Zaczarowana Księżycem Cz. 9
Zanim będziecie czytać trochę po przynudzam. Doszłam do wniosu, że niech będzie napiszę parę części. Choćby po to, żebyście zobaczyli co się stanie z Cas... Zresztą to strata tych co nie czytają xDD
Miłegoo ;*
___________________________
Po paru sekundach ujrzałam gmach liceum. Weszłam do środka. O dziwo się nie spóźniłam. Poszłam na lekcję. Najpierw był w - f , potem geografia, język polski, angielski, matematyka, biologia i chemia. Na żadnej z tych lekcji nie spotkałam ani Camerona, ani Olivera. Intuicja mówiła mi, że dzieje się tu coś bardzo złego. Postanowiłam ich poszukać.
Pomyślałam, że wpadnę do wampira. On powinien być w swojej willi. A jeżeli go nie będzie pojadę do domu Olivera.
Podążałam niezbyt mi znanymi uliczkami. Korzystając z pamięci próbowałam odtworzyć drogę do domu Camerona. Było wtedy bardzo ciemno jak Cam mnie odwoził, więc niewiele pamiętam.
Mijałam puste uliczki, które przyprawiały mnie o dreszcze. Było tam wielu bezdomnych. Bałam się, że mogą mi zrobić coś złego. Mimowolnie przyśpieszyłam kroku. Czułam, że ktoś mnie śledzi, obserwuje. Nawet się nie obejrzałam kiedy poczułam wiatr we włosach i nie zważając na to czy ktoś mnie zauważy pobiegłam. Włosy smagały mnie po zaróżowionych policzkach. Uczucie to dalej nie mijało. Domyśliłam się, że już nie wiem gdzie jestem. Nieznajomymi ścieżkami błądziłam po mieście.
Czyjeś ręce złapały mnie w pasie. Zamknęły usta i uniosły w górę. Zaczęłam się wyrywać. Kopałam nogami i waliłam rękami gdzie popadnie. Ów osobnik był bardzo umięśniony. Ciągnął mnie w stronę małej, zrujnowanej kamieniczki. Wtargnął do środka z ogromną siłą. Postawił mnie przed sobą i mocno kopnął w brzuch. Skuliłam się jęcząc z bólu. Popchnął mnie w kąt, uderzyłam ręką w ścianę. Szkło leżące na parapecie zleciało i okaleczyło moją twarz brudząc moją kurtkę karmazynową cieczą. Leżałam zszokowana trzymając się za obolałe ramie.
- Gadaj! Gdzie to jest! - wykrzykiwał bandyta.
Był to mężczyzna, brunet, na oko w średnim wieku. Miał ostre rysy twarzy. Był szczupły i w miarę wysoki. Zgaduję iż on był wilkołakiem. Śmierdziało od niego psem i czymś zdechłym... Nie chcę wiedzieć co to było.
- Ale... Ale o co chodzi? - wychrypiałam załamującym się głosem.
- Ty już wiesz! Mów! Jak nie powiesz, twój brat... On nie wróci, nigdy! - wrzeszczał złowrogo.
- Ja nie wiem o co ci chodzi! Wara od mojego brata! - wykrzyknęłam.
- Zrobię co będzie mi się podobało. Kamienie! Gdzie one są pytam się? - zapytał łagodniej.
- Ja nie mam bladego pojęcia - odpowiedziałam szczerze.
- Łżesz! Ty wiesz gdzie one są! - krzyknął podnosząc kamień, który po chwili z wielkim impetem wylądował na mojej nodze rozcinając cienki materiał legginsów i skórę.
- Ja nie kłamię - powiedziałam sycząc z bólu.
- Masz trzy dni, do niedzieli, do godziny dwudziestej. Pod wycieraczką przed twoim domem zostaw instrukcję. Inaczej stracisz ukochanego braciszka - zawyrokował mężczyzna.
Po tych słowach wybiegł z pomieszczenia. Zadrżałam, siedziałam tu sama. Zraniona. Traciłam krew. Rana na policzku piekła niemiłosiernie, a stróżki krwi skapywały na moje ubranie. Cała byłam posiniaczona. Nie wspominając już o rozcięciu na nodze. Powoli wstałam. Chwiejnymi i niezdarnymi krokami wyszłam z kamienicy. Ledwo przeszłam parę kroków. Potknęłam się. Wszystko mnie bolało. Wyciągnęłam drżącą ręką telefon. Zadzwoniłam po raz wtóry do Camerona. Mogłam zadzwonić do brata by mi pomógł, ale zadawał by zbyt dużo pytań.
Nie odbierał, spodziewałam się tego. Po chwili myślenia wykręciłam numer braciszka. Sytuacja się powtórzyła. Zostałam sama... Chyba, że... Po chwili siedziałam czekając aż odbierze Oliver. Tym razem miałam szczęście.
- Halo? - rzekł głos w słuchawce.
- Oli, proszę cię przyjdź do mnie, jestem przy kamienicy... Przy ulicy... - przerwałam szukając jakiegoś drogowskazu - Londyńskiej, ja nie dam rady sama wrócić... Nie wiem gdzie ja jestem... - wydusiłam z siebie.
- Coś się stało? - spytał zaniepokojony.
- Chodź - wysapałam.
Telefon wyślizgnął mi się z ręki. Ręce i nogi odmówiły mi współpracy. Leżałam w dziwnym stanie. Nie mogłam się poruszyć, ale miałam wszystkiego świadomość.
- Halo? Cassey? Jesteś?! Idę do ciebie! - mówił głos z komórki.
Czekałam. Nie wiem ile, gdyż straciłam rachubę czasu, a że było lato to było całkiem widno, ale wokoło pusto. Oprócz mnie nie było żadnej żywej duszy. Patrzyłam się bezmyślnie w równoległą ścianę.
Usłyszałam być może zbawienne kroki. Nadszedł Oliver. Gdy mnie zobaczył w jego oczach ujrzałam przerażenie i niepokój. Wyjął nerwowo telefon i zadzwonił, chyba po pogotowie.
- Cas? Widzisz mnie? Słyszysz? - mówił.
- Ja... Tu... - tylko tyle zdołałam z siebie wykrztusić.
Usiadł obok nie i lekko przytulił. Syknęłam z bólu. Dalej bolało mnie całe ciało. Oliver chyba wiedział, że nie chce rozmawiać o tym co się stało i po prostu nie dałabym rady. Milczał razem ze mną. Nie wiele minęło gdy nadjechała karetka.
Wciągnęli mnie na nosze i wsadzili do ambulansu. Pozwolili chłopakowi wejść do środka. zadawali mu pytania, co się wydarzyło. On oczywiście nic nie wiedział. A ja byłam w dołku. Co ja mam niby powiedzieć? Tajemniczy zbir każe mi dać instrukcje gdzie są święte kamienie od bramy do świata wampirów, a ten facet to zapewne wilkołak? Uznają mnie za wariatkę i wyślą do psychiatryka... Nie chciałam tak skończyć. Zapominając o bólu rozmyślałam gorączkowo.
Zanim się obejrzałam leżałam na ,łóżku szpitalnym. Czułam się lepiej. Ale bałam się co zrobię. W końcu usnęłam.
Nie wiem jak długo spałam. Ból zniknął, siniaki zniknęły, a rany prawie zasklepiły, widziałam wyraźnie. Akurat stała obok mnie lekarka więc spytałam:
- Czy ze mną jest wszystko dobrze? - wykrztusiłam.
- Jak na to co się stało to bardzo dobrze. Nie widziałam, żeby jakikolwiek człowiek tak szybko po czymś takim doszedł do siebie - rzekła promiennie.
- To dobrze - powiedziałam, nie byłam człowiekiem, a pół wampirem, więc nie dziwne - a kiedy wyjdę stąd? - spytałam.
- Pewnie jutro popołudniu, musisz zostać na obserwacji - odparła i wyszła z pokoju.
Dopiero wtedy zauważyłam, że obok, na fotelach siedział Oliver i mój brat. Camerona nie było. Poczułam ukłucie żalu i smutku. Co się z nim dzieje? Gdzie on zniknął? Nie odbiera, może coś mu się złego przydarzyło? Do głowy przychodziły mi same czarne myśli.
- Jak się czujesz siostra? - wyrwał mnie z zamyślenia Tom.
- Jest ok - wychrypiałam.
- A co się w ogóle stało? I czemu nic nie powiedziałaś, że idziesz gdzieś po lekcjach? Zawiózłbym cię - mówił.
- Nie chciałam ci zawracać głowy, wiem, że tu przyjechałeś na parę dni i myślałam, że będziesz zajęty... - urwałam na chwilę - Przy okazji trochę zabłądziłam w drodze do domu Camerona - tu Oli się skrzywił - A co do tego co się stało... To jakiś facet mnie napadł... Pobił mnie i teraz widzicie - powiedziałam.
- Ah... Siostrzyczko moja, pewnie, że bym się denerwował, że nie chce mi się, ale gdybym wiedział, że nie do końca wiesz gdzie to jest to byś tu nie leżała. Trzeba znaleźć tego typa! - rzekł poddenerwowany.
- Tak, pomogę ci Tom, znajdziemy go i się odwdzięczymy - zawtórował mu Oliver.
- Nic z tego chłopaki, nie trzeba, no stało się, ale co jeżeli on jest.... yyy.... inny? Silniejszy i w ogóle? - przerwałam.
- Co masz na myśli? - spytał Tom.
Oliver spojrzał na mnie. Chyba doskonale od początku wiedział o co w tym wszystkim chodzi... Ciekawa jestem co wie i w ogóle kim jest?
Po chwili Tom oznajmił nam, że się śpieszy i musi już iść. Jak powiedział, tak zrobił. Korzystając z tego, że byłam sama z Olim postanowiłam z nim szczerze pogadać o tym czy on cokolwiek wie.
_____________________________
No trzymajcie tą część, spodobała wam się chociaż?
Julka
Podążałam niezbyt mi znanymi uliczkami. Korzystając z pamięci próbowałam odtworzyć drogę do domu Camerona. Było wtedy bardzo ciemno jak Cam mnie odwoził, więc niewiele pamiętam.
Mijałam puste uliczki, które przyprawiały mnie o dreszcze. Było tam wielu bezdomnych. Bałam się, że mogą mi zrobić coś złego. Mimowolnie przyśpieszyłam kroku. Czułam, że ktoś mnie śledzi, obserwuje. Nawet się nie obejrzałam kiedy poczułam wiatr we włosach i nie zważając na to czy ktoś mnie zauważy pobiegłam. Włosy smagały mnie po zaróżowionych policzkach. Uczucie to dalej nie mijało. Domyśliłam się, że już nie wiem gdzie jestem. Nieznajomymi ścieżkami błądziłam po mieście.
Czyjeś ręce złapały mnie w pasie. Zamknęły usta i uniosły w górę. Zaczęłam się wyrywać. Kopałam nogami i waliłam rękami gdzie popadnie. Ów osobnik był bardzo umięśniony. Ciągnął mnie w stronę małej, zrujnowanej kamieniczki. Wtargnął do środka z ogromną siłą. Postawił mnie przed sobą i mocno kopnął w brzuch. Skuliłam się jęcząc z bólu. Popchnął mnie w kąt, uderzyłam ręką w ścianę. Szkło leżące na parapecie zleciało i okaleczyło moją twarz brudząc moją kurtkę karmazynową cieczą. Leżałam zszokowana trzymając się za obolałe ramie.
- Gadaj! Gdzie to jest! - wykrzykiwał bandyta.
Był to mężczyzna, brunet, na oko w średnim wieku. Miał ostre rysy twarzy. Był szczupły i w miarę wysoki. Zgaduję iż on był wilkołakiem. Śmierdziało od niego psem i czymś zdechłym... Nie chcę wiedzieć co to było.
- Ale... Ale o co chodzi? - wychrypiałam załamującym się głosem.
- Ty już wiesz! Mów! Jak nie powiesz, twój brat... On nie wróci, nigdy! - wrzeszczał złowrogo.
- Ja nie wiem o co ci chodzi! Wara od mojego brata! - wykrzyknęłam.
- Zrobię co będzie mi się podobało. Kamienie! Gdzie one są pytam się? - zapytał łagodniej.
- Ja nie mam bladego pojęcia - odpowiedziałam szczerze.
- Łżesz! Ty wiesz gdzie one są! - krzyknął podnosząc kamień, który po chwili z wielkim impetem wylądował na mojej nodze rozcinając cienki materiał legginsów i skórę.
- Ja nie kłamię - powiedziałam sycząc z bólu.
- Masz trzy dni, do niedzieli, do godziny dwudziestej. Pod wycieraczką przed twoim domem zostaw instrukcję. Inaczej stracisz ukochanego braciszka - zawyrokował mężczyzna.
Po tych słowach wybiegł z pomieszczenia. Zadrżałam, siedziałam tu sama. Zraniona. Traciłam krew. Rana na policzku piekła niemiłosiernie, a stróżki krwi skapywały na moje ubranie. Cała byłam posiniaczona. Nie wspominając już o rozcięciu na nodze. Powoli wstałam. Chwiejnymi i niezdarnymi krokami wyszłam z kamienicy. Ledwo przeszłam parę kroków. Potknęłam się. Wszystko mnie bolało. Wyciągnęłam drżącą ręką telefon. Zadzwoniłam po raz wtóry do Camerona. Mogłam zadzwonić do brata by mi pomógł, ale zadawał by zbyt dużo pytań.
Nie odbierał, spodziewałam się tego. Po chwili myślenia wykręciłam numer braciszka. Sytuacja się powtórzyła. Zostałam sama... Chyba, że... Po chwili siedziałam czekając aż odbierze Oliver. Tym razem miałam szczęście.
- Halo? - rzekł głos w słuchawce.
- Oli, proszę cię przyjdź do mnie, jestem przy kamienicy... Przy ulicy... - przerwałam szukając jakiegoś drogowskazu - Londyńskiej, ja nie dam rady sama wrócić... Nie wiem gdzie ja jestem... - wydusiłam z siebie.
- Coś się stało? - spytał zaniepokojony.
- Chodź - wysapałam.
Telefon wyślizgnął mi się z ręki. Ręce i nogi odmówiły mi współpracy. Leżałam w dziwnym stanie. Nie mogłam się poruszyć, ale miałam wszystkiego świadomość.
- Halo? Cassey? Jesteś?! Idę do ciebie! - mówił głos z komórki.
Czekałam. Nie wiem ile, gdyż straciłam rachubę czasu, a że było lato to było całkiem widno, ale wokoło pusto. Oprócz mnie nie było żadnej żywej duszy. Patrzyłam się bezmyślnie w równoległą ścianę.
Usłyszałam być może zbawienne kroki. Nadszedł Oliver. Gdy mnie zobaczył w jego oczach ujrzałam przerażenie i niepokój. Wyjął nerwowo telefon i zadzwonił, chyba po pogotowie.
- Cas? Widzisz mnie? Słyszysz? - mówił.
- Ja... Tu... - tylko tyle zdołałam z siebie wykrztusić.
Usiadł obok nie i lekko przytulił. Syknęłam z bólu. Dalej bolało mnie całe ciało. Oliver chyba wiedział, że nie chce rozmawiać o tym co się stało i po prostu nie dałabym rady. Milczał razem ze mną. Nie wiele minęło gdy nadjechała karetka.
Wciągnęli mnie na nosze i wsadzili do ambulansu. Pozwolili chłopakowi wejść do środka. zadawali mu pytania, co się wydarzyło. On oczywiście nic nie wiedział. A ja byłam w dołku. Co ja mam niby powiedzieć? Tajemniczy zbir każe mi dać instrukcje gdzie są święte kamienie od bramy do świata wampirów, a ten facet to zapewne wilkołak? Uznają mnie za wariatkę i wyślą do psychiatryka... Nie chciałam tak skończyć. Zapominając o bólu rozmyślałam gorączkowo.
Zanim się obejrzałam leżałam na ,łóżku szpitalnym. Czułam się lepiej. Ale bałam się co zrobię. W końcu usnęłam.
Nie wiem jak długo spałam. Ból zniknął, siniaki zniknęły, a rany prawie zasklepiły, widziałam wyraźnie. Akurat stała obok mnie lekarka więc spytałam:
- Czy ze mną jest wszystko dobrze? - wykrztusiłam.
- Jak na to co się stało to bardzo dobrze. Nie widziałam, żeby jakikolwiek człowiek tak szybko po czymś takim doszedł do siebie - rzekła promiennie.
- To dobrze - powiedziałam, nie byłam człowiekiem, a pół wampirem, więc nie dziwne - a kiedy wyjdę stąd? - spytałam.
- Pewnie jutro popołudniu, musisz zostać na obserwacji - odparła i wyszła z pokoju.
Dopiero wtedy zauważyłam, że obok, na fotelach siedział Oliver i mój brat. Camerona nie było. Poczułam ukłucie żalu i smutku. Co się z nim dzieje? Gdzie on zniknął? Nie odbiera, może coś mu się złego przydarzyło? Do głowy przychodziły mi same czarne myśli.
- Jak się czujesz siostra? - wyrwał mnie z zamyślenia Tom.
- Jest ok - wychrypiałam.
- A co się w ogóle stało? I czemu nic nie powiedziałaś, że idziesz gdzieś po lekcjach? Zawiózłbym cię - mówił.
- Nie chciałam ci zawracać głowy, wiem, że tu przyjechałeś na parę dni i myślałam, że będziesz zajęty... - urwałam na chwilę - Przy okazji trochę zabłądziłam w drodze do domu Camerona - tu Oli się skrzywił - A co do tego co się stało... To jakiś facet mnie napadł... Pobił mnie i teraz widzicie - powiedziałam.
- Ah... Siostrzyczko moja, pewnie, że bym się denerwował, że nie chce mi się, ale gdybym wiedział, że nie do końca wiesz gdzie to jest to byś tu nie leżała. Trzeba znaleźć tego typa! - rzekł poddenerwowany.
- Tak, pomogę ci Tom, znajdziemy go i się odwdzięczymy - zawtórował mu Oliver.
- Nic z tego chłopaki, nie trzeba, no stało się, ale co jeżeli on jest.... yyy.... inny? Silniejszy i w ogóle? - przerwałam.
- Co masz na myśli? - spytał Tom.
Oliver spojrzał na mnie. Chyba doskonale od początku wiedział o co w tym wszystkim chodzi... Ciekawa jestem co wie i w ogóle kim jest?
Po chwili Tom oznajmił nam, że się śpieszy i musi już iść. Jak powiedział, tak zrobił. Korzystając z tego, że byłam sama z Olim postanowiłam z nim szczerze pogadać o tym czy on cokolwiek wie.
_____________________________
No trzymajcie tą część, spodobała wam się chociaż?
Julka
Super *o* loffciam Twoje opowiadanie ^^ cieszę się, że piszesz dalej i postaram się komentować, tak jak obiecałam
OdpowiedzUsuńDziękuję za ten zaszczyt, miło, że znalazła się jedna osóbka ;* Za parę dzionków będzie kolejna część ;p
Usuń