piątek, 29 listopada 2013

Few days of break

Hey!

Mam dla was pewną wiadomość, a mianowicie, nie będę dodawać przez jakiś czas kolejnych części Cassey. Mam jakieś mini załamanie no i nie dam rady nic napisać. Eh... Życie jest brutalne, straszne i bolesne.
Niektórzy zrozumieją.
Nowa część może się pojawi za jakiś tydzień.
Dziękuję za uwagę i życzę wytrwałości w czekaniu.

Pozdrawiam z bólem
Jula ♥

środa, 27 listopada 2013

Zaczarowana Księżycem Cz. 11

Zaczarowana Księżycem Cz. 11

 

Prawdziwa miłość nie wyczerpuje się nigdy. Im więcej dajesz, tym więcej ci jej zostaje. Podobnie, gdy czerpiesz
z prawdziwej studni, im więcej z niej czerpiesz, tym staje się ona hojniejsza.

Antoine de Saint-Exupéry


Postanowiłam przespać resztę mojego pobytu w szpitalu. Jak powiedziałam, tak zrobiłam. Poznałam w stołówce pewną dziewczynę, która chorowała na raka. Mimo tego, że może niedługo umrzeć jest najbardziej pozytywnie nastawioną dziewczyną jaką znam! Nawet Mandy taka nie jest! nazywała się Angela. Miała ognisto czerwone włosy. Jest szczupła, niezbyt wysoka. Dochodziła mi do ramienia, a ja mam niecały metr 170. Bardzo polubiłam tą słodką wariatkę!

♣♣♣


Moje życie z matką, którą nie obchodzę, bratem, zawsze przy mnie, gotowym do poświęceń, przyjaciółką z darem rozśmieszania, dwoma chłopakami, którzy bardzo mnie lubią, a nawet może za bardzo, można by powiedzieć, że jest prawie idealne, gdyby nie mama. Mam przecież ich, tych którzy chcą dla mnie jak najlepiej, zastępują mi, zresztą bardzo potrzebną rodzicielkę. To jest cudowne, pomyślisz. Ale gdy dowiadujesz się o tym, że jesteś kimś innym niż się uważałaś przez całe życie, to potrafi zrujnować całe plany na przyszłość. Chciałam zostać kardiologiem, leczyłabym chorych ludzi odpłacając dobrem za to co mnie szczęśliwego spotkało mimo pewnych chwil przepełnionych bólem i smutkiem. Ale teraz się okazuję, że mam inne przeznaczenie. To wszystko wywróciło mi moje życie do góry nogami. Jest Cam, który być może oszukuję, o ile tego nie robi Oli, gdy tylko o tym myślę, głowa zaczyna mnie boleć, gdyż już wiem, że tak siedząc i zastanawiając się nad mym problemem nic nie uzyskam. Wiem, że muszę coś zrobić, tylko co? Dowiedzieć się czegoś, zabawić się w szpiega? Ale jest "ale". Kogo mam szpiegować? Może Camerona albo Olivera? Kogo najpierw? Tyle pytań i muszę sama na nie poznać odpowiedź.
Z mojego postrzępionego świata myśli wybudził mnie ordynarny szelest. Otworzyłam zamglone oczy. Przetarłam je powoli nie dowierzając temu co widzę. Nie mogłam w to uwierzyć! Skąd ona się tu wzięła? Przecież ona nie powinna wstawać! Powinna w szpitalu teraz leżeć! W jakim ja jestem w ogóle szpitalu? Może w tym samym co ona? Tyle skrajnych uczuć w jednej chwili!
- Mandy!  - wykrzyknęłam zachrypniętym głosem.
- Cas, wreszcie się obudziłaś! - usiadła na rogu mojego łóżka i lekko mnie przytuliła.
- No jak widać - uśmiechnęłam się, bo wcale nie spałam - A jak z tobą? Ciebie tak szybko wypuścili? - dziwiłam się.
- A co? Nie cieszysz się? - udała obrażoną.
- Oczywiście, że się nie cieszę, kto mógłby lubić taką wariatkę jak ty! - powstrzymywałam się od wybuchnięcia śmiechem.
- Wiedziałam, że mnie nie kochasz! - teatralnie płakała.
- Ja cię nie kocham! Ja cię bardzo kocham! - przyłączyłam się do teatrzyku, śmiałyśmy się jak opętane.
- A teraz na poważnie, lekarze stwierdzili, że jest już ze mną bardzo dobrze i nie ma sensu żebym dalej siedziała w szpitalu, więc mnie wypisali! A tak w ogóle słyszałam, ze mnie zdradzasz! - uradowana niemalże skakała na łóżku.
- Naprawdę się cieszę, jeszcze niedawno mówili, że jest źle. No troszeczkę podczas twojej nieobecności koło mnie razem z poznaną Angelą - wyszczerzyłam się promiennie.
- Ale jakiś cud sprawił, że wszystko jest w jak najlepszym porządku... Ah.. Wybaczę ci to! A tak w ogóle to co tam u Camerona? - mrugnęła do mnie wymownie.
- Nie masz swojego życia? - zapytałam zgryźliwie.
- Nie, nie mam, opowiadaj! - podekscytowana oczekiwała odpowiedzi.
- No co mam powiedzieć? Nie jesteśmy przecież razem. Ja i Cam jesteśmy przyjaciółmi. Co chcesz w ogóle wiedzieć? - lekko poddenerwowana przygryzłam wargę.
- No wszystko, co mnie ominęło, jak się tutaj znalazłaś i w ogóle - ekscytując się wyprostowała się.
- Co cię ominęło? Hmmmm... - w jednej chwili zapomniałam o tym co się działo - Była niezła akcja z naszymi pięknotkami,  Amy oczywiście wylała na mnie wiadro z wodą woźnej. A ja ją popchnęłam na ścianę i powiedziałam co myślę, była całkowicie oszołomiona i zdziwiona. Co jeszcze...? A wiesz, że Tom wrócił? Przyjechał do mnie na kilka dni! - opowiadałam.
- Uuu, kłótnia z Amy... Dałaś wreszcie popalić tej wredocie! Szkoda, że mnie tam nie było, skończyłaby w śmietniku - zaśmiała się złowieszczo - Naprawdę wrócił? Miał być za parę miesięcy! Ale zrobił ci niespodziankę, pewnie byłaś mega szczęśliwa! - cieszyła się razem ze mną.
- No oczywiście! Tylko i tak rzadko go widuję, ma swoje "sprawy" ze swoimi kuplami, nawet nie wiem jakie - zamyśliłam się.
- Dalej mi nie powiedziałaś jak się znalazłaś w tym obskurnym szpitalu - Mandy z odrazą spojrzała przelotnie na ściany, na których odłaziła farba.
- Szukałam Cama... Bo dzień wcześniej zemdlałam i ten wziął mnie do siebie do domu, przyszedł do nie go Oli. Na początku nie wiedziałam gdzie jestem. Gdy oglądałam pomieszczenia... Oli... mnie... pocałował -
- Ooooo, Oliver też się dołączył do gry - przerwała blondynka z błyskiem w oku.
- Daj mi skończyć... Jakiej w ogóle gry? - spytałam z irytacją - Trochę się pokłócili no i następnego dnia nie było ich w szkole i zaczęłam szukać Camerona no i napadł mnie jakiś facet - skończyłam ze zdenerwowaniem przypomniawszy sobie wydarzenia z ostatnich dni.
- Czekaj, facet? Brunet, wysoki, szczupły, jego rysy twarzy były ostre i w ogóle śmierdział tak jakoś... Nie wiem jak to by określić, śmierdział jak -
- Jak śmierdzący pies? - dokończyłam.
- Tak! Skąd wiesz? - zapytała z widocznym zainteresowaniem.
- Może to ta sama osoba? - pogrążyłam się w moich myślach.
A co jeżeli to jest ten sam mężczyzna? To wszystko nie ma sensu! Po co robił to wszystko Mandy, potem ją porzucił i mnie zaatakował. Nic z tego nie rozumiem. Ale jedno jest pewne. Muszę zacząć swoje własne śledztwo, ci od Cama mieli się tym zająć, ale jakoś nie widzę rezultatów...Chyba, że czegoś mi nie powiedział... Zacznę od Camerona, nie mogę mieć pewności czy on przypadkiem mnie nie oszukuję. Potem Oliver... Zobaczymy jakie skutki przyniesie mój obiecujący plan!
- Może... Ale po co by to robił? - dziewczyna podrapała się po głowie.
- Nie mam bladego pojęcia, może pomylił nas z jakimiś gwiazdami i chciał wymusić pieniądze? - zachichotałam, chciałam odseparować blondynę od tych strasznych przeżyć, żeby zapomniała, nie chcę, żeby się teraz dowiedziała o mnie prawdy.
Na razie nic nie może wiedzieć. Jeszcze narażę ją na jakieś kłopoty... Przyjdzie kiedyś na to czas.
- Możliwe! Wyglądamy przecież jak Miss Universe! - pokładałyśmy się ze śmiechu - Ale tak na poważnie, trzeba by dowiedzieć się coś niecoś o tym tajemniczym człowieku, chodźmy na policję, oni na pewno go znajdą, czemu, my głupie, wcześniej tego nie zrobiłyśmy? - walnęła się ręką w czoło.
- Może... Zobaczymy... Pomyślimy... Będziesz w przyszłym tygodniu w szkole? - próbowałam zmienić temat.
- Tak, raczej będę, skoro ze mną jest wszystko dobrze... Ale ciekawa jestem jakie ten ktoś miał motywy bym mógł nam to zrobić - drążyła uciążliwą dla mnie kwestie.
- Dobra, na razie się nie zamartwiaj -
Przerwała mi krótka melodyjka, zapewne do Mandy przyszedł jakiś sms.
- Cas! Już wiem co będziemy jutro robić! Dziś wieczorem impreza! Akurat masz wyjść za chwilę ze szpitala, więc zdążysz! - emocjonowała się.
Wspaniały zbawczy telefon dziewczyny pomógł mi i udało się zmienić temacik. Mówią, że jest coś takiego jak złośliwość rzeczy martwych, ale nie widzimy tego, że czasem mogą pomóc,
- Ale czy ja tak mogę od razu po wyjściu stąd? - martwiłam się sztucznie - Kto tak w ogóle ją organizuje?
Dziś w nocy miałam jechać z Olim do tajemniczego Ondina. Nie mogę przegapić takiej okazji! Przynajmniej bym się czegoś dowiedziała. Muszę się jakoś wykręcić.
- Jestem pewna na sto procent, że tak! Zaraz pójdziemy do ciebie i znajdziemy świetne stroje i zabalujemy! Może David wreszcie ze mną pogada! - planowała -  Będzie u Brandona, to on ją organizuję, zaprasza wszystkich z naszego liceum, oczywiście tych fajnych - zaśmiała się.
- Od kiedy ty lubisz Davida? Przecież jeszcze nie dawno byliście największymi wrogami - dziwiłam się.
- Nie opowiadałam ci? No tak, musiałam zapomnieć! Gdy ty byłaś zajęta i nie mogłaś mnie odwiedzić zgadnij kto mnie odwiedził, no kto? Oliver, David, Brandon, Janette i Prue. Z naciskiem na David!Od kiedy on mnie polubił też sama nie wiem, ale jakoś tak sobie uświadomiłam, ze go lubię trochę bardziej niż trochę - zarumieniła się.
- Czemu nic nie mówiłaś? Uuuuu będzie nowa para! - cieszyłam się.
- Ale nie jestem pewna czy nie jest z Janette - zasępiła się.
- Z nią? Wątpię, słyszałam, że jest zakochana w Brandonie - poprawiłam jej nastrój.
Doszłam do wniosku, że pójdę na imprezę. Najwyżej wykręcę się na początku bólem głowy czy coś i Mandy nie będzie zła, a ja zrobię to co sobie obiecałam. Spotkanie z Ondinem! Przekonam się co knują, czy to co mówią to prawda, czy też wierutne kłamstwo!
____________________________________________________
I oto nowa część ujrzała światło dzienne. Ta część może się zdawać z deka nudnawa, ale to dlatego, że jak już zdążyliście się dowiedzieć, w krótkiej notatce, wena mnie opuściła.
No cóż jest jak jest i nikt tego nie zmieni.
Pozdrawiam i życzę nie uśnięcia po tych wypocinach.
Julka

Człowiek użył swej inteligencji i wynalazł...głupotę.
Remy de Goumant

piątek, 22 listopada 2013

Zaczarowana Księżycem Cz. 10

Zaczarowana Księżycem Cz. 10

Oliver spojrzał na mnie. Chyba doskonale od początku wiedział o co w tym wszystkim chodzi... Ciekawa jestem co wie i w ogóle kim jest?
Po chwili Tom oznajmił nam, że się śpieszy i musi już iść. Jak powiedział, tak zrobił. Korzystając z tego, że byłam sama z Olim postanowiłam z nim szczerze pogadać o tym czy on cokolwiek wie.
- Oliver? - zaczęłam.
- Tak? - zapytał.
- No bo... Nie wiem jak to zacząć... - myślałam jak to powiedzieć.
- Chyba się domyślam o co chodzi - mrugnął do mnie porozumiewawczo.
- Myślimy o tym samym? - spytałam z uśmiechem.
- Zależy... To może ja zacznę. Pewnie dziwisz się, że wtedy tak zareagowałem - przerwał.
- No nie do końca, Cam cię trochę wkurzył, było to widać - odparłam.
- Bardziej mi chodzi o to, że tak szybko biegłem, jestem trochę silniejszy niż myślałaś... No i tak szybko pojawiłem się obok ciebie jak stało się to - wytłumaczył.
- No powiem ci, że bardzo nad tym myślałam - przyznałam.
- No to może czas odkryć wszystkie karty - pokazał białe zęby.
- No to słucham - spojrzałam na niego wymownie.
- Więc ja... Nie jestem tym kim się wydawałem - zaczął - Nie jestem człowiekiem, jestem...
- Jesteś wilkołakiem! - stwierdziłam podnosząc talerz z szafki.
- Nie, nie... - zaoponował - nie musisz się tak denerwować ani mnie bić - zaśmiał się.
- To kim? - poruszyłam się niespokojnie.
- Jestem wampirem - wydusił z siebie.
Nie miałam bladego pojęcia co mam powiedzieć. On też? W jaki sposób? Rodzony? Ugryziony? Czy może taki jak ja? Chciałam się go oto zapytać, ale nie wiedziałam jak zacząć.
- I wiem, że ty też nie jesteś człowiekiem - ściszył głos.
- To kim jestem? - zastanawiałam się co jeszcze się dowiem.
- Na razie pół wampirem, pół człowiekiem, nie zostałaś urodzona ani stworzona przez ugryzienie. jesteś Wybraną, która ma uratować bramę do Auglessi - wypowiedział jednym tchem.
- No prawda... Skąd wiesz? Ty jesteś rodzony? Ugryziony? Opowiedz mi - zalałam go lawiną pytań.
- Jestem wampirem ugryzionym... Stało się to jakieś parę miesięcy temu. A to wiem, bo jestem wysłannikiem i muszę wszystko wiedzieć - urwał.
- Jesteś wysłannikiem władcy Auglessi, Carlosa Le Carrie - dokończyłam.
- Carlos? Ten niedołężny królewicz? - zakpił.
- Jak tak możesz mówić! On pomaga Auglessi - ukazałam obrażoną minkę.
- Ja jestem od innego władcy, Odina Lience, Carlos tylko udaje i chce żebyś zrobiła coś czego możesz żałować. Wszystko jest ustawione, oni są wampirami, ale chcą zaszkodzić naszemu światu.  Kamienie trzeba ułożyć w odpowiedniej kolejności na bramie. Trzeba to zrobić według starożytnej zasady, wiersza naszych przodków, Asinów, tak się nazywa to zgrupowanie. On zaś chce to ułożyć według swego wzoru. Nie wiem po co i jakiego wzoru. Ale się dowiem! Takie jest moje zadanie, a także mam ciebie pilnować by Cameron nie ubiegł nas i nie kazał ci razem z Carlosem zrobić czegoś złego - skończył.
- Super! Kolejna niańka... A tak w ogóle to czemu mi to mówisz i dlaczego niby mam ci wierzyć? - zapytałam zdziwiona.
- Wiedziałam, że będziesz miała wątpliwości, więc jutro w nocy zamiast twoich zaczynających się nocnych zajęć w Akademii Le Carriego pojedziesz ze mną do Odina - zawyrokował.
- A skąd wiesz, że pojadę? Nie wierzę ci! - wykrzyknęłam.
- Jak pojedziesz to się przekonasz... Zresztą jak myślisz czemu dziś nie było Camerona? Ja tam myślę, że pojechał do Carlosa by powiedzieć, że ja się wtrąciłem, wtedy u niego w domu. Jestem tego pewien - rzekł pewny siebie.
- Mów co chcesz. Może... Musiał coś zrobić... No... - nie wiedziałam co powiedzieć, może rzeczywiście tak jest.
- Widzisz? Sama nie wiesz co powiedzieć. Kochaniutka, ja już muszę iść, trzymaj się i przemyśl to. Wiedz, że to on kłamie. O prawdziwości tych słów dowiesz się jutro w nocy, jak wyjdziesz ze szpitala - wyszczerzył się i dał mi buziaka w policzek.
Zostawił mnie samą z mnóstwem rzeczy do przemyślenia. Podniosłam szklankę z wodą i napiłam się trochę przezroczystej cieczy. Trochę zaschło mi w gardle od tej rozmowy.
Wtedy nieoczekiwanie wbiegł do pokoju Cam. Usiadł obok mnie na łóżku szpitalnym. Co on tu robił?
- Cameron, ja do ciebie dzwonie, nie wiem co się dzieje, martwię się, a ty? Nic, kompletnie nic nie mówisz! - krzyczałam zła.
- Cassey, wszystko ci wyjaśnię! Nie wiesz w to co powiedział ten idiota! On kłamie, chce żebyś go posłuchała, on współpracuje z wilkołakami! A ten co cię napadł to jeden z wysłanników Odina dawnego króla, który został zniesiony za oszustwa! Stwierdził teraz, że się nie uda przemocą to  kazał Oliverowi przekonać cię byś zrobiła to co każe Odine poprzez zaprzyjaźnienie się z tobą. - mówił emocjonując się.
- Ty znowu czytałeś w myślach? Przez przypadek? - zapytałam ironicznie.
- Mówiłem, że robię to w razie konieczności - próbował się uśmiechnąć.
- I tak pojadę z nim jutro w nocy. Zobaczę co knuje, jeżeli to kłamstwo - zdecydowałam.
- Nie! Jeżeli już masz jechać to pozwól mi za wami jechać! A co jeżeli coś ci zrobią? - rzekł troskliwie ze smutkiem w głosie.
Patrzył na mnie z ogromnym smutkiem, żalem i ogromnym zdenerwowaniem. Wiem, że pojadę, to na sto procent! Ale czy zgodzić się na śledzenie?
- No dobra... - rzekłam zrezygnowana.
- Pomimo jego gierek jeszcze trzeźwo myślisz - wyszczerzył się w złośliwym uśmieszku.
- A ty pomimo tej sytuacji i tak żartujesz, a tak w ogóle gdzie ty byłeś? - zerknęłam na niego przelotnie.
- Pamiętasz jak Carlos mówił, że ma dla mnie misje? - zaczął ujawniać rąbek tajemnicy.
- Tak, tak pamiętam to - stwierdziłam.
- To miałem zadanie do wykonania - wyjawił.
- A powiesz swojej kochanej Cassey co to za zadanko? - zrobiłam słodką minkę.
- No dobrze, dla ciebie wszystko brzydalu - uśmiechnął się pokazując śliczne dołeczki - musiałem sprawdzić co knuje Odine - rzekł.
- I co knuje? - przysunęłam się do niego.
- Tajemnica, na razie nie mogę nic więcej zdradzić - rozłożył ręce w obronnym geście - proszę, nie bij mnie!
- Ja cię już zabije! - sarkastycznie krzyknęłam wybuchając śmiechem.
- No nic nie powiem - powiedział.
- A za całuska? - pokazałam ząbki.
- Oooo, a co to za zmiana, od kiedy chcesz mnie całować? - zaczął się ze mną droczyć.
- A, żeby wiedzieć wszystko zrobię - przytuliłam go.
- Niezła propozycja, ale niestety nic nie zdradzę, a teraz lecę, bo czeka na mnie wytwórnia pysznej krwi - oblizał wargi.
- Fuuuuuuu - uderzyłam go w ramie - do kogo ja się przytulam! - krzyknęłam.
- Kiedyś będziesz ją uwielbiać - mrugnął do mnie okiem po czym wyszedł.
Ta sytuacja coraz bardziej mnie zaskakuje. Mandy w szpitalu, napad, Oli wampirem, Carlos, Odine, no i komu teraz wierzyć? Cam czy Oli? To się nazywa bardzo trudna decyzja!
Postanowiłam przespać resztę mojego pobytu w szpitalu. Jak powiedziałam, tak zrobiłam. Poznałam w stołówce pewną dziewczynę, która chorowała na raka. Mimo tego, że może niedługo umrzeć jest najbardziej pozytywnie nastawioną dziewczyną jaką znam! Nawet Mandy taka nie jest! nazywała się Angela. Miała ognisto czerwone włosy. Jest szczupła, niezbyt wysoka. Dochodziła mi do ramienia, a ja mam niecały metr 176. Bardzo polubiłam tą słodką wariatkę!
______________________________________
No i mamy dziesiątkę! Jak wrażenia?
I proszę was jeśli znacie kogoś kto lubi czytać opowiadania polećcie tego bloga takiej osóbce. Mam nadziej, że przypadnie do gustu także innym to opowiadanko.
Dziękuję za poświęconą mi uwagę ;p
Julkaa ♥♥♥

czwartek, 21 listopada 2013

Zaczarowana Księżycem Cz. 9

Zaczarowana Księżycem Cz. 9

Zanim będziecie czytać trochę po przynudzam. Doszłam do wniosu, że niech będzie napiszę parę części. Choćby po to, żebyście zobaczyli co się stanie z Cas... Zresztą to strata tych co nie czytają xDD
Miłegoo ;*
___________________________
Po paru sekundach ujrzałam gmach liceum. Weszłam do środka. O dziwo się nie spóźniłam. Poszłam na lekcję. Najpierw był w - f , potem geografia, język polski, angielski, matematyka, biologia i chemia. Na żadnej z tych lekcji nie spotkałam ani Camerona, ani Olivera. Intuicja mówiła mi, że dzieje się tu coś bardzo złego. Postanowiłam ich poszukać.
Pomyślałam, że wpadnę do wampira. On powinien być w swojej willi. A jeżeli go nie będzie pojadę do domu Olivera.
Podążałam niezbyt mi znanymi uliczkami. Korzystając z pamięci próbowałam odtworzyć drogę do domu Camerona. Było wtedy bardzo ciemno jak Cam mnie odwoził, więc niewiele pamiętam.
Mijałam puste uliczki, które przyprawiały mnie o dreszcze. Było tam wielu bezdomnych. Bałam się, że mogą mi zrobić coś złego. Mimowolnie przyśpieszyłam kroku. Czułam, że ktoś mnie śledzi, obserwuje. Nawet się nie obejrzałam kiedy poczułam wiatr we włosach i nie zważając na to czy ktoś mnie zauważy pobiegłam. Włosy smagały mnie po zaróżowionych policzkach. Uczucie to dalej nie mijało. Domyśliłam się, że już nie wiem gdzie jestem. Nieznajomymi ścieżkami błądziłam po mieście.
Czyjeś ręce złapały mnie w pasie. Zamknęły usta i uniosły w górę. Zaczęłam się wyrywać. Kopałam nogami i waliłam rękami gdzie popadnie. Ów osobnik był bardzo umięśniony. Ciągnął mnie w stronę małej, zrujnowanej kamieniczki. Wtargnął do środka z ogromną siłą. Postawił mnie przed sobą i mocno kopnął w brzuch. Skuliłam się jęcząc z bólu. Popchnął mnie w kąt, uderzyłam ręką w ścianę. Szkło leżące na parapecie zleciało i okaleczyło moją twarz brudząc moją kurtkę karmazynową cieczą. Leżałam zszokowana trzymając się za obolałe ramie.
- Gadaj! Gdzie to jest! - wykrzykiwał bandyta.
Był to mężczyzna, brunet, na oko w średnim wieku. Miał ostre rysy twarzy. Był szczupły i w miarę wysoki. Zgaduję iż on był wilkołakiem. Śmierdziało od niego psem i czymś zdechłym... Nie chcę wiedzieć co to było.
- Ale... Ale o co chodzi? - wychrypiałam załamującym się głosem.
- Ty już wiesz! Mów! Jak nie powiesz, twój brat... On nie wróci, nigdy! - wrzeszczał złowrogo.
- Ja nie wiem o co ci chodzi! Wara od mojego brata! - wykrzyknęłam.
- Zrobię co będzie mi się podobało. Kamienie! Gdzie one są pytam się? - zapytał łagodniej.
- Ja nie mam bladego pojęcia - odpowiedziałam szczerze.
- Łżesz! Ty wiesz gdzie one są! - krzyknął podnosząc kamień, który po chwili z wielkim impetem wylądował na mojej nodze rozcinając cienki materiał legginsów i skórę.
- Ja nie kłamię - powiedziałam sycząc z bólu.
- Masz trzy dni, do niedzieli, do godziny dwudziestej. Pod wycieraczką przed twoim domem zostaw instrukcję. Inaczej stracisz ukochanego braciszka - zawyrokował mężczyzna.
Po tych słowach wybiegł z pomieszczenia. Zadrżałam, siedziałam tu sama. Zraniona. Traciłam krew. Rana na policzku piekła niemiłosiernie, a stróżki krwi skapywały na moje ubranie. Cała byłam posiniaczona. Nie wspominając już o rozcięciu na nodze. Powoli wstałam. Chwiejnymi i niezdarnymi krokami wyszłam z kamienicy. Ledwo przeszłam parę kroków. Potknęłam się. Wszystko mnie bolało. Wyciągnęłam drżącą ręką telefon. Zadzwoniłam po raz wtóry do Camerona. Mogłam zadzwonić do brata by mi pomógł, ale zadawał by zbyt dużo pytań.
Nie odbierał, spodziewałam się tego. Po chwili myślenia wykręciłam numer braciszka. Sytuacja się powtórzyła. Zostałam sama... Chyba, że... Po chwili siedziałam czekając aż odbierze Oliver. Tym razem miałam szczęście.
- Halo? - rzekł głos w słuchawce.
- Oli, proszę cię przyjdź do mnie, jestem przy kamienicy... Przy ulicy... - przerwałam szukając jakiegoś drogowskazu - Londyńskiej, ja nie dam rady sama wrócić... Nie wiem gdzie ja jestem... - wydusiłam z siebie.
- Coś się stało? - spytał zaniepokojony.
- Chodź - wysapałam.
Telefon wyślizgnął mi się z ręki. Ręce i nogi odmówiły mi współpracy. Leżałam w dziwnym stanie. Nie mogłam się poruszyć, ale miałam wszystkiego świadomość.
- Halo? Cassey? Jesteś?! Idę do ciebie! - mówił głos z komórki.
Czekałam. Nie wiem ile, gdyż straciłam rachubę czasu, a że było lato to było całkiem widno, ale wokoło pusto. Oprócz mnie nie było żadnej żywej duszy. Patrzyłam się bezmyślnie w równoległą ścianę.
Usłyszałam być może zbawienne kroki. Nadszedł Oliver. Gdy mnie zobaczył w jego oczach ujrzałam przerażenie i niepokój. Wyjął nerwowo telefon i zadzwonił, chyba po pogotowie.
- Cas? Widzisz mnie? Słyszysz? - mówił.
- Ja... Tu... - tylko tyle zdołałam z siebie wykrztusić.
Usiadł obok nie i lekko przytulił. Syknęłam z bólu. Dalej bolało mnie całe ciało. Oliver chyba wiedział, że nie chce rozmawiać o tym co się stało i po prostu nie dałabym rady. Milczał razem ze mną. Nie wiele minęło gdy nadjechała karetka.
Wciągnęli mnie na nosze i wsadzili do ambulansu. Pozwolili chłopakowi wejść do środka. zadawali mu pytania, co się wydarzyło. On oczywiście nic nie wiedział. A ja byłam w dołku. Co ja mam niby powiedzieć? Tajemniczy zbir każe mi dać instrukcje gdzie są święte kamienie od bramy do świata wampirów, a ten facet to zapewne wilkołak? Uznają mnie za wariatkę i wyślą do psychiatryka... Nie chciałam tak skończyć. Zapominając o bólu rozmyślałam gorączkowo.
Zanim się obejrzałam leżałam na ,łóżku szpitalnym. Czułam się lepiej. Ale bałam się co zrobię. W końcu usnęłam.
Nie wiem jak długo spałam. Ból zniknął, siniaki zniknęły, a rany prawie zasklepiły, widziałam wyraźnie. Akurat stała obok mnie lekarka więc spytałam:
- Czy ze mną jest wszystko dobrze? - wykrztusiłam.
- Jak na to co się stało to bardzo dobrze. Nie widziałam, żeby jakikolwiek człowiek tak szybko po czymś takim doszedł do siebie - rzekła promiennie.
- To dobrze - powiedziałam, nie byłam człowiekiem, a pół wampirem, więc nie dziwne - a kiedy wyjdę stąd? - spytałam.
- Pewnie jutro popołudniu, musisz zostać na obserwacji - odparła i wyszła z pokoju.
Dopiero wtedy zauważyłam, że obok, na fotelach siedział Oliver i mój brat. Camerona nie było. Poczułam ukłucie żalu i smutku. Co się z nim dzieje? Gdzie on zniknął? Nie odbiera, może coś mu się złego przydarzyło? Do głowy przychodziły mi same czarne myśli.
- Jak się czujesz siostra? - wyrwał mnie z zamyślenia Tom.
- Jest ok - wychrypiałam.
- A co się w ogóle stało? I czemu nic nie powiedziałaś, że idziesz gdzieś po lekcjach? Zawiózłbym cię - mówił.
- Nie chciałam ci zawracać głowy, wiem, że tu przyjechałeś na parę dni i myślałam, że będziesz zajęty... - urwałam na chwilę - Przy okazji trochę zabłądziłam w drodze do domu Camerona - tu Oli się skrzywił -  A co do tego co się stało... To jakiś facet mnie napadł... Pobił mnie i teraz widzicie - powiedziałam.
- Ah... Siostrzyczko moja, pewnie, że bym się denerwował, że nie chce mi się, ale gdybym wiedział, że nie do końca wiesz gdzie to jest to byś tu nie leżała. Trzeba znaleźć tego typa! - rzekł poddenerwowany.
- Tak, pomogę ci Tom, znajdziemy go i się odwdzięczymy - zawtórował mu Oliver.
- Nic z tego chłopaki, nie trzeba, no stało się, ale co jeżeli on jest.... yyy.... inny? Silniejszy i w ogóle? - przerwałam.
- Co masz na myśli? - spytał Tom.
Oliver spojrzał na mnie. Chyba doskonale od początku wiedział o co w tym wszystkim chodzi... Ciekawa jestem co wie i w ogóle kim jest?
Po chwili Tom oznajmił nam, że się śpieszy i musi już iść. Jak powiedział, tak zrobił. Korzystając z tego, że byłam sama z Olim postanowiłam z nim szczerze pogadać o tym czy on cokolwiek wie.
_____________________________
No trzymajcie tą część, spodobała wam się chociaż?
Julka
 

środa, 20 listopada 2013

The End

Witajcie po trochę długiej przerwie ;d
Razem z Julą uzgodniłyśmy, że zawieszamy bloga. Kompletnie nikt tego nie czyta oprócz naszych przyjaciół, których namawiałyśmy. Na niektórych blogach nie mogłam się doprosić o rewanż i to,  żeby zostawić komentarz. Zawieszamy go na czas nieokreślony. Może tu powrócimy, a może nie. Jeżeli nie podobają się wam te opowiadania to przecież mogliście napisać ;c
To jest wasza ostatnia szansa by pokazać, że wam zależy.
Żegnajcie być może na zawsze
Pełne żalu i smutku
Ola i Jula

piątek, 15 listopada 2013

Happy Day

Witajcie kochani :*
Od razu mówię, że kolejna część Cassey pojawi się dopiero w niedziele lub później, prędzej pojawi się w przyszłym tygodniu. Nie będę miała kompletnie czasu w ten weekend. Muszę zrobić parę prezentacji i trzeba w końcu przeczytać lekturę. Tematy z lekcji na kartkówki też same się nie nauczą. Zresztą zasmucę pewnie tylko jedną osobę, gdyż tylko ona komentuje i daje o sobie znać, że czyta te wypociny... Może sobie to odpuszczę? Nie wiem, zobaczymy. Spowodowane jest to także tym, że dowiedziałam się, że dostałam dwie wejściówki na The voice of Poland i nie mogę tego przegapić! Więc nie za szybko to napisze... A tak w ogóle macie swoich faworytów w voice?
Z chęcią poczytam ;p Podawajcie linki także do swoich blogów,  z chęcią poczytam wasze opowiadania, a także inne rzeczy.
Pozdrawiam
Jula ♥.♥

czwartek, 14 listopada 2013

Rose cz. 6

Rose cz. 6

    
     Niestety, ten koszmarny dzień się nie skończył. Przez jakiś czas  nie mogłam usnąć. Kiedy już moje powieki zaczęły opadać i stawały się coraz cięższe usłyszałam ogromny huk gdzieś na dole. Na wszelki wypadek w szufladzie miałam gaz pieprzowy. Wyjełam go, zeszłam z łóżka i bardzo cicho wsunęłam się pod nie. Strasznie się bałam, serce waliło mi coraz szybciej. Nagle usłyszałam, że ktoś otwiera drzwi do mojego pokoju, przed moimi oczami pojawiły się czarne glany. Złodziej nachylił się, a ja wykorzystałam tą sytuację i psiknęłam temu kolesiowi gazem pieprzowym prosto w twarz. Krzyczał i kręcił się po całym moim pokoju. W końcu poleciał na szafę i ta, z całą swoją zawartością przewróciła się na niego. Wypełzłam spod łóżka i pobiegłam szybko na dół. Otworzyłam okno w salonie, wyszłam przez nie i wpadłam w jakąś dziurę, zapewne pies ją wykopał. Wtedy zobaczyłam biegnącą w moją stronę postać. Okazało się, że to Aron.
-Aron! W moim domu ktoś jest! Zdążyłam uciec, ale nie wiem czy on zaraz tu nie wyjdzie!-tłumaczyłam zestresowana.
-Spokojnie zaraz się tym zajmę. Twoja noga. Zostań tu-powiedział odważnym głosem chłopak.
-Aron, nie idź tam!-krzyczałam, by zatrzymać przyjaciela.-To niebezpieczne.
-Muszę tam iść... Zaraz wrócę, zostań.-odpowiedział.
-Ale...-nie zdążyłam odpowiedzieć, bo Aron mi przerwał.
-Cicho-powiedział, po czym zniknął gdzieś w moim domu.
      Pomimo, iż noga mnie bolała weszłam na czworaka do domu. potem na schody, wzdychnęłam, przełknęłam ślinę i ruszyłam dalej. Usłyszałam strzał, skamieniałam, położyłam się na schodach i zaczęłam płakać. Chwilę potem uświadomiłam sobie, że muszę być dzielna. Wstałam i kulejąc doszłam do pokoju, tam zobaczyłam leżącego na podłodze Arona. Potem napastnik zbliżał się do mnie, spojrzałam na niego z taką złością, że najchętniej wydłubałabym mu oczy. Na moje szczęście oglądałam kiedyś z tatą boks i przypomniała mi się jedna z rund, w której zawodnik wygrał poprzez nokaut. W moim przypadku to było troszeczkę nie możliwe, chociażby ze względu na to, że jestem dziewczyną. Zacisnęłam ręce w pięści i uniosłam jedną z nich do góry. Kiedy ten gostek złapał mnie za nadgarstek kopnęłam go ile miałam siły w brzuch. Puścił moją rękę, a ja wleciałam do pokoju i  zamknęłam drzwi na klucz.
-Aron, powiedz coś, Aron!-krzyczałam do chłopaka, szarpiąc go.-Aron błagam cię, nie rób mi tego, proszę obudź się!
   W tym momencie jego oczy zaczęły się otwierać, a z jego ust wydobyły się słowa:- Kocham cię. Znowu zaczęłam płakać, tym razem ze szczęścia, lecz to długo nie potrwało. Napastnik dobijał się powoli do drzwi.
-Rose schowaj się. Zaufaj mi-powiedział.
-Uważaj, błagam cię-odrzekłam.
     Nim tylko drzwi się otworzyły zobaczyłam jak Aron wyjmuje ze swojej kieszeni broń i od razu strzela do włamywacza. Ten dostaje kilka strzałów w głowę i zlatuje przez obręcz na dół. Potem do mojego domu weszła policja. Wlecieli z pistoletami na górę i  zakuli nas w kajdanki.
-Panowie to nieporozumienie. Działaliśmy w samoobronie.-tłumaczył Aron.
-Zabierzemy was na komisariat, tam nam wszystko wytłumaczycie.-odrzekł policjant.
-Zrozumcie nas to nie my, to on nas zaatakował, broniliśmy się.-dodałam.
-Idziemy-powiedział ignorując mnie funkcjonariusz policji.
      Policjanci zaprowadzili nas do auta i odjechaliśmy. Droga strasznie mi się dłużyła. Wreszcie dojechaliśmy na komisariat. Na początku przesłuchiwali Arona, wszedł do jakiegoś pomieszczenia, razem z policjantem. Po krótkim czasie wyszedł i do pokoiku wzięto mnie.
-Co się dziś wydarzyło w twoim domu?-zapytał funkcjonariusz.
-To tak. Spałam sobie i nagle usłyszałam huk i schowałam się pod łóżko, miałam gaz pieprzowy. Psiknęłam w napastnika tym gazem, potem pobiegłam na dół, wyszłam z domu i zobaczyłam jak biegnie tu mój kolega, wszedł do mieszkania. Wystraszyłam się i poszłam za przyjacielem. Usłyszałam strzał i  sama wkroczyłam do akcji, kopnęłam bandytę w brzuch. Wbiegłam do pokoju zamknęłam drzwi, a potem ten facet chciał nas zabić, lecz kula wyleciała drugą stroną i sam się zabił, a następnie przeleciał przez obręcz i zleciał na dół.-kłamałam broniąc Arona i siebie.
-Na pewno tak było, bo ja ci nie wierzę-podejrzanie spoglądając na mnie powiedział policjant.
-Tak-odparłam
            Policjant spojrzał na mnie z poirytowaniem, a ja na niego obojętnie. Po chwili dodał:
-My i tak do wszystkiego dojdziemy, zobaczysz, a za fałszywe składanie zeznań grozi odpowiedzialność karna-zagroził mi policjant.
-Ja już wszystko Panu powiedziałam-odrzekłam lajtowo.
     Funkcjonariusz wyprowadził mnie i powiedział:
-Mamy dla Was celę dzieciaki, poczekacie aż wasi rodzice przyjadą a wtedy normalnie porozmawiamy.
      Policjant zaprowadził nas do ponurego, brudnego miejsca-więzienia. Stróż prawa zamknął nas w jednej z cel.
-Ale moi rodzice są za granicą w delegacji-rzekłam.
-To muszą przyjechać, jeżeli chcesz być wolna- odrzekł policjant.-A ty co tak siedzisz?-mówiąc spoglądał na Arona.
-Nie mam rodziców.-oznajmił Aron.
-Rodzeństwo?-zapytał funkcjonariusz.
-Nie-odparł chłopak.
-Dziadkowie? Inni opiekunowie?-ciągnął dalej stróż prawa.
-Nie, nie mam nikogo!-krzyknął wkurzony Aron.
-Ile masz lat chłopcze?-spytał policjant.
-17, ale wypuścili mnie z domu dziecka, bo uznali, że jestem odpowiedzialny i dam sobie radę, mam pracę.-wytłumaczył Aron.
-Tak, czy tak nie jesteś pełnoletni, więc powinieneś mieć opiekuna, albo zastępczą rodzinę.-odrzekł policjant.
-Mam Panu pokazać gdzie pracuję?-spytał Aron.
-No pokaż...-powiedział znudzony funkcjonariusz.
-Pokaże, ale możemy iść do innego pomieszczenia, tam gdzie została moja kurtka, w niej mam wszystkie dokumenty.-oznajmił Aron.
-Dobrze, no to chodźmy, ty zostajesz-policjant zwrócił się do mnie.
-Tak wiem zostaję-odparłam poirytowana.
      Dosyć długo ich nie było. Siedziałam, rozglądałam się po całym pomieszczeniu, w którym przebywałam. Kraty, kraty wszędzie-pomyślałam. Z tych nudów zdrzemnęłam się i oczywiście obudził mnie Aron.
-Hej, śpioszku, wstawaj jesteśmy wolni. Ze względu na to, że w twoim domu jest małe zamieszanie... Mogłabyś przenocować u mnie, jeśli chcesz-zaproponował mi chłopak.
-Nie wiem, ale masz racje w moim domu pewnie ci wszyscy policjanci badają odciski paalców itd.-powiedziałam.-Dzięki za propozycję, ale może pójdę do Jamesa...-rzekłam.
-Spoko, pamiętaj, że jesteś u mnie mile widziana.-uśmiechnął się Aron ukazując swoje dołeczki.
-Dziękuję, że mnie znowu uratowałeś... Powiedz mi jak ja mam ci się odwdzięczyć?-powiedziałam.
-Ty już mi się odwdzięczyłaś... Kiedy cię poznałem zmieniłem się, na lepsze. Niedawno byłem bardzo gderliwy, kapryśny i zamknięty w sobie. Jak dowiedziałem się, że moi rodzice nie żyją jeszcze bardziej się załamałem. W końcu wkurzyłem się na te całe opiekunki w tym domu dziecka, więc uciekłem. Podobno nawet mnie nie szukały...-opowiadał Aron.
-Czekaj... Nie mogłabym wyobrazić sobie ciebie kapryśnego i gderliwego. Przecież tętnisz taką enerigią, że nawet nie przeszło mi to przez myśl. Poza tym często się uśmiechasz i wyglądasz na szczęśliwego... Współczuję ci z całego serca, z powodu twoich rodziców...-mówiłam ze współczuciem.
-Serio? To przynajmniej wiesz jaki kiedyś byłem.-odpowiedział.-No chodź już...-rzekł Aron.
     Podniosłam się i razem ruszyliśmy w stronę wyjścia. Jak wyszliśmy z więzienia zaczęło się rozjaśniać. Nastał dzień, Słońce nieźle dawało po oczach, robiło się coraz cieplej. Szliśmy przed siebie i wreszcie doszliśmy pod dom Arona.
-Naprawdę nie wolisz zostać dziś u mnie?-nalegał chłopak.
-Poczekaj zadzwonię do Jamesa. Muszę trochę wyluzować po tym co się stało dziś w nocy...<dzwoni do brata> Uhh, nie odbiera. Okej zostanę u ciebie... Ale mam nadzieję, że nie będę sprawiała kłopotu?-zapytałam.
-Ty?! Kłopot?! Błagam cię, to zapraszam-to mówiąc chłopak otwierał drzwi do swojego mieszkania.
                   Kolejna część mam nadzieję, że ktoś to w ogóle to czyta... 
Pozdrawiam, następny element prędko się nie pojawi.




środa, 13 listopada 2013

Zaczarowana Księżycem Cz. 8

Zaczarowana Księżycem Cz. 8

Ciężko oddychając powoli odzyskiwałam świadomość. Ciągle czułam tępy ból w okolicach skroni. Bolało niemiłosiernie, myślałam, że zaraz głowa mi wybuchnie. Co parę sekund przechodziły po mnie mrożące krew w żyłach dreszcze. Wolno i  z trudem otworzyłam zamglone oczy.
Leżałam w biało - brązowym pomieszczeniu. Było tam wielkie łoże z baldachimem, na którym leżałam, dwie nieskazitelnie czyste szafki nocne, i ogromna szafa. Wnętrze było puste, jakby nikt tu nie mieszkał. Za oknem roztaczał się krajobraz lasu, widziałam stąd wszystko, mój dom, liceum i park. Ktoś tu miał niezłą miejscówkę. Tylko jak ja się tu znalazłam?
Powoli wstałam i zaczęłam oglądać wszystkie rzeczy w tym miejscu. Niezwykle zaintrygował mnie obraz. Przedstawiał puszystego wilka, pewnie to był wilkołak, goniącego kobietę. Przypuszczam, że była wampirem. Sceneria przedstawiała ciemny las, a w oddali był ogromny zamek.
Studiowanie obrazu przerwał mi głuchy odgłos. Podskoczyłam z przerażeniem. Zaczęłam się skradać do wyjścia z pokoju. Stawiałam ostrożne kroki by nikt mnie nie usłyszał.
Bum!
Znowu coś mocno walnęło. Byłam już przy schodach na dół. Położyłam rękę na zimnej poręczy. Stanęłam na mięciutkiej wykładzinie na schodach i po cichutku zeszłam na dół.
Bam!
Spadło coś aż się zlękłam. Wymknął się z moich ust przeszywający pisk. Skarciłam się w myślach, teraz to na pewno ten tajemniczy ktoś mnie usłyszał i mnie zdemaskuje. Powoli stawiając ciche kroki doszłam do wejścia do kuchni. Stanęłam przy ścianie i lekko się wychyliłam. Nie zdążyłam nawet nic powiedzieć kiedy tajemniczy osobnik złapał mnie od tyłu. Zakrył mi usta i co mnie bardzo zdziwiło, przytulił do siebie. Poczułam ciepło emanujące od niego, tak to musiał zdecydowanie być facet, jego umięśnione ramiona otuliły mnie. Odwrócił mnie do siebie i zobaczyłam Olivera. Byłam przekonana, że to będzie Cameron. Odepchnęłam go od siebie.
- Cas, co jest? - zapytał zdziwiony moją reakcją.
- Ja nie... - wydukałam jeszcze nieświadoma co się stało.
- Ah, to on wygrywa, co? - spytał smętnie.
- Na to wygląda - powiedziałam zmieszana.
- Pamiętaj, że i tak nie odpuszczę - rzekł z krzywym uśmieszkiem.
Byłam kiedyś bardzo zakochana w Oliverze i chyba to zauważył. Ale było, minęło. On się mną kompletnie nie interesował, więc odpuściłam. Wtedy pojawił się Cam.
Nagle przyciągnął mnie do siebie i pocałował natarczywie w usta. Próbowałam się oderwać, ale był silny, zbyt silny jak na człowieka. Wtedy jednak odwzajemniłam pocałunek. Poczułam się tak dobrze jak przy Cameronie. Ale czułam się teraz jakbym go zdradzała, chociaż nie jest ustalone, że jesteśmy razem, to jednak... Zatraciłam się w pocałunku. Czułam się teraz potrzebna. Rzadko dowiaduje się że ktokolwiek mnie pokochał. Nie jestem przecież specjalnie ładna, jest wiele ładniejszych dziewczyn.
- Ekhm... - odchrząknął znany mi głos.
Zmieszana próbowałam wyswobodzić się z objęć chłopaka, zaczęłam szarpać go za koszule i drapać paznokciami. Puścił mnie. Zdyszana i zaskoczona odskoczyłam do Camerona i stanęłam obok niego.
- Co wy...? - zapytał Cam.
- Cameron, ja... To on mnie pocałował! Próbowałam się oderwać... - tłumaczyłam się.
- Zadowolony jesteś z siebie? Miałeś czekać na nią w salonie, skoro tu przylazłeś, a ja poszedłem tylko po picie, a ty już coś takiego robisz? - spokojnie zadał pytania do Oli'ego.
- Ale wy przecież nie jesteście razem, zresztą nie wydaje mi się, żeby ten całus Cassey się nie spodobał - zuchwale zbagatelizował chłopak.
- No nie jesteśmy parą, ale ty tylko jej przeszkadzasz, nie potrafisz zrozumieć, że ona cię nie chce - wyjaśnił wampir.
- A ja nie chciałam cię całować i... to mi się nie podobało! - krzyczałam, wiedziałam, że to nie jest do końca prawda.
- Przecież wiem, że kiedyś była we mnie zakochana i dalej tak jest, ona kłamie, nie chce cię zdenerwować, że kocha mnie, a nie ciebie - syknął drugi.
- Przejrzyj na oczy, to było kiedyś, mogło jej się zmienić zdanie, skąd wiesz, że cię dalej kocha? Masz jakieś dowody? Nie. Więc nic nie masz do powiedzenia - rzekł nonszalancko Cam.
-  Było, minęło... Nie obchodziłam cię, ale... Nie wiem... - urwałam.
- Ah... I tak pewnie mnie kochasz tylko nie chcesz się przyznać, pamiętaj, ja czekam... Pogadamy kiedy indziej - powiedział do mnie - Mam dowody, tylko ty byś mi nie uwierzył, może ona wreszcie ci to powie? I rozumiem, że nie jestem tu mile widziany... - ostatnie skierował do Cama.
- Tak - wycedził przez zęby szatyn.
- Ale robiąc takie rzeczy - wykonałam nieokreślone ruchy rękami - to nigdy nie będziemy razem! - wykrzyknęłam.
Oli rzucił tylko nienawistne spojrzenie do wampira i mrugnął do mnie. Po czym wybiegł z niesamowitą szybkością zabierając swoją kurtkę.
 - Cam, dzięki... Gdybyś nie przyszedł chyba bym się zabiła... On jest... - rzekłam rozmasowując ramiona.
- Niewyobrażalnie silny... i szybki, denerwujący oraz złośliwy, wiem - przerwał rozzłoszczony.
- Jesteś zły? - spytałam cicho.
- Nie w ogóle... Nie wiem czy ci wierzyć, może faktycznie wolisz z nim być... Nie ważne - machnął ręką.
- Nie wiesz czy mi wierzyć? Dlaczego? Ja nie kłamię! Rób jak uważasz, ale się mylisz - nie mówiłam do końca szczerze.
Nastąpiła niezręczna chwila milczenia. Ciągle byłam oszołomiona po tym co przed chwilą miało miejsce i nie wiedziałam co mam właściwie powiedzieć.
- Skąd ja się tu wzięłam? I on? Co mnie ominęło? I co tak hałasowało? - pytałam.
- Jesteś tu od pół godziny... Zemdlałaś, więc przywiozłem cię do siebie, ten głupek zauważył jak wnoszę tu ciebie i przybiegł. Chciał mi pomóc i poczekać aż się obudzisz. A mi wypadły garnki z szafki - wymamrotał.
- To ja może już idę... - wydukałam.
- Jak chcesz, ja muszę pomyśleć, tylko może cię odwiozę, bo jest już ciemno - zasugerował.
Przytaknęłam i poszłam z nim do wyjścia. Wzięłam torbę i kurtkę. Skierowaliśmy się do samochodu. Parę minut jechaliśmy aż w końcu dojechaliśmy.
- Więc do zobaczenia - rzekłam.
- Pa - odpowiedział.
Już na pożegnanie miałam mu dać buziaka w policzek, ale on się odsunął. No tak po tym co się stało nie dziwi mnie jego zachowanie. Wyszłam z samochodu i smętnie otworzyłam drzwi. Cam odjechał.
Na kanapie siedział mój brat razem z trzema przyjaciółmi, Carlem, Harrisem i Andy'm.
- O Hey Cas - krzyknął Tom - chłopaki to moja siostrzyczka - uśmiechnął się szeroko.
- Heeeej - rzekłam przeciągle.
- Naprawdę ładna - stwierdził blondyn Carl.
- Mówiłeś prawdę - stwierdził Harris.
- No przecież ona jest moją siostrą, Ducane ' owie mają to coś - zaśmiał się.
Po tym pobiegłam na górę. Wzięłam odprężającą kąpiel. Siedziałam w łazience dwie godziny jak nie dłużej. Po tym założyłam piżamę i usnęłam z nadzieją, że jutrzejszy dzień będzie o wiele lepszy.
 
 ♣♣♣
 
Obudziłam się o świcie. Był piątek, a jutro już weekend. Cieszyłam się z tego powodu, wreszcie sobie odpocznę od tego wszystkiego.
Jak zwykle wygramoliłam się z łóżka, odbyłam poranną toaletę, ubrałam się i wrzuciłam książki do plecaka. Po cichu, by nie obudzić brata, wyszłam z domu i pobiegłam na przystanek autobusowy. Akurat mój autobus odjechał. Powinien być za dwie minuty, ale widać pośpieszył się. No nic musiałam iść piechotą. Następny autobus będzie dopiero za piętnaście minut. Miarowym tempem szłam do szkoły. Zerknęłam na zegarek lekcję zaczynały się za 10 minut, a ja nawet nie jestem w połowie drogi. Pobiegłam, a że moje zdolności wampirze ujawniały się, z niesamowitą prędkością podążałam w kierunku szkoły. Tak jak mówił Cameron w ogóle się nie zmęczyłam. Wybierałam także ścieżki gdzie nikogo nie było, gdyż mogło się wydawać podejrzane, że ktoś tak szybko biega. A właśnie, wczoraj jak nastąpiła ta sytuacja Oliver wydawał się niezwykle silny i szybki. Może on też jest jakąś istotą magiczną? Ale wampiry wyczuwają inne istoty, więc to raczej niemożliwe. Chyba, ze Cam coś wie, ale mi nie chce powiedzieć. Zobaczymy, pogadam dziś z nim na ten temat. Miałam wrażenie, że dzieje się tu coś ważnego o czym kompletnie nie wiem. Oni coś może ukrywają? Albo to tylko są moje fanaberie. Zobaczymy.
Po paru sekundach ujrzałam gmach liceum. Weszłam do środka. O dziwo się nie spóźniłam. Poszłam na lekcję. Najpierw był w - f , potem geografia, język polski, angielski, matematyka, biologia i chemia. Na żadnej z tych lekcji nie spotkałam ani Camerona, ani Olivera. Intuicja mówiła mi, że dzieje się tu coś bardzo złego. Postanowiłam ich poszukać.
Pomyślałam, że wpadnę do wampira. On powinien być w swojej willi. A jeżeli go nie będzie pojadę do domu Olivera.
 
____________________________
Witojcie ;3
No i oto powstała trochę nudnawa część ósma. Piszcie komentarze, z chęcią wysłucham waszych sugestii.
Miłego wieczoru
Julaa ♥


wtorek, 12 listopada 2013

Rose cz. 5

Rose cz. 5

            Obudziłam się, z bólem głowy i chrypą przez, którą nic nie mogłam powiedzieć. Napisałam sms’a do mamy, że nie idę do szkoły, bo się źle czuję. Zjadłam śniadanie i wypiłam gorącą herbatę, trochę mi przeszło. Poszłam na górę, położyłam się i ucięłam sobie „krótką” drzemkę. Wybudził mnie dzwonek do drzwi zaspana, powoli zeszłam na dół i wyjrzałam przez wizjer. Przed moim domem stał Andy. Pobiegłam do łazienki założyłam szlafrok i otworzyłam drzwi.
-Czego chcesz ?- zapytałam obojętnym głosem.
-Oj no nie fochaj się, przecież chyba jesteś już duża i umiesz sobie radzić sama, a mi wypadło coś bardzo ważnego- tłumaczył się chłopak.
-Skoro to takie ważne to może byś mi powiedział ?-spytałam rzucając podejrzane spojrzenie.
-Nie można mieć swoich spraw ?-odpowiedział pytaniem na pytanie.
-Przyjaciele mówią sobie o wszystkim, przynajmniej tak myślałam...-rzekłam.
-Ja nie mogę! Są sprawy, które lepiej jest zachować dla siebie, czy tak trudno to pojąć?!-zdenerwowany krzyczał.
-Aha, czyli mi nie ufasz, świetnie, to po co tu przylazłeś, hę?-spokojnie spytałam.
-Nie, ja ci bardzo ufam... Ale nie mogę tego powiedzieć, zrozum... Jak się czujesz?- zapytał troskliwie chłopak.
-Yhym, dobrze... –odpowiedziałam obojętnie.
             Nastała chwila ciszy. Andy w ogóle się nie odzywał, a ja wlepiałam w niego swoje zielone oczy, żeby coś z niego wykrztusić...
-Twardy jesteś...-rzekłam.
-Wiem, a ty masz przerażające spojrzenie, ale nie, nie, nie, nie nic nie powiem...- odrzekł chłopak.
-Taaaaaak-powiedziałam ironicznie, dalej przeszywając go spojrzeniem...
              Po chwili zamknęłam drzwi i patrzyłam jak Andy odchodzi. To była trochę dziwna sytuacja, weszłam na pierwszy schodek i znowu zadzwonił dzwonek. Otworzyłam szeroko wrota i ujrzałam Arona.
-Siema, mogę wejść?-zapytał chłopak.
-Tak, jasne wchodź...-odpowiedziałam zaskoczona wizytą kolegi.
-Nie było cię w szkole... Jesteś chora ?-spytał troskliwie Aron.
-Źle się czuje, ale pewnie zaraz mi przejdzie... Jeszcze raz dziękuję za wczoraj... Skąd pochodzisz?- zapytałam z ciekawością.
-Mówiłem już, nie ma sprawy... Przyleciałem z Londynu przeprowadziłem się tu ostatnio... Mieszkam obok, więc jesteśmy sąsiadami.-rzekł.
-To mam sąsiada bohatera.-uśmiechnęłam się lekko.-Sam mieszkasz?-zadałam pytanie.
-Taaa... Tak, nie mam rodzeństwa...- odpowiedział chłopak.-A ty? Też sama ?
-Rozumiem, nie, ja mam dwójkę rodzeństwa, a rodzice często pracują, dlatego nie ma ich zbyt często w domu. A twoi rodzice ?-zapytałam.
Chłopak spuścił głowę, zasmucił się.
-Przepraszam, ja nie wiedziałam... Naprawdę bardzo przepraszam...-odpowiedziałam ze współczuciem.
-Nie no spoko... Wiesz co ja już będę szedł. Jak coś to dzwoń, jestem pod telefonem.-rzekł chłopak, po czym położył na stoliku kartkę ze swoim numerem i poszedł.
-Pa-rzucił na odchodne.
-Pa pa-odrzekłam.
    Zamknęłam drzwi za chłopakiem, potem weszłam do salonu i położyłam się na kanapie. Wzięłam telefon, słuchawki i włączyłam muzykę. Rozmyślałam o wielu sprwach, o Caroline, Andy’m, no i o Aronie... W pewnym momencie zadzwonił telefon stacjonarny. Zdjęłam słuchawki i poszłam w kierunku pokoju, w którym dzwonił. Numer się nie wyświetlał, a to oznaczało, że dzwoni ktoś kogo nie ma w spisie numerów.
-Halo-odbierając telefon rzekłam.
-Rose? Czy to ty?-odezwał się tajemniczy, zachrypnięty głos.
-Tak, a kto mówi?- spytałam zestresowana.
-Mówi twoja sąsiadka, P. Rocket, posłuchaj mam bardzo ważną sprawę i muszę wyjść, a dziś moja córka przywiozła swojego syna i czy mogłabyś się nim zająć?  To strasznie ważne spotkanie, proszę..- prosiła kobieta.
Szczerze, nie chciałam zajmować się tym dzieckiem, ale Pani Rocket to bardzo miła starsza pani. Kiedy byłam mała,  rodzice pracowali, a Stacy i James chodzili do szkoły. Jedynym rozwiązaniem była P. Rocket.
-Oczywiście, że się zajmę pani wnuczkiem. Pasuje pani za pół godziny ?- zapytałam.
-Dobrze, to ja za pół godziny będę z wnuczkiem... Dziękuję ci Rose- odpowiedziała kobieta.
-Ależ proszę, czego się nie robi dla sąsiadów. Do widzenia.-powiedziałam.
-Do widzenia-odparła kobieta.
             Poszłam na górę, wzięłam ubrania i ruszyłam w stronę łazienki, by się umyć. Potem zeszłam na dół zrobiłam sobie kawę. Zabrałam kubek i ruszyłam w kierunku salonu. Usiadłam na bujanym fotelu i delektowałam się smakiem gorącego napoju. Czekałam i czekałam, minęła godzina, a sąsiadka dalej nie przychodziła. W końcu zaczęłam się trochę bać i postanowiłam sama pójść do starszej pani. Kiedy już dotarłam do domu sąsiadki dzwoniłam dzwonkiem, lecz nikt nie otwierał... Przeraziłam się, zajżałam przez okno od kuchni i zobaczyłam leżącą na podłodze kobietę. Szybko wyjęłam telefon i zadzwoniłam na policję, a potem na pogotowie. Nie wiedziałam co robić... Poszłam w stronę okna od salonu, wywaliłam je wleciałam pędem do kuchni i zaczęłam budzić Panią Rocket. Ta nie reagowała... Chwilę potem przypomniało mi się o dziecku. Przeszukałam cały jej dom, lecz wnuczka sąsiadki nie było. Usłyszłam silnik samochodu. Wybiegłam na zewnątrz i starałam się wszystko wytłumaczyć policjantom. Oni wyważyli drzwi i weszli do środka. Kilka ratowników podeszło do mojej sąsiadki. Jeden z nich odwrócił się i kiwnął głową w lewo i w prawo. Z moich oczu poleciały łzy. Wyprowadzono mnie z budynku.
-Proszę Pani, czy ktoś jeszcze był w domu Pani sąsiadki?-zapytał funkcjonariusz.
-Tak proszę Pana, kiedy byłam w domu zadzwoniła do mnie Pani Rocket. Mówiła, że jej córka przywiozła dzisiaj do niej wnuczka, miałam się nim zająć, ale sąsiadka nie przychodziła. Przeraziłam się i poszłam do domu Pani Rocket. Wtedy zobaczyłam ją leżącą na podłodze. Wywaliłam okno i weszłam do środka. Potem państwo przyjechali.- z płaczem, ale spokojnie tłumaczyłam.
-Dobrze, czyli w tym domu było jeszcze dziecko, wiesz w jakim wieku było ?-zadał pytanie policjant.
-Nie-odpowiedziałam.
-Rozumiem i tak bardzo nam pomogłaś, teraz idź do domu.-oznajmił funkcjonariusz.
Zrobiłam tak jak policjant mi kazał. Kiedy tylko weszłam do mieszkania wzięłam telefon i zadzwoniłam do Arona.
-Tak?-zapytał chłopak.
-Aron? Wpadniesz do mnie, muszę ci coś powiedzieć.-powiedziałam przymulonym głosem.
-Coś się stało? Już idę. –odpowiedział chłopak.
Czekałam na Arona przy drzwiach, otworzyłam je i wpuściłam go do środka.
-Witaj, co się stało w tamtym domu ?-przywitał się ze mną dając mi buziaka w policzek, potem spytał.
-Hej... Moja sąsiadka nie żyje... Bardzo ją lubiłam...-odpowiedziałam zarumieniona, po czym skuliłam się.
-To przykre...-chłopak również się zasmucił. Wyglądał jakby przeżywał to wszystko razem ze mną. Po chwili podniósł głowę i przytulił mnie mocno. Dziwnie się poczułam, serce zaczęło mi coraz szybciej bić. Zarumieniłam się.
-Aron dziękuję...-szepnęłam.
-Nie ma za co...-odrzekł chłopak.
-Właśnie jest...-powiedziałam.
-Rose, mówił ci ktoś, że masz śliczne paczadła?-zapytał z uśmiechem chłopak-Trochę przerażające.
-Nie, jesteś pierwszy, ale muszę ci przyznać, że twoje też są ładne...-lekko się uśmiechnęłam.
-Dziękuje-odpowiedział chłopak.-Muszę już iść, do jutra,Rose...
-Bardzo ci dziękuję, że mnie wspierasz i, że jesteś przy mnie...powiedziałam-Pa.
Chłopak wyszedł, zrobiło się trochę ciemno, więc poleciałam na górę się umyć i położyłam się z laptopem. Nagle zadzwonił telefon. Na telefonie pokazał się numer Jamesa.
-Tak?-powiedziałam do brata.
-Rose? Nic ci nie jest? Już do ciebie jadę.-mówił chłopak.
-Nie James, nic mi nie jest. Dobra, czekam.-odpowiedziałam.
-To do zobaczenia-rzekł chłopak. Po czym się rozłączył.

Jest i część piąta, ciekawe czy się Wam spodoba... Jest dłuższa niż inne.
Mam do Was pytanie... Czy ktoś w ogóle czyta to opowiadanie?
Bo odnoszę wrażenie, że nikt ...  Jeżeli to ma tak wyglądać to zawieszę opowiadanie i tyle.
 Proszę o komentarze.

poniedziałek, 11 listopada 2013

Zaczarowana Księżycem Cz. 7

Zaczarowana Księżycem Cz. 7

W końcu dojechaliśmy do lasu, jechaliśmy przez parę chwil i wyszliśmy z auta. Gdy przeszliśmy przez krzaki ukazał nam się duży, nowoczesny budynek. Cały był przeszklony można było zobaczyć ogromną siłownię, stołówkę i parę nieznanego przeze mnie przeznaczenia pokoi. Koło niego było ogromne boisko, a na nim niewyobrażalnie szybko biegały jakieś osoby, rzucały piłkami bardzo daleko, podnosiły ciężkie sztangi i inne rzeczy, pewnie były to wampiry. Całe to miejsce otaczała nieokreślona aura. Czułam się tu wspaniale. To było niesamowite uczucie, niedopisania.
- Chodźmy - rzekł Cam i pociągnął mnie w stronę budynku.
Weszliśmy do środka. Wnętrze tego miejsca było minimalistyczne. Białe, przeszklone ściany i równie jasna podłoga lśniły jakby samoistnie. Kwiaty rozmieszczone w kątach hali pachniały przepięknie. Śliczne meble aż się prosiły, żeby na nich usiąść i poleniuchować. Już miałam usiąść na kanapie, kiedy Cameron kazał mi iść dalej. Rzuciłam tylko tęskne spojrzenie w kierunku wielkiego fotela i ruszyłam za nim.
Weszliśmy do długiego korytarzu. Był on symetryczny, po jednej stronie były drzwi, a po drugiej dokładnie naprzeciwko stały identyczne. Ta wędrówka przeciągała się niemiłosiernie, tunel nie miał końca. Przyglądałam się dziwnym napisom umieszczonym na ścianie przy samym suficie. Wyglądały jak bazgroły dwuletniego dziecka. Cam chyba domyślił się, że zaraz zapytam go o to, więc zaczął mówić.
- Zgaduję, że zastanawiasz się co to za dziwne napisy?
- Właśnie miałam się oto ciebie zapytać... No tak przecież czytasz w myślach - odpowiedziałam.
- Domyśliłem się po prostu. Każdy kto tu przychodzi nad tym się zastanawia. Są to kilkunastowieczne hieroglify napisane przez naszych przodków.
- Łał... Tylko szkoda, że nic nie da się rozczytać.
- To jest w naszym języku, kiedyś mówiliśmy inaczej, ale postanowiliśmy przejąć ludzki język by móc kiedyś z nimi współpracować.
- Myślisz, że to by się udało? Wampiry przecież by pozjadały ludzi...
- O i tu się mylisz. Są pewne stereotypy, które ludzie sobie wmówili. Po pierwsze wampiry mogą pić krew, bo przez to mają więcej siły, ale my mamy taką swoją wytwórnię i czasami musimy się jej napić, ponieważ okropnie się czujemy. Po drugie jemy normalne jedzenie. Po trzecie zabijesz nas tylko poprzez spalenie. Po czwarte czosnek i drewniany kołek nic nam nie zrobi. Po piąte słońce tylko trochę nas osłabia, ale nie dużo. Po szóste, w nocy jesteśmy najbardziej sprawni, szczególnie w pełni dzięki magii księżyca. Po siódme, nie potrzebujemy tyle snu co ludzie, wystarczy nam godzina lub dwie dziennie. Po ósme, prawie się nie męczymy, co najwyżej gdy korzystamy z mocy umysłowych, wtedy trzeba uważać, kiedy użyjemy ich za dużo w jednym czasie, zmęczymy się, a można od tego zginąć - rzekł bez żadnej przerwy.
- No i jesteśmy nieśmiertelni - dodałam ze smutkiem w głosie.
- Nie wszyscy,  już ci to chyba tłumaczyłem, ty raczej będziesz śmiertelna - poprawił mi humor.
- A pamiętasz ten dzień kiedy wyglądałam okropnie i źle się czułam? Wtedy jak cokolwiek zjadłam to tylko to wypluwałam...
- Przed przemianą występują skutki uboczne, czasami tak będziesz mieć, a po przemianie już to się skończy.
- Ok... A tak z innej beczki, odwiedzisz dzisiaj ze mną Mandy w szpitalu? Nie mogłam się pozbierać jak wtedy się to stało i teraz jestem gotowa, żeby ją zobaczyć...
- Oczywiście, z chęcią umilę ci ten czas, zasługujesz na ten zaszczyt.
- Ah, wiem wreszcie stałam się tego godna.
Zaśmialiśmy się głośno, świetnie się razem dogadujemy. Coraz bardziej lubię tego aroganckiego wampira.
Gdy skończyliśmy się śmiać ujrzeliśmy ogromne, białe drzwi. Cameron popchnął je leciutko i kazał mi wejść. Przed nami ukazał wielki fotel i biurko, na którym siedział pewien mężczyzna. Wydaje mi się, że był to ten władca, o którym mi tyle mówił Cam.
- Wejdźcie proszę - rzekł donośny, głęboki głos.
Posłuchaliśmy.
- Witamy cię w naszym łączniku do Auglessi Cassey, Jestem władcą tego świata, Jestem Carlos Le Carrie - powiedział z uśmiechem.
- Dzień dobry - rzekłam nie do końca wiedząc co powiedzieć.
- Nie bój się, jesteś w domu, nikt ci tu nic nie zrobi, mów to co myślisz, żadna osoba się nie obrazi, cenimy sobie szczerość i bezpośredniość - wypowiedział przyjaźnie - ty Cameron bardzo dobrze się spisałeś, do oswojenia jej z myślą, że jest kimś innym miałeś więcej czasu, ale zrobiłeś to wcześniej, brawo! Dzięki tobie zyskamy na czasie i odnajdziemy kamienie by odbudować bramę.
- Bramę? - zapytałam.
- On nie mógł ci wszystkiego powiedzieć, byłaś zbyt oszołomiona, mogłaś coś wygadać, a teraz jesteś gotowa. Jak już wiesz wilkołaki knują chytry plan by zawładnąć naszym światem. Chcą skorzystać z naszej chwili słabości. Nasza brama, do naszego świata, uległa uszkodzeniu. Teraz każdy może przejść do Auglessi, wcześniej otworzyć mogli ją tylko wybrani. Potrzebujemy skradzionych kamieni. Próbowaliśmy ich szukać, ale przepowiednia niedawno ogłosiła, że istnieje wampir nienarodzony ani nie stworzony poprzez ugryzienie i tylko on będzie wstanie pomóc. Będzie miał zdolności niewyobrażalnie wielkie i to one właśnie umożliwią uratowanie. I ty właśnie nim jesteś.
- Łał... Czyli mam zadanie do wykonania...
- Tak, ogromna odpowiedzialność na tobie spoczywa. A od jutra zaczynasz treningi. Oczywiście w nocy, nie potrzebujemy prawie w ogóle snu to niedługo i ty nie będziesz go wymagać, więc sobie poradzisz. Najpierw trening umysłowy, nauczysz się bronić przed atakami umysłowymi i odkryjesz swe moce. Potem sztuki walki, wzmocnisz też kondycję - wyjaśnił.
- Ale mnie pan pocieszył... - rzekłam przerażona moim zadaniem.
- No cóż, taki twój los, ale dasz radę twój trener ci pomoże.
- Kto nim będzie?
- Nad tym właśnie myślę, widzę, że dobrze się dogadujesz z Cameronem... Może to będzie on, ale nie jestem na razie w stanie ci tego powiedzieć, gdyż on i  tak musi cię na co dzień chronić.
- Ja sobie poradzę - rzekł z uśmiechem Cam.
- Dla ciebie mam jeszcze jedno zadanie, więc zobaczymy - powiedział władca do chłopaka.
- A jakie? - spytał.
- Za parę dni się dowiesz... Jutro o ósmej wieczorem spotkamy się w hali. Wtedy dowiesz się kto czego będzie cię uczył, a teraz wybaczcie, mam kolejne spotkanie - uśmiechnął się promiennie.
Pożegnaliśmy się i wyszliśmy powoli z pokoju. Korytarz nie wydawał się już taki długi, miałam dużo do przemyślenia, więc nawet nie zauważyłam kiedy znalazłam się w samochodzie.
- Czyli teraz do szpitala, tak? - spytał.
-  Taa, Cam? - zapytałam.
- Tak? - odpowiedział.
- Bo ty czytasz w myślach, no nie?
- Tak, do czego zmierzasz?
- Bo czemu po prostu nie przeczytałeś mi w myślach, żeby się dowiedzieć o co chodzi z Oliverem?
- Nie zrobiłem tego, bo nie lubię naruszać czyjejś prywatności. Używam tego tylko w razie konieczności. Co? Zdziwiona?
- Trochę, raczej inni by tylko to robili.
- Ja jestem inny, wspaniały, przystojny, mądry, mam dalej wymieniać?
- Twoja skromność mnie dobija. Ale... - urwałam z uśmiechem.
- Ale co?  -zapytał zdezorientowany.
- Ale muszę przyznać, że jesteś przystojny - powoli powiedziałam.
- Wiele dziewczyn mi to mówi - odparł szczerząc się.
- Czyli jestem jedną z tych dziewczyn?
- Nie, ty jesteś wyjątkowa.
- Ty co powiedziałeś?
- Dobrze usłyszałaś.
- Ty i prawienie komplementów innym?
- Oj weź, nie jestem przecież aż taki, ty mnie nie doceniasz - rzekł teatralnie.
- Nie prawda - Cam zaparkował samochód pod szpitalem.
- To co dasz mi buziaka przed wejściem?
- Jeszcze czego? Może jeszcze ci upiekę ciasteczka, co?
- Tak, tak  z chęcią zjem... - rzekł -  Zadziorna - uśmiechnął się ukazując urocze dołeczki.
Teraz to naprawdę miałam ochotę go pocałować.
 - Wiesz, że ja też? - stwierdził.
- Ale co? - zapytałam nic nie rozumiejąc.
- Też chciałbym cię pocałować - zaśmiał się.
- Osz ty! Mówiłeś, że nie czytasz w myślach, bo nie chcesz naruszać czyjejś prywatności.
- A tak przez przypadek, mówiłem używam tylko w razie konieczności - uśmiechnął się ukazując białe zęby.
- Fajny mi przypadek, a jaka wspaniała konieczność - wymamrotałam.
Nasze twarze zbliżały się. Byłam coraz bliżej niego, czułam coraz mocniejszy zapach jego perfum. Już chwila, a nasze usta zetknęły się w wspaniałym, pełnym namiętności pocałunku. Nie chciałam tego przerywać, w jego objęciach, przy nim czułam się bezpiecznie i... magicznie? Tak, to odpowiednie słowo. Trwaliśmy tak przez parę seknud. Po chwili odsunęliśmy się od siebie. Na koniec Cam na koniec przytulił mnie mocno i szepnął:
- Jesteś śliczna i pamiętaj, że cię kocham.
Drgnęłam. Czułam, że oprócz Mandy i brata, tylko on mnie tak dobrze  rozumie.
Puścił mnie. Uśmiechaliśmy się do siebie napawając się swoją obecnością. W końcu musieliśmy iść do mojej przyjaciółki, więc pierwsza wyszłam milcząc. Cameron dołączył po chwili do mnie. Weszliśmy do obszernego budynku, podeszliśmy do recepcji.
- Dzień dobry, możemy się spotkać z Mandy Carson? - zapytałam pielęgniarkę.
- A państwo są? - odpowiedziała pytaniem na pytanie.
- Przyjaciółmi - odparliśmy synchronicznie.
- Może wejść tylko rodzina, zresztą ona nie jest w zbyt dobrym stanie, nie powinnam was wpuszczać - rzekła chłodno.
- My tylko na chwilę, przywitać się i zapytać czy wszystko dobrze... - zaczęłam.
- No dobrze, ale tylko na pięć minut - zgodziła się - jest w pokoju numer 19.
Cameron ruszył pierwszy, a ja za nim. Szliśmy mijając wiele ludzi. Między innymi małżeństwo, które zawzięcie rozmawiało z lekarzem. Ich dziecko miało operacje, a lekarze nie chcą ich wpuścić do niego. Zrobiło mi się ich żal. Smutno jest odczuwać uczucie bezsilności, a dodatkowo kiedy nie możemy komuś pomóc ani zobaczyć czy wszystko jest w porządku.
Wtedy Cam uchylił drzwi i przepuścił mnie jako pierwszą. Weszłam, a on potem. Ujrzałam moją przyjaciółkę. Całą bladą, jej włosy jak pociemniały, a twarz zmizerniała.
- Cassey! - wychrypiała.
- Hey, Mandy, jak się czujesz? - zapytałam troskliwie.
- Tak sobie... Lekarze nie chcą mi powiedzieć co ze mną jest - odparła zasmucona.
- W końcu ci powiedzą, nie mogą przecież nic nie mówić - rzekł chłopak.
- A może rodzicom powiedzieli? Spytaj się ich - dodałam.
- Może... - wzdychała.
- A wiesz, ja mam dla ciebie prezent! Miałam ci to dać na urodziny, ale pomyślałam, że będzie ci to mnie przypominać i teraz ci dam - oznajmiłam wyjmując z torebki pudełko z niewielkim naszyjnikiem z jej imieniem.
- Ojej, naprawdę nie trzeba - uśmiechała się.
- Trzymaj - podałam jej prezent.
Rozpakowała go powoli. Od razu poprosiła mnie żebym jej go założyła. Pomogłam jej i wstałam.
- To my się już zbieramy - powiedziałam po chwili.
- No dobrze, czuję się tu taka samotna - Mandy posmutniała.
- Nie martw się, przyjdziemy jeszcze - rzekłam, a wtedy Cam przytulił mnie od tyłu otaczając mnie swymi umięśnionymi ramionami. Pociągnął mnie do drzwi.
- A tak z innej beczki, wy jesteście razem? - spytała zaintrygowana.
- Nie...Tak.. Nie wiem, może.... - rzekłam powoli wychodząc.
Mrugnęła do mnie porozumiewawczo uśmiechając się promiennie. Zrobiło to tak by Cameron nie widział. A ja odwzajemniłam go.
Pożegnaliśmy się z nią i wyszliśmy z budynku. Szliśmy powolnym krokiem w stronę parkingu gdzie stał samochód.
Wtedy poczułam silny ból w głowie, zaczęło mi się kręcić w niej. Już ledwo trzymałam się na nogach. Oczy przesłonił czarny obraz, być może upadłam. Tego nie wiem. Ujrzałam tylko kolejną wizję.
Przedstawiała las nocą. Maszerowały jakieś istoty. Biegły tak szybko jak wampiry, ale to nie były one. Jedne biegły na czterech łapach, inne na dwóch. Dobiegły do parku. Przestali biec, zachowywali się jak normalni ludzie. Czteronożni przybrali rówież taką postać. Powoli i niepostrzeżenie podkradli się pod mój dom. Weszli do środka. Na palcach rozejrzeli się po nim. Zajrzeli w każdy możliwy kąt. W końcu zakradli się do mojego pokoju. Ujrzałam siebie. Ta druga ja ujrzawszy ich wstała i przestraszona otworzyła okno. Miała już przez nie wyskoczyć kiedy wilkołaki rzuciły się na nią. Chciałam coś zrobić, ale co ja mogę? To wizja. Druga Cassey nie zdążyła nic zrobić, oni już ją mieli. Ogłuszyli ją szklaną butelką i jakby nigdy nic wyszli trzymając ją na rękach i biegnąc do swej kryjówki w lesie.
Przestraszyłam się, czy te wizje urzeczywistniają się? To wszystko może się wydarzyć? Byłam przerażona.
Ciężko oddychając powoli odzyskiwałam świadomość. Ciągle czułam tępy ból w okolicach skroni. Bolało niemiłosiernie, myślałam, że zaraz głowa mi wybuchnie. Co parę sekund przechodziły po mnie mrożące krew w żyłach dreszcze. Wolno i  z trudem otworzyłam zamglone oczy.

____________________________

A oto kolejna część, poczekaliście trochę dłużej, gdyż ten długi weekend miałam trochę zajęty, a mianowicie byłam u moich przyjaciółek. Było świetnie śpiewałyśmy na cały głos przez pół nocy. Było bardzo miło i śmiesznie.
A wracając do Cas, mam nadzieję, że ta część się wam spodoba. Piszcie swoje uwagi i sugestie pod tym postem. Liczę również na wiele komentarzy :>

Buziaki
Julka ♥


niedziela, 10 listopada 2013

Rose cz. 4

Rose cz. 4

- Hej, nie można było drzwiami ?-zapytałam chłopaka.
-No witaj, nie, zobaczyłem samochód twojego brata, więc postanowiłem wejść oknem-powiedział z lekkim uśmiechem Andy.
-Szkoda, że nie kominem...Może by cię nie zjadł...-zażartowałam.
-Też rozważałem tą opcje, ale jednak wybrałem okienko. No chyba, że jest jakimś zombie, to wtedy tak.-uśmiechnął się chłopak.-Nic nie pamiętasz co?-spytał.
-Wiem tylko,że ktoś przyniósł mnie do gabinetu pielęgniarki, a reszta to tylko jakieś przebłyski... to ty?-zapytałam.
-Właśnie to nie ja... To ten nowy co dziś do nas doszedł. Strasznie dziwnie się zachowuje, podobno nazywa się Aron, ale nic więcej nie wiem... Mam ci powiedzieć co się stało dziś w szkole?-ze smutkiem odpowiedział And. (Andy)
-Aha... Byłam prawie pewna, że to ty... Co się stało, opowiesz mi?-zawiedziona postawiłam pytanie.
-Nie wiem czy to jest jednak dobry pomysł... Chodzi o Caroline- oznajmił chłopak.
-Przyjaźni się z Lucy, to jeszcze pam...-przerwał mi And.
-Nie, Caroline dostała ciężkiego urazu, poprzez uderzenie szklaną butelką w głowe i teraz leży w szpitalu...-objaśnił zmartwionym głosem.
-Coo?! Jak do tego doszło? Kto jej to zrobił?-przestraszona i kompletnie sparaliżowana tą wiadomością spytałam.
-Nic więcej nie wiem, wszystko działo się w waszym kiblu i ty w nim byłaś...-wytłumaczył.
-Może sobie przypomnę, ale najpierw musimy do niej pojechać... Pojedziesz ze mną?-zadałam pytanie.
-No ok...-odpowiedział chłopak.
                     Jechaliśmy dosyć długo do mojej przyjaciółki, może nie pamiętam jak to było, ale bardzo mi jej szkoda. Po drodze zauważyłam jakiegoś chłopaka, który stał przy naszym liceum. Wyglądał dosyć tajemniczo. Wreszcie dojechaliśmy, weszłam do szpitala i podeszłam do recepcjonistki.
-Dzień dobry, w której sali leży Caroline Asis ?- uprzejmie zapytałam.
-Dzień dobry, leży w sali nr 153.- odpowiedziała obojętnie recepcjonistka.
- Dziękuję...-powiedziałam, po czym ruszyłam w stronę wskazanezego pomieszczenia. Andy został w samochodzie.
           Zajrzałam przez okno, zobaczyłam Caro (Caroline) leżącą na łóżku, z owiniętą bandażem głową. Na sam widok przyjaciółki w takim stanie zrobiło mi się jej żal. Postanowiłam zapytać się lekarza co z nią jest i kiedy z tego wyjdzie.
-Dzień dobry doktorze. W tej sali leży moja przyjaciółka, co jej jest?-spytałam ze smutkiem na twarzy.
-Dzień dobry. Pani przyjaciółka została silnie uderzona szklaną butelką w głowę. Jeszcze się nie obudziła, śpi.-wytłumaczył mi lekarz.
                   Dostałam olśnienia! Przypomniałam sobie, co wydarzyło się tamtego dnia w łazience. Poczułam złość do Lucy. Chciałam się z nią jak najszybciej zobaczyć i tak jej wygarnąć, że po prostu przepraszała by Caroline na kolanach.
-Mogę ją odwiedzić?-zapytałam robiąc maślane oczy.
-Przykro mi, na salę wpuszczamy tylko rodzinę i nikogo innego-odpowiedział stanowczo chłopak.
-Panie doktorze, proszę...-błagałam lekarza żeby mnie wpuścił.-Ja naprawdę muszę się z nią spotkać.
-Nie, nie mogę cię wpuścić, nawet jeżeli jesteś jej przyjaciółką...-odrzekł facet.
-Ale..-nie zdążyłam dokończyć, gdyż zdenerwowany lekarz mi przerwał.
-Muszę już iść. Wyjdziesz sama, czy mam iść po ochronę?-zapytał cwanie doktor
-Tak, wyjdę sama-prychnęłam i wyszłam ze szpitala.
        Jak najszybciej wyszłam z budynku. Zobaczyłam tego chłopaka, który stał pod moją szkołą. Szczerze mówiąc przestraszyłam się. Zaczęłam szukać Andy’ego, lecz go nie znalazłam. Szłam przed siebie zamyślona z telefonem w ręku i nagle jakiś gość wpadł na mnie i zaczął wyrywać mi komórkę.
-Ej koleżko ! Zostaw ją !- krzyknął tajemniczy chłopak.
-Co? Szukasz guza dzieciaku?!-groźnym, grubym głosem burknął złodziej.
          W tym momencie chłopak zaczął okładać pięściami tego gościa... Ten zwijał się z bólu. Wstałam i zaczęłam biec ile sił w nogach. Przystanęłam żeby odsapnąć i nagle poczułam, że ktoś łapie mnie za rękę. Odwróciłam się. To był on, ten chłopak, który stał wtedy przed szkołą, który mnie uratował.
-Nie bój się, nic ci nie zrobię- powiedział chłopak.
-Kim w ogóle jesteś? Zjawiasz się z nikąd i ratujesz mi życie... Chcę wiedzieć jak ma na imię mój bohater... Nic ci nie jest, ten facet coś ci zrobił ?- spytałam z goryczą.
-Mam na imię Aron... Będę chodził do waszej szkoły. Pierwszy raz cię poznałem, jak niosłem cię do pielęgniarki...  To drobiazg, każdy by na moim miejscu tak postąpił. Nie, nic mi nie jest.-odpowiedział Aron.
-Na pewno? Ja... muszę już iść, spóźnię się na autobus, pa-oznajmiłam.
-Zaczekaj odprowadzę cię-zaproponował Aron.
-Skąd mam wiedzieć, że nic mi nie zrobisz?!- powiedziałam
-Zaufaj mi, nie jestem taki jak ci wszyscy inni...-objaśnił
-Nie trzeba sama sobie poradzę-burknęłam.
-Rose, uwierz i zaufaj mi proszę- chłopak ze smutkiem rzekł.
-Skąd znasz moje imię?!- zestresowana zapytałam.
-Słyszałem o tobie wiele, chodź...-odpowiedział.
         Aron mnie odprowadził, naprawdę jest inny niż wszyscy inni chłopcy. Kiedy w końcu doszliśmy do mojego domu szepnęłam do chłopaka:
-Dziękuję, do zobaczenia jutro...
-Uważaj na siebie, pa- odpowiedział chłopak.
       Weszłam do domu po cichaczu, żeby James nie domyślił się, że gdzieś wyszłam. Powoli zdjęłam buty i ruszyłam na górę. Wzięłam prysznic i położyłam się. Na chwilkę zerknęłam na zegar - 00:00. Sięgnęłam po telefon „Masz jedną nieodczytaną wiadomość”-ciekawe kto raczył do mnie napisać, Andy...-powiedziałam do siebie. Jego treść- „Przepraszam, że nie odwiozłem cię do domu i, że na ciebie nie zaczekałem, ale musiałem załatwić coś ważnego... Naprawdę ogromnie przepraszam...”. Odpisałam chłopakowi „To daj znać jak będę ważniejsza od reszty...”. Potem zasnęłam.

Macie kolejną część, mam nadzieję, że się podoba. Jeżeli coś byście zmienili to piszcie co, będę starała się poprawić Pozdrawiam i miłego długiego weekendu, ;*

piątek, 8 listopada 2013

Zaczarowana Księżycem Cz. 6

Zaczarowana Księżycem Cz. 6

Uciekłam w stronę przystanku, wsiadłam w pierwszy lepszy autobus, który od razu podjechał. Oliver przez chwilę biegł za nim, ale stanął i powoli poszedł w kierunku liceum. Miałam mętlik w głowie, nie wiem! Nic nie wiem! Tyle pytań, a tak mało odpowiedzi.
Autobus zatrzymał się na jakiejś stacji. Okazało się, że pojechałam złym autobusem. Na szczęście teraz jestem w parku, a parę przecznic dalej jest moje liceum.
Powolnym krokiem ruszyłam w stronę szkoły. Było chłodno jak na późną wiosnę. Schowałam ręce do kieszeni. Po paru minutach doszłam. Zobaczyłam go znowu. Oliver stał przy budynku i patrzył się na mnie. Miałam już tam pójść, ale doszłam do wniosku, że jak spóźnię się na wychowanie fizyczne to nic się nie stanie. Minęłam budynek i poszłam przed siebie. Kątem oka zobaczyłam (tak, tak kąt oka nie istnieje, ale załóżmy, że jest c:), że on wszedł już do środka. Odczekałam chwilę i poszłam w jego ślady.
Było już dawno po dzwonku. Szybko pobiegłam na salę gimnastyczną. Weszłam do niej.
- O serdecznie witamy pannę Ducane - opryskliwie rzekła na powitanie nauczycielka od w - f - u, pani Cann.
- Dzień dobry.. - wymamrotałam.
- Co się z tobą dzieje? Codziennie się spóźniasz, a oceny masz straszne! - krzyczała nauczycielka.
- Ja wiem.. - urwałam.
- Porozmawiam z twoją wychowawczynią, wybierzemy jakiegoś ucznia, który ci pomoże w nauce - wytłumaczyła.
- Ale nie trzeba, ja się pouczę i będę wstawać wcześniej  - zaoponowałam.
- Trzeba, trzeba - powiedziała pani Cann odchodząc.
- Ale... - urwałam - no super będzie mnie ktoś teraz uczył, świetnie! To było moje marzenie! - wymamrotałam sama do siebie.
Przerwa się zaczęła, a ja wybiegłam z sali. Idąc nieszczęśliwie wpadłam na kogoś. To była Amy.
- Uważaj jak chodzisz niezdaro! - krzyknęła oburzona brunetka.
- Przepraszam królowo - syknęłam.
- Coś ty powiedziała? - zapytała.
- To co usłyszałaś - wymamrotałam.
- Patrzcie, co ona sobie wyobraża? Żeby mnie obrażać? Taka maszkara nie powinna tego robić - wyzywała mnie - jest przecież nikim - mówiąc to popchnęła mnie.
- Czemu ty to w ogóle robisz? Chcesz się dowartościować wyżywając się na innych? - nie wytrzymałam, wokół nas pojawił się niewielki tłum uczniów liceum, m.in. Oliver i Cameron.
- Ja... - urwała.
- No właśnie, ty nie wiesz czemu to robisz. To ty musisz być najlepsza, najważniejsza i tak dalej - mówiłam spokojnie, ale stanowczo.
- Ty! - krzyknęła podchodząc do mnie - Nie będziesz mi niszczyła życia w tej szkole - powiedziała to podnosząc wiadro z wodą sprzątaczki szkolnej i wylała na mnie całą jego zawartość, cały tłum osób zaśmiał się donośnie.
Oliver już do mnie podszedł i chciał coś powiedzieć brunetce, ale go odepchnęłam, sama sobie mogę poradzić! Nie jestem małym dzieckiem, ale z jednej strony było to miłe. Cam patrzył tylko się na nas z krzywym uśmieszkiem. Cieszył się z tego, że wreszcie powiedziałam to co myślę i  nie dałam po sobie jeździć.
- Nie wiedziałaś co zrobić, więc postanowiłaś mi to zrobić? - zapytałam zdenerwowana - Jeśli chcesz komuś uprzykrzać życie to nie mi ani nikomu z tej szkoły - podeszłam do niej i przewróciłam, nie zdawałam sobie sprawy, że jestem coraz silniejsze i Amy z impetem walnęła głową w ścianę.
- Aaauuu! - wrzasnęła głośno dziewczyna powoli wstając, tłum zaczął coś szeptać śmiejąc się - pożałujesz tego, że żyjesz! - krzyknęła na pożegnanie otrzepując się.
Cała mokra i zmarzniętą poszłam w stronę łazienki. Zastąpił mi drogę Cameron.
- Cas, wszystko ok? Widzę, że się trzęsiesz z zimna - rzekł troskliwie.
- Jest ok.. Tylko trochę mi zimno - wydukałam, w całej szkole zawsze są otwarte okna i ciągle jest zimno.
- Trochę? - zapytał zdejmując bluzę, podał mi ją.
- Dzięki - zdjęłam przemoczony sweter i założyłam jego kurtkę.
- Nie ma za co kochana - mrugnął do mnie.
- Dziękuję kochany - uśmiechnęłam się.
- Lubię jak się uśmiechasz.
- To jest komplement?
- Tak jakby.
- To dziękuję milordzie.
- Cassey? - przerwał nam rozmowę Oliver - mogę z tobą pogadać? - spojrzał złowrogo na kolegę.
- A o czym? - spytałam.
- Wiesz doskonale o co chodzi - słysząc to Cameron posłał mi pytające spojrzenie.
- No ok - powiedziałam wzruszając ramionami i dając Cameronowi znać, żeby sobie poszedł.
 Poszliśmy do biblioteki, chociaż był już dzwonek na lekcję poprosiliśmy by Cameron nas krył, że poszliśmy do pielęgniarki.
- Więc? - spytałam.
- Chodzi o to co dzisiaj rano mi powiedziałaś - zaczął.
- A tak dokładnie?
- No mówisz, że was nic nie łączy, a teraz? Co to było?
- No nic. O co ci chodzi? To jest mój przyjaciel. Przeszkadza ci coś w tym?
- Nie, nie, ale chciałbym być z tobą, a nie wiem czy ty nie jesteś z nim... Nie przepadam za nim, jest taki.. zuchwały i złośliwy.
- Mówiłam ci, że musiałabym to przemyśleć, a on tak sobie żartuje, taki ma sposób bycia i tobie nie powinno być nic do tego.
- Nie mów mi co mam robić i określ się w końcu...
- Nie naciskaj na mnie! - powiedziałam odchodząc - Nie chce teraz o tym gadać, pa!
- Pa... - zrezygnowany oparł się o ścianę.
Poszłam do łazienki. Czego oni wszyscy ode mnie chcą? Ja nie wiem wszystkiego, nie jestem wszechwiedząca. Usiadłam na podłodze i włączyłam muzykę. Siedziałam tak całą godzinę lekcyjną, a potem wyszłam. Cameron automatycznie wypatrzył mnie w tłumie i podszedł.
- Coś się stało? - spytał widząc moją minę.
- Nie, nic.. Takie tam.
- Wiem, że coś się dzieję, chciałbym pomóc, ale nie wiem o co chodzi, przecież potrzebujesz rady takiej inteligentnej osoby jak ja.
- Nie chcę na razie o tym gadać ok?
- No niech ci będzie, nie będę naciskać. O i dzisiaj idziemy zobaczyć salę treningową i klasę gdzie będziesz doskonaliła swoje umiejętności - mrugnął okiem.
- A skąd wiesz, że mam ochotę tam iść?
- Bo może chciałabyś coś niecoś dowiedzieć się o naszym świecie od naszego władcy?
- Hmm... Jak ty dobrze mnie znasz - uśmiechnęłam się.
- Ja wiem wszystko - wyszczerzył się - jaką masz teraz lekcję?
- Mówiłeś, że wszystko wiesz - odwzajemniłam uśmiech.
- No wszystko oprócz tego.
- Angielski.
- A wiesz, że ja też? Chodźmy pod salę, za parę sekund dzwonek - i w tej chwili zadzwonił  - Mówiłem, że wszystko wiem?
- Ale o co chodzi? - udałam, że nic nie wiem.
Poszliśmy pod salę. Cam objął mnie i mocno przytulił. Wtedy zobaczyłam Olivera, jak na nas patrzy. Chciałam się oderwać od Camerona, ale on chyba wiedział, że on nas widzi i zrobił to umyślnie. Oli zdenerwował się, spojrzał mi w oczy, widać było, że jest zły i czuje do mnie żal. Po chwili odwrócił wzrok, zaczął rozmawiać ze swoimi kolegami. A ja oderwałam się od chłopaka i spojrzałam na niego wściekła. On się tylko złośliwie uśmiechnął i pociągnął mnie do ławki.
Denerwowało mnie zachowanie chłopaków. Wiedziałam, że obydwoje mnie bardzo lubią, ale to jest wkurzające. Ich zachowanie doprowadza mnie do szału. Muszę się w końcu określić, jak to powiedział Oliver. Wtedy nie będę ich ranić.
Na lekcji angielskiego, moja wychowawczyni, pani Carter stwierdziła, że Oliver będzie dawał mi korki, nie bardzo mnie to ucieszyło, ale jego bardzo.
Gdy lekcje się skończyły miałam pójść z Camem na trening. Spotkałam się z nim w szatni. Nie odzywałam się do niego. Po tym co zrobił byłam trochę zła, ale ja na niego nie potrafię się tak bardzo gniewać.
- Gotowa? - spytał.
- Ta - burknęłam.
- Jesteś zła? - skierowaliśmy się do jego samochodu.
- Nie, wogóle -  powiedziałam sarkastycznie wchodząc do wnętrza auta.
- Nie musiałem tego robić, ale nie mogłem się powstrzymać - uśmiechnął się odpalając samochód,
- Cały ty - ruszyliśmy z miejsca.
Przez czas kiedy jechaliśmy milczeliśmy. Cameron co jakiś czas skręcał w nieznane mi uliczki. Po paru minutach straciłam orientacje w terenie i się przeraziłam. Chyba było to po mnie widać, bo chłopak zagadał.
- Co to za mina? Przecież cię nigdzie nie wywiozę.
- Mam nadzieję - wymamrotałam pod nosem.
W końcu dojechaliśmy do lasu, jechaliśmy przez parę chwil i wyszliśmy z auta. Gdy przeszliśmy przez krzaki ukazał nam się duży, nowoczesny budynek. Cały był przeszklony można było zobaczyć ogromną siłownię, stołówkę i parę nieznanego przeze mnie przeznaczenia pokoi. Koło niego było ogromne boisko, a na nim niewyobrażalnie szybko biegały jakiś osoby, pewnie wampiry. Całe to miejsce otaczała nieokreślona aura. Czułam się tu wspaniale. To było niesamowite uczucie, niedopisania.

_________________________________

I jak kolejna część? Długo nie dodawałam, bo byłam zajęta nauką i miałam dużo zajęć. Mam nadzieję, że się wam spodoba :d
Ostatnio nikt nie komentuje... Skomentuj, bo chcę wiedzieć czy ktoś to czyta, niby mogę to pisać dla siebie, ale to nie jest aż taka przyjemność jak pisanie dla innych, którzy to docenią lub powiedzą co nie pasuje według nich :c

Miłego dnia kochani :3
Jula

Kolejna część

Witajcie kochani :3

postaram się dodać kolejną część Cassey jak najszybciej, ale zastanawiam się czy nie potrzymać was w niepewności. W ostatniej części nikt nie komentował i nie mówił czy się podoba, a ja chciałabym wiedzieć czy ktoś to czyta, niby mogę to pisać dla siebie, ale to nie jest aż taka przyjemność jak pisanie dla innych, którzy to docenią lub powiedzą co nie pasuje według nich.

Miłego dnia
Julka

Rose cz. 3

Rose cz. 3

          Weszliśmy do szkoły, zaczęłam szukać przyjaciółki. Widok Caroline i Lucy kompletnie mnie zszokował, śmiały, gadały, wygłupiały się ze sobą. Miałam uczucie jakby ktoś rozrywał mi serce, moja najlepsza przyjaciółka, patrzyła na mnie jakbym zrobiła jej coś złego, coś czego nie da się wybaczyć. Poleciałam do łazienki, zamknęłam się e jednej z kabin i rozpłakałam się jak małe dziecko. Co prawda miałam jeszcze Andy’ego, lecz przyjaciółka to przyjaciółka. Nagle usłyszałam, że ktoś otwiera drzwi.
-Oj, biedactwo... Hahahaha twoja przyjaciółeczka cię zostawiła. Tylko na to zasługujesz!! Wiesz dokładnie, że wszyscy mają patrzeć na mnie, nie na ciebie! Ja tu jestem najlepsza! Teraz cierp, hahahaha niedługo i ten twój Andy też cię zostawi...-wykrzyczała donośnym głosem Lucy.
-Jesteś nienormalna, chcesz mi zniszczyć życie tylko dlatego, że jak chodziłyśmy do przedszkola wylałam na ciebie sok?! Czy może zrobiłam coś co sobie wymyśliłaś i o czym nawet nie wiem! Wytłumacz mi to! Co do Andy’ego odczep się od niego!-oburzona i zdenerwowana powiedziałam.
-Chodzi też o ten sok, ale jest jeszcze jedna rzecz... Caroline była moją najlepszą przyjaciółką, dopóki ty się nie pojawiłaś! Kiedy cię zobaczyła pobiegła do ciebie, oprowadzała cię po szkole itd. Zabrałaś mi moją przyjaciółkę, teraz chciałam zobaczyć jak tobie będzie miło kiedy ktoś, kogo traktujesz jak siostrę, nagle cię opuszcza. Ty chociaż masz tego przyjaciela, a ja wtedy nie miałam nikogo. Byłam sama jak palec, więc postanowiłam się na tobie zemścić...-wytłumaczyła dziewczyna.
- Ja nawet o tym nie wiedziałam. Teraz już wiem jak to jest zostać bez przyja...- nie zdążyłam dokończyć, gdyż Lucy mi przerwała.
-Właśnie ty nic nie wiesz! Jak zawsze niewiniątko! Caroline należy teraz do mnie i już nigdy do ciebie nie wróci, ona cię nienawidzi...-rzekła dziewczyna. Nie usłyszała kiedy ktoś wszedł do łazienki.
-Co proszę?! Mogę wiedzieć co tu się dzieje ?! Niby jestem twoją własnością tak ?! Jesteś beszczelna! powiedziałaś, że Rose mnie nie lubi i, że uważa mnie za rozpieszczoną lalunie. Przekonałaś mnie, że to wszystko to prawda, nie no poprostu skandal !! Wyjdź stąd ty larwo jedna!-krzyczała Caroline.
Usłyszałam odgłos tłuczonej szklanej butelki. Szybko wyszłam z kabiny i zobaczyłam wokół siebie kawałki szkła. Obok leżała Caroline, nie ruszała się. Widziałam, że jakaś ruda dziewczyna wybiega z łazienki ...
-Caroline, Caroline obudź się !!-krzyczałam i klepałam ją w policzek, ale nic to nie dało...
Wybiegłam z łazienki i poleciałam w stronę sali, gdy już dotarłam zaczęłam krzyczeć.
-Caro... Caroline leży.... w łazience... nie rusza się...-wymamrotałam.
         Wszyscy podnieśli się z miejsc. Pani zaczęła nas uspokajać i kazała nam siedzieć cicho. Nauczycielka wybiegła z sali i poleciała do Caroline. Przed moimi oczami pojawiły się czarne plamy, czułam się jakby wszystko wokół mnie się ruszało. Poleciałam w tył i poczułam silny ból. Zemdlałam. Ocknęłam się w gabinecie pielęgniarki.
-Co się dzisiaj w tej szkole dzieje...-powiedziała pielęgniarka.-Boli cię coś jeszcze oprócz głowy ?- zapytała.
-Nie proszę pani...-odpowiedziałam-Co się stało? Kompletnie nic nie pamiętam...-rzekłam.
-Zemdlałaś, przyniósł cię tu jakiś chłopak...-odrzekła.
-Aha, no to dziękuję Pani, już mogę iść na lekcje ?-spytałam.
-O nie, nie, nie dzwoniłam do twoich rodziców, dowiedziałam się, że nie ma ich w kraju. Kazali mi zadzwonić do twojego brata, powiedział, że zaraz po ciebie przyjedzie, a do tego czasu będziesz leżała tutaj.-oznajmiła lekarka.
-No dobrze...-odpowiedziałam.
         Przyjechał po mnie James, weszliśmy do jego samochodu i odjechaliśmy. Kiedy dotarliśmy do domu, mój brat zaczął się wypytywać co się dziś stało w szkole. Nic nie wiedziałam. Zrobił mi gorącą czekoladę z piankami i gofry z bitą śmietaną. Moje relacje z James’em są o niebo lepsze, niż ze Stacy. To opiekuńczy i  troskliwy chłopak. Zawsze jest przy mnie w trudnych sytuacjach. przytuliłam chłopaka i szepnęłam do niego: 
-Dziękuję, że jesteś i, że się o mnie troszczysz. Kocham cię braciszku.  
Poleciałam na górę, wzięłam telefon i zobaczyłam wiadomość przysłaną od Andy’iego. Jej treść: „Odwróć się ;* ”. Zrobiłam to co chłopak napisał i ujrzałam go w oknie. Otworzyłam je i wpuściłam chłopaka do środka.


Łapcie kolejną część, mam nadzieję, że się podoba, miłego piąteczka kochani ;*.
Całuję i pozdrawiam Ola.

środa, 6 listopada 2013

Rose cz. 2

Rose cz. 2

                Zdziwiło mine to czemu moja przyjaciółka tak zareagowała. Zobaczyłam Andy’ego, postanowiłam z nim pogadać.
-Hej Andy, co tam ?
-Siema,  spoko a tam ?
-Też, znaczy tak po części. Gdałeś dziś z Caroline? Dziwnie się zachowuje, coś przede mną ukrywa…
-Nie, nie gadałem z nią. Co do tego, że się dziwnie zachowuje - to się zgodzę, nie przejmuj się, na pewno wszystko się ułoży. Teraz chodź już na geografię.
                  Lekcje się skończyły. Wyszłam ze szkoły i wracałam sama. Kiedy przeszłam przez furtkę drzwi były uchylone. Nie wiedziałam co robić, przestraszyłam się. Wkroczyłam do domu, zobaczyłam siedzącą  na kanapie moją starszą siostrę Stacy, zdziwiłam się. Byłam prawie pewna, że ona dziś pracuje.
-Yyyy, nie powinnaś być w pracy?-zapytałam.
-Nie, a co? Wzięłam sobie wolne, jeżeli tak bardzo ci przeszkadzam to mogę pójść…-odpowiedziała Stacy.
-Nic, nic po prostu nie wiedziałam, że mnie dziś odwiedzisz-wytłumaczyłam.
-W zasadzie przyszłam do taty, ale  widzę że go nie zastałam…-burknęła.
-Przecież doskonale wiesz, że rodzice wyjechali…-prychnęłam poirytowana, po czym poleciałam na górę.
               Ze Stacy nie dogadywałam  się zbyt dobrze, może dlatego, że zawsze mnie ignorowała i nigdy nie pomagała mi kiedy miałam jakiś problem. Wzięłam laptopa i zaczęłam przeglądać facebook’a. Jechałam w dół, w pewnym momencie natknęłam się na niezbyt ciekawy post. Pisało w nim: Jutrzejsze zawody zostały odwołane, ze względu na to, że zbyt wiele dziewcząt odmówiło udziału w zawodach, bardzo mi przykro. P. Luck.
-Nie wierzę-powiedziałam sama do siebie.

Zdziwiłam i wkurzyłam się tą przykrą wiadomością. Jak dziewczyny mogły to zrobić?! Tyle tygodni przygotowywałyśmy się do zawodów, a one nagle rezygnują… Usłyszałam dźwięk mojego telefonu, dostałam sms’a od Andy’ego. Jego treść: Spotkajmy się na boisku, czekam, mam ważną sprawę. Bez zastanowienia ruszyłam na dół, wzięłam klucze, założyłam trampki i poszłam w stronę boiska.***
 Kiedy dotarłam na miejsce zobaczyłam Andy’ego. Podeszłam i spytałam:
-Co to za ważna sprawa ?- zapytałam.
-Może najpierw „hej” ?- odpowiedział pytaniem na pytanie.
- No hej, heh, a teraz przejdźmy do tematu.-powiedziałam.
-Ale ty niecierpliwa, to tak. Spotkałem dziś Caroline, szła gdzieś w stronę domu Lucy…-odpowiedział chłopak.
- Chwila, w stronę domu Lucy, tej Lucy z naszej klasy ?! Szła do tej .... po kiego ?!-zbulwersowana wykrzyczałam.
-Nie wiem, ale nie denerwuj się, masz jeszcze mnie, a wiedz, że będę z tobą na dobre i na złe i, że zawsze możesz na mnie liczyć…-oznajmił bardzo szczerze chłopak.
-Andy dziękuję, że tak mówisz, ja również chcę ci powiedzieć to samo. Będę z tobą w każdej trudnej sytuacji.-objaśniłam.
-Hmmm, też dziękuję…
Chłopak bardzo czule mnie przytulił, a potem odprowadził do domu. Tak zakończył się ten dzień, wiele naszarpanych nerwów, ale również miła niespodzianka. Weszłam do domu umyłam się , położyłam  i cały czas rozmyślałam o Caroline i Andy’m, aż w końcu zasnęłam.
***
Kolejny dzień. Tym razem nie zaspałam, poszłam się umyć i ubrać. Spakowałam się i zeszłam na dół, postanowiłam zrobić sobie dziś naleśniki z nutellą. Kiedy wlałam porcję na patelnie zadzwonił dzwonek. Otworzyłam drzwi, zobaczyłam Andy’iego.
-Witaj śliczna, idziemy? Co tak pachnie?-spytał.
-Strasznie śliczna… Robię naleśniki. Chwila NALEŚNIKI !-oznajmiłam potem przypomniało mi się, że jednego zostawiłam na patelni. W biegu zaczęłam wykrzykiwać.
 Kiedy weszłam do kuchni było już za późno. Naleśnik kompletnie się spalił, a nawet powiedziałabym, że się zwęglił. Dałam sobie spokój, poza tym już powinnam wyjść.
-Gratki, przynajmniej wiem, że masz skleroze…-żartobliwie objaśnił chłopak.
-Gdybyś nie przyszedł to biednemu naleśniczkowi nic by się nie stało, pff-uderzyłam Andy’iego, razem wyszliśmy z domu i zmierzaliśmy w stronę szkoły.


Oto drugą część opowiadania o Rose, mam nadzieję, że Wam się podoba.
Jeżeli macie jakieś obiekcje to postaram się im sprostać. Miłego popołudnia miśki. Jak podoba wam się ten blog polećcie go innym.