostać. Z jednej strony poczułam ulgę, a z drugiej miałam wrażenie, że coś złego może się przydarzyć.
Nic już więcej nie mówiłam. Posłusznie weszłam do ciasnej, metalowej windy, chłopak po mnie. Jechaliśmy dosłownie parę sekund. Wtedy w windzie zabrzmiało piskliwe "ping" i drzwi się otworzyły. Wyszłam na wykładany aksamitnym, miękkim, beżowym dywanem korytarz. Ściany były brązowe, a w regularnych odstępach były drzwi na przemian z obrazami.
Nagle Oliver pobiegł z niesamowitą prędkością na drugi koniec korytarza ciągnąc mnie za rękę. Nie umiałam jeszcze biec tak szybko, więc musiał zwalniać bym nie została w tyle. Korytarz zakręcał kilkanaście razy, aż straciłam orientację gdzie my w ogóle jesteśmy. Było mnóstwo skrzyżowań. Słabe jarzeniówki dawały nikłe światło, które sprawiało, że panował tam półmrok.
Doszliśmy do białych, pokrytych przezroczystym, błyszczącym lakierem drzwi. Był na nich wygrawerowany napis "Ondine Lience". Wymyślne litery budziły we mnie grozę. Nie jestem pewna z jakiego powodu. Oliver pchnął masywne drzwi z lekkością. Weszłam do pomieszczenia o nieokreślonym rozmiarze. Punktowy reflektor rzucał promienie na biurko, za którym stało odwrócone tyłem krzesło biurowe.
Wtem mebel odwrócił się ukazując siedzącego na nim średniego wieku mężczyznę. Miał ostre rysy, był szczupły, wysoki. To blondyn, w pierwszej chwili wzdrygnęłam się. Już myślałam, że to ten co mnie napadł.
- Witaj, Cassey Ducane - wypowiedział połamanym językiem.
- Witam - powiedziałam z odrazą, którą musieli zauważyć.
- Wiem jak to wygląda, pewnie wydaje ci się, że to my jesteśmy ci "źli" - rzekł grubym głosem.
- Tak jakby - odparłam.
- Powiem ci tylko tyle, że nie powinnaś być taka łatwowierna - rzekł.
Chyba czegoś tu nie rozumiem. Łatwowierna?  Przez głowę przechodziło mi tysiąc myśli naraz. Co jeżeli...
Wtedy do sali wtargnęło mnóstwo wilkołaków. Biegali jak opętani po ogromnej sali. Oliver złapał mnie od tyłu za ręce. Podrapał mnie przy tym jakimś ostrym przedmiotem trzymanym w dłoni. Trzymał mnie bardzo mocno, nie mogłam się wyswobodzić. Na rozkaz Lienca wilkołaki okrążyły mnie. Dwóch z nich, którzy przybrali postać człowieka, trzymali Camerona. Popatrzył na mnie z ogromnym bólem. Wszystko już zrozumiałam. Ondine ustanowił pakt między nim, a wilkołakami!
- Zostawcie ją! - wychrypiał Cam.
- Ach, Cameronie, jakiś ty naiwny, tak samo jak ta lalunia! - zaśmiał się głośno.
- Nie jestem lalunią, a od niego się odwal! - wykrzyczałam.
- Myślałeś, że nie wiem, iż zamierzałeś ją śledzić? - zignorował moją uwagę.
- Pewnie nie wiedziałeś w ogóle, tylko się na niego natknąłeś przypadkiem - zakpiłam patrząc z głębokim smutkiem na Oliego.
Miałam nadzieję, że poruszę go choć trochę i, że coś dla niego znaczę. Może by mnie puścił albo nawet pomógł? Niestety wykonywał tylko rozkazy Ondina, wszystko co mi mówił to wierutne kłamstwo!
- Mówiłaś coś? - zapytał.
Wtedy wyjął z kieszeni czarny przedmiot. Tą rzeczą okazał się złowieszczo błyszczący pistolet.
- Jeżeli jeszcze coś powiesz albo się wyszarpniesz bądź zrobisz coś głupiego, nie zobaczysz go już nigdy - wycelował lufę w mojego przyjaciela.
- Nie! Nic mu nie rób! Mnie zabij, jego zostaw! - krzyczałam jak opętana.
- Czy ty coś brałaś? - zaśmiał się - Jesteś potrzebna, znajdziesz kamienie i zrobisz to co ci każę!
- Nigdy...  - wysyczałam.
Oliver złapał mnie mocniej za nadgarstki, ból był okropny. Dreszcze przechodziły po moim ciele jedne po drugim. Pulsujące rany na rękach paliły jak w piecu.
- Jeden strzał i twój kochaś zginie - podsumował.
Wtem poczułam ogromne pokłady energii. Złość wezbrała we mnie. Czułam, że teraz mogę coś zrobić, pomóc! Kopnęłam z całej siły w nogę trzymającego mnie chłopaka. Powtórzyłam to parę razy z ogromną siłą. Wtedy puścił mnie krzycząc z bólu. Puściłam się biegiem do Cama. Powaliłam jednego z wilkołaków, uderzyłam go ręką w żebra. Zawył z bólu i upadł. Gdy zamachnęłam się na drugiego inny wilkołak już w postaci człowieka, rzucił się na mnie. Leżałam na podłodze ciężko oddychając. Mimo tego, że jestem pół wampirem i tak się męczę. Ja i ona, to była dziewczyna, wstałyśmy. Wilkołaczka złapała mnie od tyłu i trzymała tak jak Oliver.
- Brawo Christino, choć jesteś nowonarodzona i tak sobie bardzo dobrze radzisz, przytrzymaj ją mocno. Jest silna jak na krwiopijcę przed przemianą - mówił Lience wymachując pistoletem - A co do ciebie Cassey, radzę uważać na to co robisz, w każdej chwili mogę to zrobić - wskazał na spluwę.
Christina przytaknęła.
- Nie uda ci się - tylko tyle zdołałam wydusić z siebie.
- Zabierzcie ich do Sali Złamanych - wypowiedział rozkaz.
Co to za sala? Przez moją bolącą głowę przesuwało się mnóstwo myśli i hipotez.
Wyszliśmy z pomieszczenia. My i parę innych wampirów szliśmy do Sali. Parę minut zajęło nam się przedostanie przez wijące się jak wstęga korytarze. Wreszcie naszym oczom ukazały się poplamione karmazynową krwią drzwi. Wzdrygnęłam się z odrazą. Wrota otworzyły się, jakby siłą woli. Było tam parę drzwi, rozdzielili nas. Ja musiałam wejść do tego po prawej, a Cameron do tego po lewej.
__________________

Wena mnie dosłownie nawiedziła gdy odrabiałam matematykę, te liczby mnie przerażają. xD
Mam nadzieję, że ten krótki fragment się spodoba.
Miłego czytania
Jula ♥