poniedziałek, 11 listopada 2013

Zaczarowana Księżycem Cz. 7

Zaczarowana Księżycem Cz. 7

W końcu dojechaliśmy do lasu, jechaliśmy przez parę chwil i wyszliśmy z auta. Gdy przeszliśmy przez krzaki ukazał nam się duży, nowoczesny budynek. Cały był przeszklony można było zobaczyć ogromną siłownię, stołówkę i parę nieznanego przeze mnie przeznaczenia pokoi. Koło niego było ogromne boisko, a na nim niewyobrażalnie szybko biegały jakieś osoby, rzucały piłkami bardzo daleko, podnosiły ciężkie sztangi i inne rzeczy, pewnie były to wampiry. Całe to miejsce otaczała nieokreślona aura. Czułam się tu wspaniale. To było niesamowite uczucie, niedopisania.
- Chodźmy - rzekł Cam i pociągnął mnie w stronę budynku.
Weszliśmy do środka. Wnętrze tego miejsca było minimalistyczne. Białe, przeszklone ściany i równie jasna podłoga lśniły jakby samoistnie. Kwiaty rozmieszczone w kątach hali pachniały przepięknie. Śliczne meble aż się prosiły, żeby na nich usiąść i poleniuchować. Już miałam usiąść na kanapie, kiedy Cameron kazał mi iść dalej. Rzuciłam tylko tęskne spojrzenie w kierunku wielkiego fotela i ruszyłam za nim.
Weszliśmy do długiego korytarzu. Był on symetryczny, po jednej stronie były drzwi, a po drugiej dokładnie naprzeciwko stały identyczne. Ta wędrówka przeciągała się niemiłosiernie, tunel nie miał końca. Przyglądałam się dziwnym napisom umieszczonym na ścianie przy samym suficie. Wyglądały jak bazgroły dwuletniego dziecka. Cam chyba domyślił się, że zaraz zapytam go o to, więc zaczął mówić.
- Zgaduję, że zastanawiasz się co to za dziwne napisy?
- Właśnie miałam się oto ciebie zapytać... No tak przecież czytasz w myślach - odpowiedziałam.
- Domyśliłem się po prostu. Każdy kto tu przychodzi nad tym się zastanawia. Są to kilkunastowieczne hieroglify napisane przez naszych przodków.
- Łał... Tylko szkoda, że nic nie da się rozczytać.
- To jest w naszym języku, kiedyś mówiliśmy inaczej, ale postanowiliśmy przejąć ludzki język by móc kiedyś z nimi współpracować.
- Myślisz, że to by się udało? Wampiry przecież by pozjadały ludzi...
- O i tu się mylisz. Są pewne stereotypy, które ludzie sobie wmówili. Po pierwsze wampiry mogą pić krew, bo przez to mają więcej siły, ale my mamy taką swoją wytwórnię i czasami musimy się jej napić, ponieważ okropnie się czujemy. Po drugie jemy normalne jedzenie. Po trzecie zabijesz nas tylko poprzez spalenie. Po czwarte czosnek i drewniany kołek nic nam nie zrobi. Po piąte słońce tylko trochę nas osłabia, ale nie dużo. Po szóste, w nocy jesteśmy najbardziej sprawni, szczególnie w pełni dzięki magii księżyca. Po siódme, nie potrzebujemy tyle snu co ludzie, wystarczy nam godzina lub dwie dziennie. Po ósme, prawie się nie męczymy, co najwyżej gdy korzystamy z mocy umysłowych, wtedy trzeba uważać, kiedy użyjemy ich za dużo w jednym czasie, zmęczymy się, a można od tego zginąć - rzekł bez żadnej przerwy.
- No i jesteśmy nieśmiertelni - dodałam ze smutkiem w głosie.
- Nie wszyscy,  już ci to chyba tłumaczyłem, ty raczej będziesz śmiertelna - poprawił mi humor.
- A pamiętasz ten dzień kiedy wyglądałam okropnie i źle się czułam? Wtedy jak cokolwiek zjadłam to tylko to wypluwałam...
- Przed przemianą występują skutki uboczne, czasami tak będziesz mieć, a po przemianie już to się skończy.
- Ok... A tak z innej beczki, odwiedzisz dzisiaj ze mną Mandy w szpitalu? Nie mogłam się pozbierać jak wtedy się to stało i teraz jestem gotowa, żeby ją zobaczyć...
- Oczywiście, z chęcią umilę ci ten czas, zasługujesz na ten zaszczyt.
- Ah, wiem wreszcie stałam się tego godna.
Zaśmialiśmy się głośno, świetnie się razem dogadujemy. Coraz bardziej lubię tego aroganckiego wampira.
Gdy skończyliśmy się śmiać ujrzeliśmy ogromne, białe drzwi. Cameron popchnął je leciutko i kazał mi wejść. Przed nami ukazał wielki fotel i biurko, na którym siedział pewien mężczyzna. Wydaje mi się, że był to ten władca, o którym mi tyle mówił Cam.
- Wejdźcie proszę - rzekł donośny, głęboki głos.
Posłuchaliśmy.
- Witamy cię w naszym łączniku do Auglessi Cassey, Jestem władcą tego świata, Jestem Carlos Le Carrie - powiedział z uśmiechem.
- Dzień dobry - rzekłam nie do końca wiedząc co powiedzieć.
- Nie bój się, jesteś w domu, nikt ci tu nic nie zrobi, mów to co myślisz, żadna osoba się nie obrazi, cenimy sobie szczerość i bezpośredniość - wypowiedział przyjaźnie - ty Cameron bardzo dobrze się spisałeś, do oswojenia jej z myślą, że jest kimś innym miałeś więcej czasu, ale zrobiłeś to wcześniej, brawo! Dzięki tobie zyskamy na czasie i odnajdziemy kamienie by odbudować bramę.
- Bramę? - zapytałam.
- On nie mógł ci wszystkiego powiedzieć, byłaś zbyt oszołomiona, mogłaś coś wygadać, a teraz jesteś gotowa. Jak już wiesz wilkołaki knują chytry plan by zawładnąć naszym światem. Chcą skorzystać z naszej chwili słabości. Nasza brama, do naszego świata, uległa uszkodzeniu. Teraz każdy może przejść do Auglessi, wcześniej otworzyć mogli ją tylko wybrani. Potrzebujemy skradzionych kamieni. Próbowaliśmy ich szukać, ale przepowiednia niedawno ogłosiła, że istnieje wampir nienarodzony ani nie stworzony poprzez ugryzienie i tylko on będzie wstanie pomóc. Będzie miał zdolności niewyobrażalnie wielkie i to one właśnie umożliwią uratowanie. I ty właśnie nim jesteś.
- Łał... Czyli mam zadanie do wykonania...
- Tak, ogromna odpowiedzialność na tobie spoczywa. A od jutra zaczynasz treningi. Oczywiście w nocy, nie potrzebujemy prawie w ogóle snu to niedługo i ty nie będziesz go wymagać, więc sobie poradzisz. Najpierw trening umysłowy, nauczysz się bronić przed atakami umysłowymi i odkryjesz swe moce. Potem sztuki walki, wzmocnisz też kondycję - wyjaśnił.
- Ale mnie pan pocieszył... - rzekłam przerażona moim zadaniem.
- No cóż, taki twój los, ale dasz radę twój trener ci pomoże.
- Kto nim będzie?
- Nad tym właśnie myślę, widzę, że dobrze się dogadujesz z Cameronem... Może to będzie on, ale nie jestem na razie w stanie ci tego powiedzieć, gdyż on i  tak musi cię na co dzień chronić.
- Ja sobie poradzę - rzekł z uśmiechem Cam.
- Dla ciebie mam jeszcze jedno zadanie, więc zobaczymy - powiedział władca do chłopaka.
- A jakie? - spytał.
- Za parę dni się dowiesz... Jutro o ósmej wieczorem spotkamy się w hali. Wtedy dowiesz się kto czego będzie cię uczył, a teraz wybaczcie, mam kolejne spotkanie - uśmiechnął się promiennie.
Pożegnaliśmy się i wyszliśmy powoli z pokoju. Korytarz nie wydawał się już taki długi, miałam dużo do przemyślenia, więc nawet nie zauważyłam kiedy znalazłam się w samochodzie.
- Czyli teraz do szpitala, tak? - spytał.
-  Taa, Cam? - zapytałam.
- Tak? - odpowiedział.
- Bo ty czytasz w myślach, no nie?
- Tak, do czego zmierzasz?
- Bo czemu po prostu nie przeczytałeś mi w myślach, żeby się dowiedzieć o co chodzi z Oliverem?
- Nie zrobiłem tego, bo nie lubię naruszać czyjejś prywatności. Używam tego tylko w razie konieczności. Co? Zdziwiona?
- Trochę, raczej inni by tylko to robili.
- Ja jestem inny, wspaniały, przystojny, mądry, mam dalej wymieniać?
- Twoja skromność mnie dobija. Ale... - urwałam z uśmiechem.
- Ale co?  -zapytał zdezorientowany.
- Ale muszę przyznać, że jesteś przystojny - powoli powiedziałam.
- Wiele dziewczyn mi to mówi - odparł szczerząc się.
- Czyli jestem jedną z tych dziewczyn?
- Nie, ty jesteś wyjątkowa.
- Ty co powiedziałeś?
- Dobrze usłyszałaś.
- Ty i prawienie komplementów innym?
- Oj weź, nie jestem przecież aż taki, ty mnie nie doceniasz - rzekł teatralnie.
- Nie prawda - Cam zaparkował samochód pod szpitalem.
- To co dasz mi buziaka przed wejściem?
- Jeszcze czego? Może jeszcze ci upiekę ciasteczka, co?
- Tak, tak  z chęcią zjem... - rzekł -  Zadziorna - uśmiechnął się ukazując urocze dołeczki.
Teraz to naprawdę miałam ochotę go pocałować.
 - Wiesz, że ja też? - stwierdził.
- Ale co? - zapytałam nic nie rozumiejąc.
- Też chciałbym cię pocałować - zaśmiał się.
- Osz ty! Mówiłeś, że nie czytasz w myślach, bo nie chcesz naruszać czyjejś prywatności.
- A tak przez przypadek, mówiłem używam tylko w razie konieczności - uśmiechnął się ukazując białe zęby.
- Fajny mi przypadek, a jaka wspaniała konieczność - wymamrotałam.
Nasze twarze zbliżały się. Byłam coraz bliżej niego, czułam coraz mocniejszy zapach jego perfum. Już chwila, a nasze usta zetknęły się w wspaniałym, pełnym namiętności pocałunku. Nie chciałam tego przerywać, w jego objęciach, przy nim czułam się bezpiecznie i... magicznie? Tak, to odpowiednie słowo. Trwaliśmy tak przez parę seknud. Po chwili odsunęliśmy się od siebie. Na koniec Cam na koniec przytulił mnie mocno i szepnął:
- Jesteś śliczna i pamiętaj, że cię kocham.
Drgnęłam. Czułam, że oprócz Mandy i brata, tylko on mnie tak dobrze  rozumie.
Puścił mnie. Uśmiechaliśmy się do siebie napawając się swoją obecnością. W końcu musieliśmy iść do mojej przyjaciółki, więc pierwsza wyszłam milcząc. Cameron dołączył po chwili do mnie. Weszliśmy do obszernego budynku, podeszliśmy do recepcji.
- Dzień dobry, możemy się spotkać z Mandy Carson? - zapytałam pielęgniarkę.
- A państwo są? - odpowiedziała pytaniem na pytanie.
- Przyjaciółmi - odparliśmy synchronicznie.
- Może wejść tylko rodzina, zresztą ona nie jest w zbyt dobrym stanie, nie powinnam was wpuszczać - rzekła chłodno.
- My tylko na chwilę, przywitać się i zapytać czy wszystko dobrze... - zaczęłam.
- No dobrze, ale tylko na pięć minut - zgodziła się - jest w pokoju numer 19.
Cameron ruszył pierwszy, a ja za nim. Szliśmy mijając wiele ludzi. Między innymi małżeństwo, które zawzięcie rozmawiało z lekarzem. Ich dziecko miało operacje, a lekarze nie chcą ich wpuścić do niego. Zrobiło mi się ich żal. Smutno jest odczuwać uczucie bezsilności, a dodatkowo kiedy nie możemy komuś pomóc ani zobaczyć czy wszystko jest w porządku.
Wtedy Cam uchylił drzwi i przepuścił mnie jako pierwszą. Weszłam, a on potem. Ujrzałam moją przyjaciółkę. Całą bladą, jej włosy jak pociemniały, a twarz zmizerniała.
- Cassey! - wychrypiała.
- Hey, Mandy, jak się czujesz? - zapytałam troskliwie.
- Tak sobie... Lekarze nie chcą mi powiedzieć co ze mną jest - odparła zasmucona.
- W końcu ci powiedzą, nie mogą przecież nic nie mówić - rzekł chłopak.
- A może rodzicom powiedzieli? Spytaj się ich - dodałam.
- Może... - wzdychała.
- A wiesz, ja mam dla ciebie prezent! Miałam ci to dać na urodziny, ale pomyślałam, że będzie ci to mnie przypominać i teraz ci dam - oznajmiłam wyjmując z torebki pudełko z niewielkim naszyjnikiem z jej imieniem.
- Ojej, naprawdę nie trzeba - uśmiechała się.
- Trzymaj - podałam jej prezent.
Rozpakowała go powoli. Od razu poprosiła mnie żebym jej go założyła. Pomogłam jej i wstałam.
- To my się już zbieramy - powiedziałam po chwili.
- No dobrze, czuję się tu taka samotna - Mandy posmutniała.
- Nie martw się, przyjdziemy jeszcze - rzekłam, a wtedy Cam przytulił mnie od tyłu otaczając mnie swymi umięśnionymi ramionami. Pociągnął mnie do drzwi.
- A tak z innej beczki, wy jesteście razem? - spytała zaintrygowana.
- Nie...Tak.. Nie wiem, może.... - rzekłam powoli wychodząc.
Mrugnęła do mnie porozumiewawczo uśmiechając się promiennie. Zrobiło to tak by Cameron nie widział. A ja odwzajemniłam go.
Pożegnaliśmy się z nią i wyszliśmy z budynku. Szliśmy powolnym krokiem w stronę parkingu gdzie stał samochód.
Wtedy poczułam silny ból w głowie, zaczęło mi się kręcić w niej. Już ledwo trzymałam się na nogach. Oczy przesłonił czarny obraz, być może upadłam. Tego nie wiem. Ujrzałam tylko kolejną wizję.
Przedstawiała las nocą. Maszerowały jakieś istoty. Biegły tak szybko jak wampiry, ale to nie były one. Jedne biegły na czterech łapach, inne na dwóch. Dobiegły do parku. Przestali biec, zachowywali się jak normalni ludzie. Czteronożni przybrali rówież taką postać. Powoli i niepostrzeżenie podkradli się pod mój dom. Weszli do środka. Na palcach rozejrzeli się po nim. Zajrzeli w każdy możliwy kąt. W końcu zakradli się do mojego pokoju. Ujrzałam siebie. Ta druga ja ujrzawszy ich wstała i przestraszona otworzyła okno. Miała już przez nie wyskoczyć kiedy wilkołaki rzuciły się na nią. Chciałam coś zrobić, ale co ja mogę? To wizja. Druga Cassey nie zdążyła nic zrobić, oni już ją mieli. Ogłuszyli ją szklaną butelką i jakby nigdy nic wyszli trzymając ją na rękach i biegnąc do swej kryjówki w lesie.
Przestraszyłam się, czy te wizje urzeczywistniają się? To wszystko może się wydarzyć? Byłam przerażona.
Ciężko oddychając powoli odzyskiwałam świadomość. Ciągle czułam tępy ból w okolicach skroni. Bolało niemiłosiernie, myślałam, że zaraz głowa mi wybuchnie. Co parę sekund przechodziły po mnie mrożące krew w żyłach dreszcze. Wolno i  z trudem otworzyłam zamglone oczy.

____________________________

A oto kolejna część, poczekaliście trochę dłużej, gdyż ten długi weekend miałam trochę zajęty, a mianowicie byłam u moich przyjaciółek. Było świetnie śpiewałyśmy na cały głos przez pół nocy. Było bardzo miło i śmiesznie.
A wracając do Cas, mam nadzieję, że ta część się wam spodoba. Piszcie swoje uwagi i sugestie pod tym postem. Liczę również na wiele komentarzy :>

Buziaki
Julka ♥


5 komentarzy:

  1. Dawaj już kolejną część bo zaraz zwariuje *.*
    Paputek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahahahahah, nie cierp teraz xD Muszę mieć przecież jakąś radoche
      Nie mam w tej chwili weny, ale pewnie jutro będzie, jak zwyle zresztą w szkole ;.;

      Usuń
  2. Ciekawe opowiadanie, podoba mi się. Napisane bardzo lekkim stylem, chociaż rzuca mi się w oczy brak przecinków w niektórych miejscach.
    Będę czekać na kolejną część, pozdrawiam i życzę weny. <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Wybacz za ten błąd ;p Postaram się to poprawić, a kolejna część pojawi się albo dzisiaj wieczorem lub jutro popołudniu ;3

    OdpowiedzUsuń
  4. Czy to nie za szybko,że Cameron powiedział,że ją kocha? Niezły rodział ;) LOVKI <3

    OdpowiedzUsuń